wtorek, 28 lutego 2017

ODESZŁA DO DOMU OJCA SIOSTRA KAZIMIERA PYTKA


Niedługo chorowała.  Jeszcze w grudniu 2016r. podczas kolędy powiedziała ks. Andrzejowi, że bardzo jej boli noga i nie może chodzić.  Na początku stycznia skierowana do szpitala. W środę 26 stycznia została przewieziona do Hospicjum w Chorzowie Batorym. Mszy św. czwartkowej słuchała leżąc na sali chorych.  Kapłan przyniósł  Przenajświętszy Sakrament do łóżka. Na śniadanie zjadła mały kubeczek zupy mlecznej. Jestem wolontariuszem w  hospicjum nigdy nie narzucam tematu rozmowy  aby nie męczyć, ponadto niektórzy pacjenci po prosu nie chcą rozmawiać. Na następny „dyżur” w hospicjum przyszedłem rano w niedzielę 29 stycznia 2017. Zamierzałem dłużej porozmawiać z Siostrą Niestety  nad ranem tego dnia Siostra Kazimiera odeszła do Pana. Kapłan podczas Eucharystii prosił w intencji siostry o wieczną radość w Królestwie niebieskim.
Siostra  Kazimiera była Przełożoną Franciszkańskiego Zakonu Świeckich przy parafii św. Floriana. Na Mszę pogrzeb w kościele św. Jadwigi przybyli wszyscy członkowie FZŚ  z Floriana i sąsiednich wspólnot Różańca  oraz rodziny żywego różańca - była bowiem  zelatorką 16 róży różańcowej.
Koncelebrę Mszy św. sprawował O. Maksymilian OFM oraz wikary ks. Andrzej wikary prafii św. Floriana. Podczas homilii O. Maksymilian  przypomniał, że Siostra Kazimiera  służyła nie tylko swojej rodzinie ale jako Przełżona FZŚ. Była bardzo cichą, uczynną. Każdy mógł do niej w każdej potrzebie zwrócić się o pomoc, radę, nigdy nie odmówiła gdy ktoś o coś prosił. Często  przychodziła na modlitewne czuwania w kościele św. Franciszka na Klimzowcu. Miała siłę pokonać każdą trudność. Tą siła był Bóg- powiedział O. Maksymilian.
W Uroczystość św. Franciszka z Asyżu 4 października 1992r. złożyła profesję  FZŚ.
Od 2012 roku w służyła jako przełożona FZŚ przy parafii św. Floriana. Do ostatniej chwili, póki pozwalały siły( do pójścia do szpitala) intensywnie pracowała dla FZŚ.
Dziś mija 30 dzień jak odeszła do Domu Ojca, któremu przez całe życie najlepiej jak tylko umiała starała się służyć.

***
Śp. Siostry Kazimiery
To tylko potwierdzenie że
przemijanie ma sens
płatek róży źrenicy błysk

dziś przyszedłem do hospicjum
w nadziei spotkania przyjaciółki
ale ona nie poczekała do rana

na stoliku przy łóżku pozostały róże

na porannej mszy modliliśmy się
o wieczny odpoczynek, pokój jej duszy



Jan Mieńciuk

poniedziałek, 27 lutego 2017

WIEŻA B A B E L


 




Opowiedziana Rufikowi Kocie Oczko - przyszłemu literacie.

Pewnego dnia przychodzi ze szkoły  Rafik i pyta:
- Tato, powiedz, co to znaczy wieża Babel?
-Widzisz synu, dawno temu nasi przodkowie próbowali wybudować bardzo wysoką wieżę, ale nie dali rady.
- Tato, mówią, że im języki Bóg pomieszał, aby nie mogli porozumieć się ze sobą. Czy to prawda? Opowiedz, dla czego tak się stało, że nie mogli dokończyć budowy?
- To nie Bóg im pomieszał języki, ale sami  sobie  pomieszali, przez pychę.
- Tato, opowiedz, jak to było?...
- W starożytnym Babilonie  pewnego dnia ludzie dowiedzieli się, że im zagraża wielki potop. Zresztą widzieli Noego, który w tym czasie właśnie rozpoczął ze swoimi synami budowę arki. Oczywiście głośno szydzili, okazywali pogardę. Po cichu jednak rozważali, co by tu zrobić, aby zabezpieczyć się przed przepowiadanym kataklizmem. W końcu uradzili, że wszyscy mieszkańcy Babilonu wspólnymi siłami wybudują bardzo wysoką wieżę, która będzie wznosić się ponad chmury i sięgać nieba. Ludzie w Babilonie byli bardzo pracowici i zdolni.
Co uradzili, postanowili  doprowadzić do skutku. Szybko zorganizowali się w grupy do wykonywania poszczególnych prac. Każdy z Babilończyków wybierał taką grupę, w której potrafił najlepiej pracować. Wkrótce powstały grupy, które specjalizowały się: jedna w  przygotowywaniu gliny do wyrobu  cegieł, druga do ich wypalania, inna do wożenia materiałów na miejsce budowy, jeszcze inna do układania cegieł na budowie. Ludzie chętnie i sprawnie pracowali. Wieża szybko zbliżała się swoim szczytem do białych obłoków. W krótkim  czasie była widoczna z każdego miejsca w babilońskiej krainy jako największa budowla.
 W pewnym momencie jeden z murarzy  zawołał do swoich współpracowników:
- wiecie, co, chłopcy? My to jesteśmy najlepsi. Gdyby nie nasze mistrzowskie  murowanie wieża tak szybko by się nie wzniosła i nie była  taka okazała. Na nic by się  zdało przywiezienie najlepszych cegieł i piasku na zaprawy.
   Prawdę gadasz  Warszoł! Musimy, zatem żądać, aby nas traktowano lepiej, wszak jesteśmy najlepsi. Aby naszych żądań usłuchano stworzymy taki związek oraz wybierzemy jednego spośród nas, który jest najbardziej wygadany, będzie on nas reprezentował. Tak abyśmy mogli budować wieżę dalej.  Najlepszy w gadaniu był Warszoł. Nie szła mu wprawdzie najlepiej robota, ale w gadaniu był niedościgniony, nikt go przegadać nie potrafił. Wybrali, więc Warszoła jako swojego przedstawiciela do załatwiania różnych spraw.
Wiadomość o tym, że murarze postanowili się  wyróżnić i od innych większą brać zapłatę szybko się rozeszła po innych grupach pracujących przy budowie. Najbardziej oburzyli się na murarzy woźnicy, dostawcy budulca na miejsce budowy. Byli to ludzie  o bardzo wielkiej sile, nie było nikogo, kto by mógł im dorównać siłą.
 Aby wspólnie radzić zrobili jeden dzień przerwy w wożeniu materiałów na szczyt wieży. Okazało się jednak, że każdy  miał inne zdanie na ten temat a chciał koniecznie podzielić się z przyjaciółmi. Naradę, więc przedłużyli  jeszcze o dwa dni. Przez ten czas  nikt nie jechał na wieżę z wózkami, ponieważ nie było nikogo tak silnego, aby ciągnąć ciężkie wózki z towarem. Murarzom na górze brakowało już nie tylko cegieł i zaprawy do budowy, ale zaczynało brakować wody i żywności, którą też  wozili na górę woźnicy.



Na szczęście woźnicy po trzech dniach skończyli radzić i wciągnęli na górę wieży taczki z cegłami, zaprawą, wodą i żywnością.
W tym czasie, kiedy radzili woźnicy wyrabiacze cegieł narobili tak duże ilości, że nie mieli gdzie pomieścić. Zdziwieni, że nikt nie przychodzi po ich wyroby, wkrótce  dowiedzieli  się,  że tak murarze jak i woźnicy żądają za swoją pracę o wiele większą zapłatę oraz dodatkowe przywileje. Do tego, aby wymusić swoje żądania robią przerwy w pracy.
Oburzeni okropnie wyrabiacze zawołali: co to ma znaczyć?  Pan Gzyms, mistrz wyrobników cegły zebrał wszystkich czeladników, do których przemówił: „- gdyby nie nasza umiejętność wyrobu cegieł, stosowania odpowiednich recept podczas  mieszania gliny nigdy by nie powstały takie odporne cegły i nie mieliby, co wozić woźnicy, ani czym murować murarze. Czyż nie powinniśmy za  nasze umiejętności  być lepiej wynagradzani”.
Dobrze mówisz, Panie Gzymsie, zawołali czeladnicy zebrani wokół swojego mistrza. Wobec tego- zawołał dumny ze swego przemówienia Pan Gzyms- teraz zażądamy, aby podwoili zapłatę za naszą pracę albo przestaniemy wyrabiać cegły i zaprawę murarską.
Od tej pory wszyscy zaczęli szczegółowo liczyć, kto ile zrobił cegieł. Nikt już nie dbał, aby robić dobre cegły,  wszyscy dążyli, aby ich było jak najwięcej. Od tego ile, kto zrobił była naliczana zapłata. Ponadto musieli mieć czas na  liczenie. Podobnie  postępowali murarze układający cegły na wieży. Żeby jednak nie mylić się z liczeniem, w czym nie byli dobrzy, zdecydowali zatrudnić buchaltera, który by za nich to robił. Buchalter musiał być oczywiście dodatkowo opłacany. Wliczyli to, więc w koszty układania muru, co znowu podniosło cenę ich roboty.
Nie byli również dłużni i woźnicy, czyli dostawcy cegieł dla murarzy. postanowili wyliczyć, jaką odległość musieli pokonywać każdego dnia podczas dowożenia materiałów. Również i im nie szło najlepiej liczenie.  Tak jak  murarze wynajęli sobie buchaltera, co im policzy, jaką odległość pokonali oraz jaką  winni otrzymać zapłatę.
Z każdym dniem  jednak wyrobnicy robili cegły gorszej jakości. Zapłata nie przychodziła na czas, więc dorabiali robiąc  cegły dla tych, którzy płacili zaraz od ręki. Woźnicy ładowali mniejsze taczki. Liczyli, bowiem nie ile zawiozą, ale ile zrobią jazd.
Wkrótce murarze  odkryli, że cegły, którymi teraz murują stały się złej jakości, nie są  tak równe jak powinny być,ani nie są dobrze wypalone.
Wszędzie rosło wielkie niezadowolenie. Powstawały waśnie, spory.  Tępo budowy najpierw bardzo zmalało a w wkrótce całkiem zamarło. 
Niebawem nadciągnęły ciemne chmury, zaczął  padać ulewny deszcz. Ludzie, którzy byli w pobliżu porzuciwszy wszystko, czym prędzej biegli na wierzę. Wprawdzie nie zakończoną ale przecież bardzo wysoką. Byli już w połowie wysokości wierzy a  wszystko dookoła zalewała woda, stała się nagle rzecz straszna. Otóż górne warstwy cegieł, które były źle wyrobione i źle wypalone a też i ułożone niedbale zaczęły rozmakać i kruszyć. Rozmoknięte cegły w postaci błota i gliny spłynęły w dół porywając za sobą wszystkich ludzi, co próbowali na wierzy się schronić.
Deszcz na krótką chwilę przestał padać Na  wodach potopu dryfowała arka,  w oddali widniał  rozmyty, stopniowo osuwający się wierzch wieży. Po krótkiej przerwie deszcz znowu zaczął padać. Dopiero po czterdziestu dniach na nowo wyjrzało z poza chmur słońce. Po  siedmiu dniach gołąb przyniósł Noemu gałązkę oliwną.
-Tato, ale  Pismo Święte mówi, że to Bóg  pomieszał języki Babilończykom?
- I owszem, tak pismo mówi. Musisz jednak synu  wiedzieć, że po latach, jeżeli nie udadzą się przemiany społeczne w Polsce kronikarz napisze, że Bóg zabrał zdolność Polakom trzeźwego myślenia i ludzie zamiast zjednoczyć się zaczęli wzajemnie się oskarżać, kłócić, kto jest lepszy, kto ma rację. Od tamtej pory  nikt z nikim nie potrafi się dogadać. Bóg pomieszał Polakom języki.
-Czy to, dlatego mówią o polskiej wieży Babel? Dlaczego to jedni drugich oskarżają?
-Widzisz, Rafałku, przed laty wszystkich Polaków jednoczył jeden cel. Dążyli, aby wyzwolić się od komunizmu, czyli ideologii, jaką nam narzucił Związek Radziecki, bardzo silne mocarstwo. Wszyscy dążyli w jednym kierunku, nikt  nie usiłował pokazywać, podkreślać swoich zasług. Każdy jednak starał się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej.  Tak powstał wielki ruch społeczny, który nazwano  „SOLIDARNOŚĆ”. Ludzi tego związku cechowała wzajemna  życzliwość, bezinteresowna, rzeczywiście solidarna, wzajemna pomoc. Ludzie byli tak silnie zjednoczeni, że tej jedności nie mogły zburzyć żadne siły. Stan wojenny, prześladowania przywódców związkowych nie tylko nie zburzył jedności, ale dodatkowo tę jedność umocnił. Jednocześnie dokonał niezwykle precyzyjnego podziału na ludzi o prawych charakterach, którzy umiłowali dobro i sprawiedliwość oraz na tych, którzy potrafią rządzić jedynie przy użyciu siły. Znakiem rozpoznawczym były dwa palce w kształcie litery „V” uniesione do góry. Na twarzach, mimo trudnych czasów malowała się pogoda i spokój. Szczególnym znakiem  był opornik wpięty do klapy marynarki lub bluzki. W tym zjednoczeniu Polaków była bardzo wielka moc, że nie było większej, która by tę jedność mogła rozbić.  System totalitarny rozpadł się jak bańka mydlana. 
Niektórym przywódcom wydało się, że oto dzięki ich zasługom została  wygrana wojna.  Była to wygrana  niestety tylko pierwsza bitwa. Prawdziwa wojna o Polskę dopiero się rozpoczynała.  Jednakże zachwyceni zwycięstwem przywódcy związkowych organizacji nie zauważyli, że stoją na początku dalekiej, trudnej drogi. Nie zauważyli, że nadciągają ciemne chmury.
Każdy z przywódców uważał siebie za lepszego od innych. Że to on wie najlepiej, co dla Polski jest dobre. Gromadził, więc wokół siebie osoby, które mieli podobne poglądy, aby  upominać się o prawa i przywileje dla siebie i swoich zwolenników.
Wszystkie grupy-partie potworzyły sobie programy działań, czyli zasady postępowań,  zachowań, według których  należy postępować. Ponadto do takiego postępowania nakłaniały nie tylko swoich członków,  ale również wszystkich pozostałych ludzi przekonując ich jednocześnie, że tylko ich sposób postępowania jest jedynie słuszny.
-Tato... a dlaczego ludzie nie słuchają?
- Widzisz synu, takich ugrupowań-partii  powstało wiele. W tym samym czasie każda z partii głosi,  co innego twierdząc, że jedynie ona ma  rację. Ludzie chcą słuchać, ale nie wiedzą, kogo. Jedni słuchają tego ugrupowania partyjnego, inni słuchają innego. Działacze partii nieustannie udowadniają swoje racje zwykle stosując zasadę pokazywania błędów innych, aby w te sposób zakamuflować wady własne. Wszyscy głoszą zasadę wolności, pluralizmu jednocześnie narzucają swój sposób bycia, postępowania, myślenia. Zwykle największe sukcesy osiągają ci, którzy potrafią najlepiej mówić, którzy mają do swojej dyspozycji środki przekazu
-Nic z tego nie rozumiem.
-Dopóki wszyscy Polacy nie zjednoczą się na nowo tak jak na początku, gdy powstał związek „Solidarność” nie będzie w Polsce jedności, będą rządzić w kraju ludzie, którym wcale nie zależy, aby Polakom powodziło się jak najlepiej, ale aby jak największy osiągnąć zysk, majątek dla siebie.
- A czy jest szansa, aby Polacy zjednoczyli się, co trzeba zrobić?
- Tak, jest tylko jedna możliwość, aby odbudować jedność w Polsce. O tym opowiem Tobie innym razem. Jest późno i trzeba iść spać.
- dobranoc Tatko na Latko. Nie zapomnij mi opowiedzieć jutro...

Chorzów 18 marzec 2001rok

JAN  MIEŃCIUK     








NIE BUNTUJ SIĘ SECE




To zdarzyło się dawno, kilkadziesiąt lat temu. W latach osiemdziesiątych jako  młody człowiek często wędrowałem z plecakiem po szlakach beskidzkich. Pewnego razu przechodząc przez jedną  ze wsi w Beskidzie Śląskim, chyba to była Brenna wstąpiłem do niedużej tutaj znajdującej się księgarni. Nie tyle aby coś kupić ale pooglądać wyłożone książki, przy okazji zrobić krótki odpoczynek przed wejściem na Błatnię. Zresztą nie miałem pieniędzy na dodatkowy zakup. Przypadkowo wzrok trafił na maleńką książeczkę niby notes kieszonkowy. Były to wiersze miejscowej poetki ludowej. Książeczka była niedroga, więc kupiłem. Przeczytałem kilka wierszy. Były bardzo ładne „ ... Jestem maleńka mrówka/ swoją główkę podnoszę/ chcę zobaczyć Ciebie Boże... /.
Następnego dnia pożyczyłem koleżance. Niestety koleżanka pożyczyła innej koleżance a książeczka  już nie wróciła. W pamięci mojej pozostał fragment jednego wiersza, który często powtarzam:
„... Nie buntuj się serce, siedź
Nie wszystko możesz dostać
Choć ci wolno chcieć
Opatrzności Bożej miej pełne zaufanie
Nic złego tobie się nie stanie...”

Nie pamiętam brzmienia całego wiersza. Tylko ten fragment często powtarzam.
Pomaga  zgodzić się z przeciwnościami losu.



piątek, 17 lutego 2017

DLA NASZEJ OJCZYZNY


Najskuteczniejsza broń na nieprzyjaciół
modlitwa, życzenie pokoju
złe zamiary, knowania, agresja
obrócą się przeciw złożyczącym

Andrzej Duda został wybrany na Prezydenta Rzeczypospolitej w Święto Zesłania Ducha Świętego.  Dla jednych to zbieg okoliczności, ale dla innych, którzy wiarę w Moc Ducha Świętego traktują poważnie- jest wyraźnym znakiem. Pamiętamy, jak przed wyborami we wszystkich kościołach modlono się o Dar rozeznania dla narodu polskiego na czas wyborów. Efekt był taki -Bóg modlitwy wysłuchał. Elekt Andrzej w poniedziałek – Święto Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła przybył na Jasną Górę, aby złożyć hołd Matce wszystkich Polaków, aby prosić o opiekę i pomoc. W krótkim czasie okazało się jak bardzo  niezbędna jest opieka Matki Bożej.
Dzięki znaczącej przewadze Prawa i Sprawiedliwości w wyborach powstała możliwość naprawy wszystkiego, co poprzedni rząd skutecznie niszczył.  Pozytywne skutki zmian są  już odczuwalne. W roku 2016 znacznie zwiększyła się liczba urodzin, znacząco zmniejszyła się „ucieczka” młodych ludzi do pracy na Zachód.
Nieustanny „jazgot” PO-NOwoczesnej już nie tylko na cały kraj, ale i Europę i Brukselę, – jakie to dramaty wyrządza obecna władza – zwłaszcza byłym prominentom SB. 
Ponieważ nie pomogły protesty KOD-u /niektórzy tłumaczą: Komitet Obrony Diabła/ zaczęły się mnożyć wypadki, kolizje z udziałem najwyższych władz państwa – Prezydenta, Premier.  Jeszcze chyba nie było w historii Polski, aby w tak krótkim czasie wydarzyło się tyle wypadków.
Według Po i Nowoczesnej winę zawsze ponoszą rządzący PIS.
Tylko dzięki Opatrzności Bożej – opiece Matki Bożej Prezydent Andrzej Duda, Premier Beata Szydło wyszli z wypadków bez większych uszkodzeń.  Niewątpliwie jest to owoc  cichej modlitwy wielu osób, którzy w swoich mieszkaniach, w swoich celach modlą się w intencji sprawujących władzę.
Wiele osób podczas rozmów o sytuacji w Polsce zwraca uwagę, że należałoby we wszystkich miejscowościach na nowo zainicjować comiesięczną Mszę św. w intencji naszej Ojczyzny. - a nie tylko w wybranych świątyniach na okoliczność tragedii smoleńskiej.
Sądzę, że jest to konieczne. Ale inicjatorami organizowania takich Mszy św. winni być mieszkańcy danej miejscowości, dzielnicy. To chrześcijanie, którym zależy, aby Polska była katolicką, wierną Bogu powinni się zorganizować wspólnie, zamówić Mszę świętą w intencji Ojczyzny. 
Jestem przekonany, że owoce modlitwy eucharystycznej będziemy mogli zobaczyć w niedługim czasie.

Nie będziesz przeklinał., nie będziesz złorzeczył
Będziesz się modlił z swoich nieprzyjaciół
Boże Prawo postawisz na pierwsze miejsce
Twoim skarbem Ojczyzna.
Jan Mieńciuk

sobota, 11 lutego 2017

KOLĘDOWANIE CHORZOWSKICH CHÓRÓW NA KRAJCOKU- Chorzowianin nr 2 luty2017


Na zakończenie okresu kolędowego w  Starochorzowskim Domu Kultury – na Krajczoku w ostatnią niedzielę  29 stycznia odbył się  przepiękny koncert kolęd w wykonaniu czterech chorzowskich chórów, a mianowicie: SERAF z parafii  NSPJ w Chorzowie Batorym, Św. FLORIANA z parafii św. Floriana w Chorzowie, LUTNIA- Chorzowskie Centrum Kultury oraz GWIAZDA Starochorzowski Dom Kultury- na Krajczoku. Tym występem zakończono okres kolędowy w Okręgu Chorzowsko- Świętochłowickim ŚZCh i O. Piękna uczta duchowa. Najpiękniejsze kolendy - to tylko polskie. Słucha się z wielkim wzruszeniem. Będziemy tęsknić za tym pięknym śpiewem aż  do grudnia.







Tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk

środa, 1 lutego 2017

Danuta Wencel -„OPŁATEK u SYBIRAKÓW i KRESOWIAKÓW”


25  i 27 stycznia w Spółdzielczym Domu Kultury TSM „Oskard” odbyły się kolejne spotkania opłatkowe Towarzystwa Sybiraków, koło Tychy i Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo -Wschodnich. Zaszczycili je swoją obecnością m.in. wiceprezydent Igor Śmietański, wiceprzewodnicząca Rady Miasta Barbara Konieczna, radny Józef Twardzik, przedstawiciele Sybiraków i Kresowiaków z Katowic, Zabrza i Gliwic, przedstawiciele wojska, harcerstwa i Związku Górnośląskiego. Opłatek u Sybiraków poświęcił ks. Zenon Ryzner, proboszcz kościoła pw. św. Krzysztofa, u Kresowiaków ks. prałat emerytowany Franciszek Resiak. Odczytał swój felieton na temat genezy polskiego opłatka, który ma być przypomnieniem, że mamy być ludźmi dobrymi i szlachetnymi. Przybyłych licznie mimo szalejącej grypy  członków stowarzyszeń i gości powitały wiceprezeska Izabela Rzechonek i prezeska Janina Półtorak. Składając życzenia Igor Śmietański prosił, aby nie przejmować się tym na co nie mamy wpływu, a cieszyć się ze zdrowia i energii życiowej, która sprawia, że nie nudzimy się jak to robi wiele dzieci. Po podzieleniu się opłatkiem i złożeniu życzeń można było delektować się przysmakami wigilijnymi, m.in. kutią. Spotkanie TMLi KPW uświetniły kolędy w wykonaniu Natalii Opali, uczennicy IV LO im. G. Morcinka oraz zespół „Baciary” z Bytomia w składzie Andrzej Jaworski i Adam Żurawski, którzy oprócz kolęd śpiewali lwowskie piosenki, zachęcające do pląsów. „Jest to dla mnie pierwsze spotkanie, bo od roku jestem członkiem TMLiKPW- dzieli się radością Teresa Pawlik, urodzona w wiosce Hrynki Kute w gminie Brzozdowice. Jest to dla mnie bardzo ważne, że mogę spotkać moich „krajan”i powspominać dawne czasy. Wtóruje jej Roma Oleska, rodem z Sambora podkreślając ze łzami w oczach, że to dla niej zawsze ogromne wzruszające przeżycie w atmosferze Lwowa, przywołujące lata dzieciństwa. Najstarsza członkini towarzystwa Maria Ziober uczestniczy od prawie 30 lat w spotkaniach opłatkowych, które przypominają jej wigilie w domu rodzinnym, za którym tęskni, ale nie rozpamiętuje tragedii, tylko cieszy się każdą chwilą, szczególnie obecnością wielu przyjaciół, którzy niestety szybko się wykruszają. Dla nich Śląsk stał się drugą ojczyzną. Jesteśmy pod wrażeniem tych starszych ludzi, którzy mimo wieku potrafią się spotkać i dobrze bawić - stwierdziły obsługujące stoły wolontariuszki Karolina Szewczyk i Magdalena Raszka z klasy technik żywienia i usług gastronomicznych w „browarniku”. Dla Fernardo Batheny Gonzaleza z Oaxaca w Meksyku, który od pół roku uczy się w IV LO w ramach wymiany uczniów była to kolejna lekcja historii Polski. Na pożegnanie poeta z Wileńszczyzny, mieszkający w Chorzowie Jan Mieńciuk przeczytał kilka wierszy z ostatniego tomiku „ Definicje”.

tekst Danuta Wencel
zdjęcia Jan Mieńciuk