niedziela, 7 sierpnia 2016

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ - na chwałę Bogu




Od początku dziejów
wszystko, co najpiękniejsze
łuki tryumfalne, pomniki, hymny
ludzie zawsze tworzyli
na chwałę Bogu

Największym marzeniem Elen pomodlić się w tynieckim  kościele św. św. Piotra i Pawła należącym do opactwa Benedyktynów oraz zaśpiewać w tej pięknej świątynia chwałę Bogu  i Matce Bożej. 
Każdy człowiek pragnie podarować osobie, którą kocha to co ma najpiękniejsze.
Elena i Swietłana  miały tylko piękne głosy i talent śpiewu. Podarowały więc Matce Bożej swoją modlitwę śpiewając  PANIS AGELICUS. W tej chwili najpełniej otwarły serca dla Boga, dla Matki Bożej, Maryi.
W świątyni jeszcze nie było nikogo, tylko O. Benedykt krzątał się przygotowując ołtarz do popołudniowego nabożeństwa. Świątynia Benedyktów w Tyńcu już wiele doświadczyła. Tym razem czyste, piękne głosy wypełniły cała przestrzeń majestatycznej świątyni. To była najpiękniej zaśpiewana pieśń – najpiękniej, bo na chwałę Bogu i Maryi.







sobota, 6 sierpnia 2016

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ- SAKRAMENT



PATRYK
/IMIONA ZMIENIONE/
 Przyjechał ze wschodniej Polski najpierw do Wrocławia aby studiować. Od rodziny nie dostawał żadnej pomocy. Na swoje utrzymanie więc zarabiał jako zmywacz naczyń w restauracji. Po studiach jednak zostawił Wrocław i przyjechał na Śląsk. Od dziecka był zawsze sumienny, dokładny. W Gliwicach znalazł pracę w sklepie specjalistycznym. Bardzo wrażliwy, chyba trochę za bardzo ufny i.., łatwowierny. Szukał przyjaciół, przychodził  na spotkania modlitewne grupy Odnowy w Duchu Świętym. Bardziej jednak chyba aby nie być samotnym. Bardzo chciał mieć dziewczynę, był jednak tak wstydliwy, że nie wiedział jak się zachować gdy z którąś z panien rozmawiał. Patryk mimo swoich 35 lat nigdy nie zbliżył się do kobiety. Tutaj znalazł kolegów, którzy wprawdzie się modlili ale czy Bóg był w ich życiu na pierwszym miejscu? Tego nie wiadomo. Niektórzy byli rozwodnikami. Co pewien czas przedstawiali , przyprowadzali do jego wynajętego mieszkania niewiasty, które owszem wiele mówiły o Bogu ale chyba tylko mówiły. Pewnego razu Mirek przyprowadził  Sonię, niestety stan jej zdrowia (stwardnienie rozsiane) wymagał szczególnej troski, opieki. W domu (podobno) była skonfliktowana z  patologiczną rodziną, pogardzana, lekceważona, traktowana jako balast. U Patryka znalazła chwilowe schronienie. Ograniczała chorobą potrzebowała nieustannej opieki. Piotr przyjął ją do siebie aby zamieszkała przy nim, w sąsiednim pokoju. Po pewnym czasie Jackowi wyznał, ze mimo ograniczeń zakochał się  w Soni. Minęło kilka miesięcy, Sonia była już w ciąży. Patryk zdecydował się na ślub.
Jacka najbardziej jednak poruszyło jego wyznanie. – Wiesz? Jestem dziś najbardziej szczęśliwy od kiedy poznałem Sonię. Bynajmniej nie dla tego, że właśnie wziąłem ślub ale, że mogłem przyjąć Sakrament Komunii Świętej. To była największa udręka gdy przychodziłem na Mszę Świętą a nie byłem godny przyjąć Komunii. ... Wiem, moje małżeństwo będzie bardzo trudne. Chrystus też nie miał łatwego życia. Do tego umarł na krzyżu.  Ale przecież Chrystus zmartwychwstał!!!





piątek, 5 sierpnia 2016

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ - ŚWIĘTO MATKI BOSKIEJ ANIELSKIEJ -PORCJUNKULI W PANEWNIKACH



We wtorek, 2 sierpnia Franciszkanie Trzeciego Zakonu Świeckich zgromadzili się w panewnickiej  Bazylice św. Ludwika Króla i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi na uroczystej Eucharystii aby uczcić Matkę Boską Anielską w Jej święto –Porcjunkuli. To była mała kapliczka , schowana w głębokim lesie.
Waśnie przy tej zaniedbanej w lesie kapliczce do św. Franciszka Bóg powiedział „-Odbuduj mój kościół”. Św. Franciszek najpierw myślał, że chodzi o tę kapliczkę. Później zrozumiał, że chodzi o cały kościół  chrześcijański. 

Początki kaplicy sięgają  IV w. lecz wiadomo, że przeszła ona na własność benedyktynów już w VI w. Jest to mały budynek na prostokątnym planie z niewielką absydą. Benedyktyni wydzierżawili ją św. Franciszkowi w zamian za symboliczny koszyk ryb złowionych w strumieniu Tescio, dawany im co roku. Chcieli ofiarować Franciszkowi kapliczkę na własność, ale on, posłuszny zasadzie ubóstwa odmówił przyjęcia daru i prosił, aby zechcieli brać od niego symboliczny czynsz.
W kapliczce, w noc po Niedzieli Palmowej z 18 na 19 marca 1212 r. młoda Klara, która uciekła z rodzicielskiego domu, złożyła śluby zakonne, dając w ten sposób początek zakonowi klarysek.
W Porcjunkuli w 1216 r. św. Franciszek otrzymał od Jezusa Chrystusa, który znów przemówił do niego, odpust zupełny dla tych wszystkich, którzy po spowiedzi i przyjęciu Komunii świętej odwiedzą Kapliczkę. Przywilej ten potwierdzony został przez papieża Honoriusza III, który wyznaczył, iż udzielać się go będzie dnia 2 sierpnia każdego roku.

Obecnie kapliczka Porcjunkuli (cząsteczka) znalazła się  we wnętrzu okazałej  Bazyliki Najświętszej Maryi Panny od Aniołów.
Wyjątkowo sprzyjająca pogoda na dzisiejsze święto. Słonecznie, ciepło ale nie upalnie, dobre warunki dla osób starszych, często bardzo schorowanych, więc wszyscy tercjarze katowickiego regionu zgromadzili się w okazałej, panewnickiej bazylice aby wspólnie się modlić, dziękować Bogu za otrzymane łaski i prosić o pomoc w pokonywaniu trudności, o siły i zdrowie.  Niestety, nie wiele jest młodych tercjarzy. Ale też w Zarządzie Rady Regionalnej nie wiele młodych. W radach wspólnot prym wiodą najczęściej osoby daleko po sześćdziesiątce. Młodzi nie garną się do takich wspólnot.
Uroczystej Eucharystii w intencji braci i sióstr FZŚ  przewodniczył O. Prowincjał Antonin Brząkalik OFM w Katowicach. Podczas homilii przypomniał historię dzisiejszego, wielkiego święta.

Po mszy  przeszli do parku przy bazylice aby przy stajach różańcowych wspólnie dmówić Różaniec. Pogoda dopisała więc na zakończenie ojcowie franciszkanie ugościli tercjarzy kiełbaskami z grila.



czwartek, 4 sierpnia 2016

LUDZIE



Nie każdy jest przyjacielem
Kto się nim mianuje

                                                                                              Imiona zmienione
Jarosław ma trzech synów. Córka, niestety w bardzo młodym wieku zachorowała na nowotwór, odeszła do wieczności.  Po jej śmieci swoje życie diametralnie zmienił . Czas  podzielił na modlitwę i pomoc potrzebującym. Umie zrobić wszystko. Kiedyś był kierowcą, rzemieślnikiem, mechanikiem. Jest bardzo uczynny. Właściwie nie ma rzeczy, której by nie umiał naprawić, nigdy nie odmawia  pomocy, gdy ktoś poprosi. Każdy dzień rozpoczyna mszą św., potem modlitwa różańcowa, którą najczęściej sam prowadzi w kościele. Osoby starsze, chore, które nie mogą same dojść do kościoła niejednokrotnie zawozi swoim samochodem. Na wieczór zawsze stara się aby jeszcze raz być na mszy św.  Czasem przychodzi do Jacka na kawę i ciastko. Czasem jadą razem na poranną mszę w hospicjum, którą sprawuje kapłan hospicyjny wyjątkowo w świetlicy obok sali terminalnie chorych . Niektórzy pacjenci, trochę silniejsi uczestniczą w Eucharystii siedząc na wózku, inni tylko słuchają  leżąc w swoich łóżkach.  
Marcin mieszka z  Alicją od kilku już lat. Oboje są po rozwodzie cywilnym.  Marcin oficjalnie nie pracuje, więc nie daje  nic na dziecko. Alicja też ma dzieci ale nie kontaktuje się z nimi. Mieszkają w jednopokojowym mieszkaniu. Bez zastrzeżeń przystępują do Komunii Świętej, chodzą na spotkania modlitewne, do różnych wspólnot- najczęściej Neokatechumenatu, przyjeżdżają do Czatachowy (podobno  przyjeżdża tam wiele osób zniewolonych przez złe moce). Zapewne żyją jak  brat ze siostrą. Jacek nie ma podstaw aby dochodzić. Joanna mieszka z synem i synową, opiekuje się wnukiem gdy tamci są w pracy. Nie wiedział, że Ola i Sława zaprosiły Joannę, Alicję i Marcina. Więc wyjął z szafki paczkę „dyżurnych” ciastek  do herbaty. Na wieczór Marcin i Sława o czymś długo rozmawiali  między sobą ale nie zwrócił większej uwagi. Ziarno rozdźwięku zostało zasiane.  W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi.   

To nie ludzie, zatroskani 
o byt codzienny, chleb powszedni nasz
dokonali podziału miedzy narodami





Wartość człowieka poznaje się w ekstremalnych sytuacjach, warunkach

środa, 3 sierpnia 2016

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ - PROLOG



Miało być pięknie
pozostało
serce rozhuśtane
ptak złowiony w sidło
trzepoce bezradnie


A miało być tak pięknie.... jak to się stało, że spotkanie tak dramatycznie  się skończyło. Przecież Tak Ola jak i Sława chciały zaśpiewać nie tylko dla ludzi ale i Bogu na chwałę. Podzielić się tym, co potrafią najlepiej. Wiele serca i trudu wszyscy włożyły w przygotowanie. Jedno słowo nieopatrznie napisane, źle zrozumiane zburzyło harmonię, ład.  Nagle coś zaczęło się układać inaczej. Najpierw miały przyjechać we czwartek aby wystąpić z repertuarem w Borku, potem gościć na moich urodzinach Jacka. Może dla tego, że cały czas kontaktowali się  jedynie pisaniem maili do siebie do tego po rosyjsku- Jacek wprawdzie znał ten język  niby dobrze ale nie wszystkie niuanse - natomiast wcale nie rozmawiali ani telefonicznie, ani nawet przez skype.  Nie wszystko można wypowiedzieć słowem pisanym. Gdzie powstał błąd? Przecież wszystko uczynił aby było jak najlepiej. Przecież z każdej strony była dobra wola, wiele trudu włożyli. Czemu wszystko  wyszło inaczej? Nagle coś się stało- wicher, trąba powietrzna przeszła, budowlę zmiotło. Wiara zbyt płytka? Budowle zbyt słaby miały fundament?  
Spotkali się o trzy dni później. Tyle radości i wdzięczności. Wystarczyło kilka słów aby stali się względem siebie bratem, siostrą.... Już nic nie miało zaburzyć radości spotkania....
Wieczorem poszli na spotkanie modlitewne.
Nie przewidzieli tylko jednego....