czwartek, 15 maja 2025

Zanim wybije godzina „zero”

 

Nie sposób nie zauważyć, że obecna kampania prezydencka w Polsce przypomina ring bokserski, na którym obowiązuje tylko jedna zasada: „nie ma żadnych zasad”. Kandydaci prześcigają się w obietnicach, szukają haków, wyciągają afery z przeszłości i tworzą nowe, jakby walka o najwyższy urząd w państwie była grą o sumie zerowej, w której nie liczy się dobro wspólne, a jedynie własny interes.

 

Społeczeństwo coraz bardziej podzielone – nie na zwolenników różnych wizji, lecz na wrogie obozy. Polityczna wojna domowa rozgrywa się na ulicach, w internecie, w rodzinnych rozmowach przy stole. Wzajemne zaufanie eroduje. Hasła o „wartościach”, „prawdzie” czy „etyce” stały się pustymi sloganami, powtarzanymi mechanicznie, bez treści.

 

Kiedyś mówiło się: „Jaki pan, taki kram” – dziś to przysłowie brzmi jak gorzka diagnoza. Kandydaci – często reprezentujący partie, które przez lata kompromitowały się brakiem odpowiedzialności – obiecują wszystko wszystkim. Ci, którzy do tej pory nie zrobili nic, teraz oferują wszystko. Gruszki na wierzbie, migdały na jałowcu – byle zdobyć głosy. A media, zamiast pełnić funkcję strażnika demokracji, stały się tubą propagandy – jedni krzyczą głośniej, bo mają większe głośniki. Inni z kolei grają emocjami, szukając konfliktów, które najlepiej się „klikają”.

 

W tym wszystkim ginie coś o wiele ważniejszego niż kolejny sondaż czy debata. Giną wartości, które były fundamentem naszej cywilizacji: moralność, godność, szacunek wobec drugiego człowieka. Kultura polityczna nie tylko ubożeje – ona staje się narzędziem upodlenia. Przestajemy się nawzajem słuchać, nie potrafimy się różnić z godnością. Zamiast mostów – budujemy mury.

 

Równocześnie promuje się bezkrytycznie ideologię wolności bez granic. Tradycyjne wartości rodzinne, tożsamość kulturowa, autorytet Kościoła – wszystko to bywa wyszydzane, ignorowane, a często otwarcie zwalczane. Osoby wierzące nazywa się „katolami” czy „fanatykami” – zwykle przez tych, którzy z Kościołem nie mają nic wspólnego. Krytyka, owszem, jest potrzebna. Ale kiedy zamienia się w obsesję, przestaje być uczciwa.

 

Niepokoi mnie również fakt, o którym mówi się za mało: Polska wymiera. Statystyki są nieubłagane – rodzi się najmniej dzieci w historii. A przecież bez młodego pokolenia nie będzie komu budować tej przyszłości, o którą dziś rzekomo tak walczą kandydaci. Może się okazać, że w niedalekiej przyszłości opiekę nad naszymi seniorami będą sprawować nie ludzie, lecz humanoidalne roboty. Czy tego właśnie chcemy?

 

Historia uczy, że prawda nie zawsze ma głos. Chrystus został skazany przez elity swojego czasu, bo był dla nich niewygodny. Tłum łatwo było podburzyć, prawdę zagłuszyć. Dziś też nie brakuje tych, którzy chcą zniszczyć wszystko, co przeszkadza w utrzymaniu władzy.

Ale moja przyjaciółka powiedziała kiedyś mądre słowa:
Janku, nie martw się. Będzie tak, jak Bóg chce. On z każdego zła potrafi wyprowadzić dobro. Ale my musimy się modlić – za Ojczyznę.

 

Nie chodzi jednak tylko o modlitwę. Potrzeba także mądrej decyzji. Bo to, kto stanie na czele państwa, będzie kształtować nie tylko politykę, ale i moralny kręgosłup narodu. Trzeba nam prezydenta, który nie będzie ani proniemiecki, ani prorosyjski – lecz będzie wierny Polsce, suwerenny, Bogu oddany, katolicki w swoim systemie wartości.

 

Niech więc ta godzina „zero”, kiedy oddamy swój głos, nie będzie wyborem mniejszego zła, lecz świadectwem tego, że chcemy Polski silnej nie tylko ekonomicznie, ale i duchowo. Polski, której nie trzeba będzie się wstydzić, bo będzie wierna swoim korzeniom.

Jan Mieńciuk
Chorzów, czwartek, 15 maja 2025r

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz