Środa, 2 stycznia 2019 Przeczytałem
owe ”ględzenie noworoczne” Romy Jegor i... źal mi bardzo się zrobiło kochanej
Romy. (Skopiowany tekst zamieściłem
niżej)
A to dlatego, że Romie nie można pomóc. Bo jak można pomóc
osobie, która nie akceptuje rzeczywistości, w której dano nam żyć. Przecież
człowiek po to rodzi się, dojrzewa, zdobywa doświadczenie życiowe, z którym się
dzieli z przyjaciółmi, znajomymi, lub po prostu z ludźmi napotkanymi na swojej
drodze życiowej. Na pewno niejednokrotnie też korzystała z doświadczeń innych.
W tym jest sens i cel naszego życia. Po to żyjemy, aby ubogacać innych.
Nikt z nas nie jest samotną
wyspą. A to, że z biegiem lat, upływem czasu, co raz więcej bruzd na skroniach,
kurze łapki pod oczami- jest to zwykła naturalność biologii człowieka i nie ma,
czemu się dziwić. Jest właśnie, za co dziękować, Bogu, ludziom, losowi, że dano
nam przeżyć, doświadczyć wspaniałych rzeczy wiele, spotkać niezwykłych ludzi.
Kochać i doświadczyć miłowania. Roma jest wspaniałą poetką i pisarką, wydała
kilka książek. Tak, więc to nie jest jej
nowość.
Dwa razy w tygodniu przychodzę
do Hospicjum w Chorzowie Batorym. Tam nie rozmawiam o smutnych rzeczach.
Owszem, za nim przyjdę do pacjentów przez 15 albo 20 minut trwam w ciszy
maleńkiej hospicyjnej kaplicy. Pierwszego stycznia w nocy odszedł do Pana Boga
serdeczny przyjaciel. Wiele przeżyliśmy wspaniałych wspólnych doświadczeń. Co
powiedzieć? Każdy z nas musi przekroczyć bramę czasoprzestrzeni. Ja mam bardzo wysokie PSA. Co mam powiedzieć?
Owszem, można narzekać. Można też powiedzieć:
Niech będzie Bóg uwielbiony
źe dał nam życie
wieczność obiecał nam
Takie Ględzenie Noworoczne.
Oglądasz ją na ekranie ( Claude Forlani) i myślisz, że taka cudna, taka
młodziutka i takie oczy ma przepastne, że ( gdybyś była facetem) to tylko w
nich utonąć. I że jaka szkoda , że minął już ten czas, kiedy ty byłaś taka
młodziutka i ( jak tata mówił) śliczna. I że jak koledzy zza miedzy mawiają -
to se ne wrati.
No szkoda. I że przebiegły te młodości jak jakieś stado baranków, albo
tarpanów... A tu jeszcze kolejny rok dodaje ci patyny... O, matko! Nic tylko skowyczeć za czasem minionym i osiadać na
łachach i mieliznach...
Ale patrzysz na niego ( Anthony Hopkins), na jego
filmowe 65 lat i myślisz jaki (w tym filmie) wspaniały, jaki nasycony życiem po
dziurki w nosie, nasączony miłością rodziny i przyjaciół, jak świąteczny tort makowy
- rumem... I jak niczego mu nie żal, żadnych prób, błędów, żadnego minionego
lata, ani zimy.
Oglądasz późnym wieczorem ten film, kiedy
domownicy, zmęczeni sylwestrowymi przeżyciami, już chrapią i myślisz, że każdy
wiek "ma swoje", każdy rok "ma własne" , każdy człowiek ma.
Możliwości Kopciuszka. Wydłubanie sobie maku, z popielnika. Tak wiem, że
niektórzy nie muszą, bo mają własne pola naftowe, albo, choćby, centalne ...
ogrzewanie. Albo rodzinny Cental Park, gdzie słońce nigdy nie szkodzi i nie
zachodzi. No, dobrze. Ale to tylko margines ludzkości i w dodatku ten margines
też nie ma gwarancji na własne "szczęśliwe sztabki". I, jak mówi inny
bohater z innego filmu "niby celebryci, a tacy sami jak wszyscy". No
więc, tak myślę, że lepiej jest stawiać na możliwości Kopciuszka i własne
samozaparcie - i wydłubać sobie każde ziarenko, jakie może być nasze. Z każdego
roku. Z tego najnowszego Nowego też!
I nie ma co tęsknić do poprzednich. Może tylko
powspominać z ulgą, albo rozżewnieniem. Ku pamięci. Dopóki ona działa. Jak
wewnętrzna biblioteka papirusów, którą dziedziczymy kolejno po jakiejś prababce
Nefretete.
Szczęśliwego Nowego Roku nam wszystkim!