czwartek, 4 sierpnia 2016

LUDZIE



Nie każdy jest przyjacielem
Kto się nim mianuje

                                                                                              Imiona zmienione
Jarosław ma trzech synów. Córka, niestety w bardzo młodym wieku zachorowała na nowotwór, odeszła do wieczności.  Po jej śmieci swoje życie diametralnie zmienił . Czas  podzielił na modlitwę i pomoc potrzebującym. Umie zrobić wszystko. Kiedyś był kierowcą, rzemieślnikiem, mechanikiem. Jest bardzo uczynny. Właściwie nie ma rzeczy, której by nie umiał naprawić, nigdy nie odmawia  pomocy, gdy ktoś poprosi. Każdy dzień rozpoczyna mszą św., potem modlitwa różańcowa, którą najczęściej sam prowadzi w kościele. Osoby starsze, chore, które nie mogą same dojść do kościoła niejednokrotnie zawozi swoim samochodem. Na wieczór zawsze stara się aby jeszcze raz być na mszy św.  Czasem przychodzi do Jacka na kawę i ciastko. Czasem jadą razem na poranną mszę w hospicjum, którą sprawuje kapłan hospicyjny wyjątkowo w świetlicy obok sali terminalnie chorych . Niektórzy pacjenci, trochę silniejsi uczestniczą w Eucharystii siedząc na wózku, inni tylko słuchają  leżąc w swoich łóżkach.  
Marcin mieszka z  Alicją od kilku już lat. Oboje są po rozwodzie cywilnym.  Marcin oficjalnie nie pracuje, więc nie daje  nic na dziecko. Alicja też ma dzieci ale nie kontaktuje się z nimi. Mieszkają w jednopokojowym mieszkaniu. Bez zastrzeżeń przystępują do Komunii Świętej, chodzą na spotkania modlitewne, do różnych wspólnot- najczęściej Neokatechumenatu, przyjeżdżają do Czatachowy (podobno  przyjeżdża tam wiele osób zniewolonych przez złe moce). Zapewne żyją jak  brat ze siostrą. Jacek nie ma podstaw aby dochodzić. Joanna mieszka z synem i synową, opiekuje się wnukiem gdy tamci są w pracy. Nie wiedział, że Ola i Sława zaprosiły Joannę, Alicję i Marcina. Więc wyjął z szafki paczkę „dyżurnych” ciastek  do herbaty. Na wieczór Marcin i Sława o czymś długo rozmawiali  między sobą ale nie zwrócił większej uwagi. Ziarno rozdźwięku zostało zasiane.  W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi.   

To nie ludzie, zatroskani 
o byt codzienny, chleb powszedni nasz
dokonali podziału miedzy narodami





Wartość człowieka poznaje się w ekstremalnych sytuacjach, warunkach

środa, 3 sierpnia 2016

ŻYCIE TOCZY SIĘ DALEJ - PROLOG



Miało być pięknie
pozostało
serce rozhuśtane
ptak złowiony w sidło
trzepoce bezradnie


A miało być tak pięknie.... jak to się stało, że spotkanie tak dramatycznie  się skończyło. Przecież Tak Ola jak i Sława chciały zaśpiewać nie tylko dla ludzi ale i Bogu na chwałę. Podzielić się tym, co potrafią najlepiej. Wiele serca i trudu wszyscy włożyły w przygotowanie. Jedno słowo nieopatrznie napisane, źle zrozumiane zburzyło harmonię, ład.  Nagle coś zaczęło się układać inaczej. Najpierw miały przyjechać we czwartek aby wystąpić z repertuarem w Borku, potem gościć na moich urodzinach Jacka. Może dla tego, że cały czas kontaktowali się  jedynie pisaniem maili do siebie do tego po rosyjsku- Jacek wprawdzie znał ten język  niby dobrze ale nie wszystkie niuanse - natomiast wcale nie rozmawiali ani telefonicznie, ani nawet przez skype.  Nie wszystko można wypowiedzieć słowem pisanym. Gdzie powstał błąd? Przecież wszystko uczynił aby było jak najlepiej. Przecież z każdej strony była dobra wola, wiele trudu włożyli. Czemu wszystko  wyszło inaczej? Nagle coś się stało- wicher, trąba powietrzna przeszła, budowlę zmiotło. Wiara zbyt płytka? Budowle zbyt słaby miały fundament?  
Spotkali się o trzy dni później. Tyle radości i wdzięczności. Wystarczyło kilka słów aby stali się względem siebie bratem, siostrą.... Już nic nie miało zaburzyć radości spotkania....
Wieczorem poszli na spotkanie modlitewne.
Nie przewidzieli tylko jednego....

czwartek, 30 czerwca 2016

LWOWSKA FALA




W RADIO KATOWICE

W  piątek 23 czerwca 2016 r., godz. 17.00 w Studio Koncertowym Polskiego Radia Katowice im. Jerzego Haralda gościli KRESOWIANIE – i nie tylko na  uroczystości  Jubileuszu 500 audycji „Lwowska Fala”.  Już od 10 lat w niedzielę, o godz. 8,10 rano  na falach eteru Radia Katowice płynie „Lwowska Fala”. Od samego początku redaguje i prowadzeni tę audycję Danuta Skalska . Audycja jest skierowana przede wszystkim do osób, które zostali zmuszeni opuścić, a najczęściej  musieli uciekać z kresów wschodnich zagarniętych przez Związek Radziecki, który słusznie już zniknął z map świata. Tę audycje również chętnie słucha też wielu ślązaków, jest bowiem jedną z najbardziej ciekawych audycji prowadzonej ze swadą przez Danutę. Słuchacze bowiem poznają prawdziwą historię kresów wschodnich nie z „poprawnie redagowanych” książek ale dzięki świadectwu jeszcze żyjących ludzi, którzy zostali zmuszeni opuścić te tereny i tutaj na Śląsku znaleźli DRUGĄ OCZYZNĘ. Słucha się więc tej niezwykłej „Lwowskiej Fali” a w oku łza się kręci, że Lwów jest gdzieś tam za granicą i trzeba być poprawnym politycznie, aby władze pozwoliły odwiedzić kamienie i ścieżki, po których w dzieciństwie biegali.

Historię niekoronowanej stolicy Polski jakim był Lwów w okresie międzywojennym oraz powstania i rozwoju Radia Lwów niezwykle barwnie i obrazowo zaprezentował historyk -  Tomasz Kuba Kozłowski - popularyzator dziedzictwa ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej, autor wystaw, albumów, kolekcjoner pamiątek szczególnie  z kresów wschodnich. W porywający sposób przestawił historię rozwoju Polskiego Radia Lwów.
 W styczniu 1930 r. Radio Lwów rozpoczęło transmisję, którą słuchacze zapamiętali  jako „Wesoła Lwowska Fala”, które wkrótce znalazło  się w gronie najlepszych polskich rozgłośni radiowych, rozpoznawalne  w całej Rzeczpospolitej a nawet za jej granicami. Do rozwoju rozgłośni w sposób szczególny przyczynił się jeden  z pierwszych dyrektorów radia - Juliusz Stefan Petry. Lwów  w 1939 r. był najlepiej zradiofonizowanym polskim miastem, miał największą liczę abonamentów radiowych w stosunku do mieszkańców innych miast Polski. W szczytowym  swoim okresie radio liczyło 6 milionów słuchaczy.  Przygody z radiem  tutaj zaczynał też Stanisław Ligoń, który od stycznia 1934 do wybuchu II wojny światowej był dyrektorem katowickiej rozgłośni Polskiego Radia.   Powrócił do pracy w Radiu Katowice po wojnie, we wrześniu 1946.  Zmarł w Katowicach 17 marca 1954 roku. Jego pogrzeb stał się manifestacją dziesiątków tysięcy mieszkańców Górnego Śląska. W listopadzie 1977 jego imię nadano rozgłośni Polskiego Radia w Katowicach. Dziś przy polskim Radio Katowice stoi ławeczka z rzeźbą Stanisława Ligonia. Szczególnie na tej ławeczce lubią siadać wszystkie kobiety – bez względu na wiek i tytuły.

tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk

poniedziałek, 27 czerwca 2016

„CZEMPIELADA” 2016


POTRZEBA NAM ŚWIĘTYCH KAPŁANÓW



Ze wszystkich kościołów w Chorzowie, a może nawet w Archidiecezji  Katowickiej, najbardziej niezwykłą relikwię posiada kościół Wniebowzięcia NMP w Chorzowie Batorym. Jest to konfesjonał, w którym Ksiądz Proboszcz Józef Czempiel spowiadał do chwili,
gdy 13 kwietnia 1940 roku z konfesjonału zabrało Go niemieckie Gestapo. Umarł śmiercią męczeńską w obozie  koncentracyjnym w Dachau – 19 czerwca 1942r. Konfesjonał
w dalszym ciągu służy jako miejsce Sakramentu Pokuty i Pojednania. Kapłan spowiadający
 w tym konfesjonale w szczególny sposób jest otoczony orędownictwem błogosławionego proboszcza Józefa - patrona dobrej spowiedzi. Jest to wielka łaska, ale i odpowiedzialność.

 
13 czerwca 1999r. papież Jan Paweł II wśród 108 Męczenników II wojny światowej
ks. Józefa Czempiela ogłosił błogosławionym. Do wyniesienia w poczet błogosławionych męczenników szczególnie przyczynił się ks. abp Damian Zimoń  - pierwszy wnioskodawca
i postulator procesu beatyfikacyjnego dwóch pierwszych kapłanów katowickiego kościoła - księdza Józefa Czempiela i księdza Emila Szramka, proboszcza parafii Najświętszej Maryi Panny w Katowicach, zaliczając do grona męczenników II Wojny Światowej.

Za wieloletnią posługę naszemu lokalnemu kościołowi, dbałość o ideały, którym wierny
do ostatnich chwil ziemskiego życia był hajducki proboszcz – męczennik, Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół  Błogosławionego Księdza Józefa Czempiela postanowiło  przyznać
dla ks.  abpa seniora Damiana Zimonia pierwszą statuetkę błogosławionego, ufundowaną przez Urząd Miasta Chorzów. Prezes Stowarzyszenia Józefa Dziadek - Wilk podczas laudacji  powiedziała, że wyróżnienie to będzie zawsze przyznawane osobom, którzy dziełem swojego życia realizują ideały hajduckiego męczennika - jak dobroczynność, walka z ubóstwem, społecznym wykluczeniem, niezachwianą służbą kościołowi i promocji jego kultu. Na uroczystość wręczenia statuetki przybyły władze miasta Chorzów na czele z  Prezydentem  Andrzejem Kotalą.    


W festynie  z programem artystycznym wzięło udział szczególnie dużo dzieci i młodzieży
ze szkoły podstawowej nr 32  im. ks. Józefa Czempiela, SP nr 34 im. Sportowców Hajduckich, Gimnazjum nr 2 im. Jana Pawła II, Gimnazjum  nr 7 im. Adama Mickiewicza. Naturalną jest rzeczą, że tam gdzie dzieci i młodzież  towarzyszą rodzice i cieszą się bardzo, gdy ich latorośle pięknie prezentują  swoje zdolności artystyczne na scenie.  

Głównym celem i zadaniem  Parafialnego Festynu „Czempelada” 2016, było  upamiętnienie oraz szerzenie  kultu Błogosławionego Księdza Józefa Czempiela - męczennika II Wojny Światowej oraz docenienia zasług dla lokalnej społeczności, podziękowania. 

Ksiądz Proboszcz Piotr Berger wyjawił tajemnicę, że pomysłodawcą i inicjatorem  tej fantastycznej „CZEMPELADY” jest wikary tutejszej parafii ks. dr Marcin Niesporek.


Takich kapłanów nam najbardziej potrzeba!


tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk

czwartek, 16 czerwca 2016

IX Art Naif Festiwal


    Piątek 10 czerwca 2016r jedna z największych imprez artystycznych  na Śląsku- IX Festiwal Sztuki Naiwnej, jedyny w Polsce i największy w Europie. W festiwalu biorą udział artyści z całego świata. W wystawie wzięło udział ponad 330 artystów z 40 krajów świata, m.in.  z Kostaryki, Kanady, Argentyny Izraela, Haity, Tanzanii i prawie wszystkich krajów europejskich. Motywem przewodnim tegorocznego festiwalu jest sztuka Hiszpanii, którą cechuje ludowość, drobiazgowość. Sztuka naiwna jest niezwykle realistyczna, refleksyjna, bardzo szczera, ma przesłanie społeczne. To spojrzenie na rzeczywistość przez artystów nieprofesjonalnych, którzy odwołują się do dziecięcych sposobów malowania. Również z tego sposobu pokazywania rzeczywistości niejednokrotnie korzystają artyści profesjonalni, którzy świadomie wybierają właśnie taką formę przekazu- prostą w wyrazie. Nie zabrakło też motywów religijnych. Nie było też  obrazów przedstawiające sceny agresywne, brutalne, wulgarne co niestety często zdarza się współczesnym artystom. Oglądanie obrazów prezentowanych podczas tej wystawy jest prawdziwą ucztą dla oczu i ducha. Przy prawie każdym obrazie chce się zatrzymać dłużej. Otwarcie festiwalu ogłosił Prezydent  Miasta Katowice  Marcin Krupa. -Tutaj w Nikiszowcu, w szybie Wilson można zobaczyć wszystkie kolory świata powiedział Prezydent. Jest to niezwykła mieszanka wspaniałych kolorów
i świateł. Inaugurcję festiwalu uświetnił koncert flamenco i spektakl cyrkowy „Malgama’
Festiwal jest organizowany od 2008 roku – zawsze od połowy czerwca trwa do połowy sierpnia. Tegoroczna –dziewiąta- edycja będzie trwała do 19 sierpnia.
Ale Art. Naif-Festiwal  to także warsztaty dla dzieci i dorosłych, wystawy , pokazy filmowe. wystawy towarzyszące m/in. w Muzeum Górnośląskim  w Bytomiu, muzeum Historii Katowic w Nikiszowcu, Galeria Sztuki Współczesnej „Elektrownioa” w Czeladzi
Zawsze kilku artystów pochodzących ze Śląska  prezentują tu swoje obrazy podczas tego niezwykłego festiwalu.


 



tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk

poniedziałek, 30 maja 2016

PIELGRZYMKA PO BIESZCZADACH


Ojcze, Który Jesteś
Który znasz  moje serce
moje wczoraj
tylko Tobie jest jawne
kalejdoskop jutra
W Twoje Ręce powierzam
moje teraz
niewiadome  zdarzeń
Twoje Słowo się spełnia
Twoje Słowo prowadzi .

.............................................

Czwartek, 4 warty maja 2016r. o godz. 6,15 spotykamy się w Katowicach na Ptasim Osiedlu w niedużym kościele pw. Matki Królowej Pokoju Niepokalanej Jutrzenki.  ksiądz Władysław Kolorz sprawuje Eucharystię dla grupy pielgrzymów udających się odwiedzić sanktuaria w najbardziej wysuniętym na wschód zakątku Polski, Bieszczadach. Po mszy św. szybko pakujemy się do mini-busa- jest nas z ks. Władysławem tylko 14 osób.  Już w  drodze odmawiamy  Jutrzni- dziś zamiast psalmów modlimy się śpiewając pieśni wielkanocne.
W Krakowie dosiada jeszcze jedna osoba Hanna, przyjaciółka  Gabi. Jest nas wszystkich 15 osób.
Rozpogadza się, zapowiada się ładna pogoda ale przed nami 300 km. , więc wszystko może się zdarzyć. Minibus jako środek wielogodzinnego transportu ma tę zaletę, że tworzy się rodzinna atmosfera.
Zatrzymujemy się w miejscowości Bachórz. Tutaj jest urokliwy skansen kolei wąskotorowej. wszystkie wagoniki utrzymane w dobrym stanie. Mile jest zwiedzić, zrobić zdjęcia pamiątkowe. Tuż przy wejściu jest restauracja serwująca regionalne potrawy. wymarzone miejsce na obiad. Niebo jednak się zachmurzyło, zaczęło padać więc jemy obiad w deszczu, pod parasolami.   Deszcz szybko przeszastał padać, znowu jest pogodnie.  Jedziemy dalej, mijamy Przemyśl. Na chwilę zatrzymujemy się w Prałkowicach, w Sanktuarium Matki Bożej Zbaraskiej pochodzącego z XVI w.. Proboszcz i kustosz Sanktuarium Stanisaw opowiada historię obrazu . Stanowi kopię wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Zanim przybył do Prałkowiec w 1972 r., wcześniej w 1946 r. OO. Bernardyni przywieźli go do klasztoru w Leżajsku.
Przez dłuższą chwile się modlimy- dziękujemy za o trzymane łaski i prosimy o opiekę Matki podczas naszego pielgrzymowania po Bieszczadach. Niebawem się okaże jak bardzo potrzebna szczególna opieka Matki Bożej.

Dalej jedziemy leśną wyboistą drogą. Zdaje się , że tą drogą poza terenowymi jepami nic nie jeździ. Ale tak nas prowadzi GPS.  Ostatecznie pokazał zupełnie  inny kierunek. Jako pocieszenie mamy wyjątkowo piękne widoki. W pewnym momencie znaleźliśmy się w  zupełnie innej okolicy, droga nagle się skończyła, trzeba zawrócić.  Nasz bus jest zbyt  słaby aby wjechać z powrotem pod górę. Wszyscy więc wysiadamy i w deszczu pchamy pod stroma górę. Niestety po pokonaniu pierwszego wzniesienia  silnik całkiem odmawia pracy. Dalszą drogę holuje nas górski ciągnik ale tylko do osady Gruszowa. Na horyzoncie widzimy kalwarię Pacławską. Po dłuższym oczekiwaniu przyjeżdża zastępczy  środek transportu- nieduży autobus. Około godz. 18 dojeżdżamy do kalwarii. Przed cudownym obrazem właśnie jest sprawowana Eucharystia. Janek przyszedł do Sanktuarium jako pierwszy – zdążył jeszcze przed Ewangelią, a więc brał pełny udział we Mszy św. Jest wyjątkowo gorliwy. Po śmieci swojej córki czas podzielił na modlitwę i pomoc potrzebującym. Umie zrobić wszystko. Kiedyś był kierowcą, rzemieślnikiem, mechanikiem. Jest bardzo uczynny. Właściwie nie ma rzeczy, której by nie umiał naprawić- chyba tylko komputera nie potrafi złożyć. wyróżnia się tym, że nigdy nie odmawia  pomocy, gdy ktoś poprosi.
Po krótkim zwiedzeniu Sanktuarium, którego początek datuje się na 1665r.  Załozycielem i pierwszym budowniczym był Andrzej Maksymilian Fredro (1620–1679) kasztelan lwowski i wojewoda podolski. Najpierw był wybudowany drewniany kościół. Obecnie Sanktuarium Męki Pańskiej i Matki Bożej Kalwaryjskiej. Na szczycie góry o wysokości 465 m n.p.m. znajduje się klasztor franciszkanów, kościół oraz dom pielgrzyma. Usytuowanie kalwarii na wzgórzach wykazuje duże podobieństwo do krajobrazu wokół Jerozolimy. Droga krzyżowa ma długość ok. 1,6 km. Na wzgórzach znajduje się 35 murowanych i 7 drewnianych kaplic kalwaryjskich. Niezwykły jest oraz  Matki Bożej Kalwaryjskiej. Prawe ucho  ma większe – aby dobrze usłyszeć wszystkie prośby zanoszone przez przybywających pielgrzymów. Późna już pora, więc po cichej, krótkiej modlitwie udajemy się w dalszą drogę.
o drodze do Odłamowa  zatrzymujemy się na chwilę przy zabytkowej cerkwi św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej- w gminie Fredropol, w powiecie przemyskim,  jest to najstarsza zachowana cerkiew na ziemiach polskich – położona na wzgórzu, niezwykle malownicze.
Według tradycji w podziemiach cerkwi pochowano ostatniego prawosławnego władykę przemyskiego, Michała Kopystyńskiego, który zmarł w 1642 w Kopyśnie.
Jeszcze przed zachodem słońca dojeżdżamy do Arłamowa – dawniej Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów – obecnie kompleks hotelowy „Hotel Arłamów”.
Tutaj w stanie wojennym 1981-1982r. był więziony Lech Wałęsa- działacz Solidarności a teraz wg IPN okazało sie, że był kapusiem i donosicielem.

Arłamów- miejsce niezwykle pięknie położone, widokowe. Obecnie służy jako osrodek szkoleniowo – wypoczynkowy dla sportowców reprezentujących barwy polskie w mistrzostwach. Ze względu na opóźnienia związane z awarią pierwszego mikrobusa nie zdążyliśmy zwiedzić  Ustrzyki Dolne – stolicę Bieszczad i i Sanktuarium matki Bożej Bieszczadzkiej w Jasieniu.
Już po zmroku  dojeżdżamy do położonego w  dolinie Sanu, zabytkowego, późnogotyckiego zamku w Lesku. Późna kolacja  i zmęczeni udajemy się  na zasłużony odpoczynek.
Początek historii zamku datuje się na 1538 rok, kiedy to rozpoczęto budowę w miejsce wcześniejszego drewnianego zameczku po przeprowadzce Kmitów z pobliskiego Sobienia. Zamek był początkową własnością marszałka wielkiego koronnego Piotra Kmity Sobieńskiego herbu Szreniawa. Najpiękniejsza jest jadalnia.  Tutaj kiedyś była sala rycerska. Piękne mury, arkady świadczą o bogatej  tego zamku.
Piątek- drugi dzień naszej pielgrzymki wita nas pogodnie, tylko trochę mgła nad ranem.
Dziś mamy inny zastępczy minibus. Kierowca minibusu- Pan Zbigniew jest przewodnikiem  turystycznym, górskim oraz pilotem wycieczek. Zna dobrze historie tutejszych terenów, ludzi, którzy tutaj mieszkają. Jest bardzo komunikatywny. Chętnie nam opowiada o ludziach, którzy tutaj mieszkają.  A bardzo różnorodności tutejszych mieszkańców. Mieszkają tutaj po sąsiedzku  Łęmkowie, Słowacy, Ukraińcy.   
o śniadaniu udajemy się do Hoczwi- galerii  - Zdzisława Pękalskiego - bieszczadzkiego artysty o rozlicznych zainteresowaniach, który  tworzy inaczej niż wszyscy. Tworzy swoje dzieła na starych deskach, czasem korytkach, w których kiedyś karmiono świnie.

-Gdy popatrzę na jakiś kawałek drewna to wiem doskonale czy cos z niego zrobię- przyznaje, czy nie. Deska zniszczona na swojej powierzchni przez różne żywioły ma te swoje piętna bardzo malowniczo porozstawianie. To jest dla mnie podpowiedź. — podkreślał.
Od dwóch lat niestety ciężko chory- jest po zawale lewej półkuli mózgu, problemy z mową i porażenie prawej części ciała.
Żona Maria barwnie opowiada o galerii, o malowidłach, niepowtarzalnym uroku tych dzieł.
Tutaj jest sprawowana Eucharystia w intencji Pana Zdzisława o uzdrowienie – jest jedynym bieszczadzkim artystą, który potrafi zrobić wszystko z niczego.
Po mszy św. Pani Maria zaprasza na taras swojego domu na poczęstunek. Podaje wszystkim ser z chlebem i miodem oraz kawa albo herbatę. Jeszcze nie zdarzyło mi się jeść coś równie wspaniałego.  W tym domu wszystkich wita się jak najbliższą rodzinę i ugaszcza się tym, co jest najlepsze. Przyjeżdża na wózku Pan Zdzisław. Wszystko słyszy, rozumie ,tylko nie może mówić.  Przez cały czas opiekuje się Pani Maria, dla gości czyta nam wiersze pisane przez męża.
Pan Zdzisław Pękalski - bieszczadzki artysta  tworzył swoje dzieła  inaczej niż wszyscy. Tworzy na starych deskach, czasem nadpalonych, czasem korytkach, w których kiedyś karmiono świnie, za korony niejednokrotnie wykorzystuje stare podkowy.
racając do Leska zatrzymujemy na krótką chwilę się przy niezwykle ukształtowanej skale- „Kamieniu Leskim”. Legęda głosi, że za dawnych czasów król rzucił  klątwę za nieposłuszeństwo na córkę i ta stała się kamieniem.
Wysoko na wzgórzu jest położony żydowski cmentarz „Kirkut”, ogrodzony,  cały czas  pilnowany przez stróża. Za wejście na cmentarz trzeba zapłacić 6zł., le warto. Bardzo ciekawie rozmieszczone groby. Niektóre są odnowione, maja nowe granitowe tablice. Opiekun cmentarza mówi, że tablice przywieźli węgierscy żydzi.
Sobota- trzeci dzień pielgrzymki- wita nas ciepłym bardzo słonecznym porankiem. zaraz po śniadaniu i filiżance kawy pakujemy się do naszego minibusa jedziemy do Myczkowiec - Ośrodka Wypoczynkowo -Rehabilitacyjnego  CARITAS MYCZKOWICE. Kiedyś tu był wojskowy ośrodek wypoczynkowy.
Tuż za bramą ośrodka urzeka przepiękny Ogród Biblijny. Jest nie tylko nowym sposobem upiększenia otoczenia roślinnością Bliskiego Wschodu, ale przede wszystkim stanowi specyficzny zapis teologii biblijnej. Jednocześnie zawiera także przemyślaną i uporządkowana katechezę o biblijnej historii zbawienia Zajmuje powierzchnię 80 arów w układzie klinowym o długości 230. Chce się przy każdym krzewie się zatrzymać na dłuższą chwilę. tutaj rośliny, budowle opowiadają dzieje biblii.
chę dalej  znajduje Centrum kultury Ekumenicznej im  św. Jana Pawła II. Został utworzony 16 października 2007r. – w 29 rocznicę wyboru Kardynała Karola Wojtyły na papieża- obecnie św. Jana Pawła II.
Na 10 wzgórzach znajduje się  140 makiet w skali 1:25 najstarszych drewnianych kościołów i cerkwi z terenów południowo-wschodniej Polski, Słowacji i Ukrainy. Makiety przedstawiają, według dawnego podziału etnograficznego tych terenów, architekturę Pogórzan, Dolinian, Łemków i Bojków. Trudno zrobić wszystkim cerkwiom i kościółkom zdjęcia.
Zauroczeni pięknem ogrodu , miniatór cerkwi, kościółków jedziemy zwiedzić Jezioro Solińskie. Mamy bardzo mało czasu na zwiedzanie zapory, więc szybko biegnę zrobić kilka zdjęć widoków z nad zapory i zaraz jedziemy dalej. 
Następny nasz cel to Łopienka – serce Bieszczad. Jest to nieistniejąca wieś z połowy XVI wieku, położona u podnóży Łopiennika (1069m n.p.m.) , która podobnie jak wiele innych bieszczadzkich wsi, nie przetrwała II wojny, została zniszczona, mieszkańcy w większości wysiedleni. Wieś zasłynęła przede wszystkim z tego, iż podobno ukazała się tu Matka Boska pod postacią ikony. Wkrótce po tym Łopienka stała się słynnym ośrodkiem kultu maryjnego. Ikonę umieszczono w kapliczce, a niedługo potem w drewnianej wówczas cerkwi pw. Świętej Paraskiewii. Obecna - murowana cerkiew - datowana jest na I poł. XIXw. - jest to jedyny tego typu obiekt w Bieszczadach. Uratowano również cudowną ikonę - została przeniesiona do kościoła (dawnej cerkwi) w Polańczyku, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego. Cerkiew jest stale dla zwiedzających cały czas. Wewnątrz duża, drewniana figura „Chrystusa bieszczadzkiego”. Nagłownej ścianie znajduje się kopia cudownego obrazu.
Przy prowizorycznym ołtarzu ksiądz Władysław sprawuje mszę Św. Dołącza kilka turystów, którzy wędrowali przez te okolice.  podczas homilii ks. mówi o Bogu Ojcu, Który wie, że miłujemy Jego Syna. Gdy w Imię Jezusa będziemy prosić naszego Ojca – wysłucha naszych próśb, a nasza radość będzie wielka. Ojciec zawsze wysłuchuje naszych próśb. Nie zawsze jednak daje nam to o co prosimy (wszak nie zawsze prosimy o to, co dobre). Ojciec zawsze daje nam rzeczy tylko dobre dla naszego zbawienia. Ojciec jest Miłosierdziem- największy to przymiot Boga. Swoim Miłosierdziem  pragnie każdego z nas obdarować.  Trzeba aby nasze serca były miłosierne. Najpiękniej o Bożym Miłosierdziu napisała Siostra w swoim Dzienniczku, który został przetłumaczony na najwięcej języków na świecie. Siostra w dzienniczku pisze: „-dopomóż mi Panie aby oczy moje były miłosierne, abym nie sądziła według zewnętrznych pozorów... Dopomóż mi Panie aby słuch mój był miłosierny... dopomóż mi Panie aby język mój był miłosierny- abym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich ale dla każdego miała słowa pociechy i przebaczenia...Dopomóż mi Panie aby ręce moje były miłosierne.. Dopomóż mi Panie aby nogi moje były miłosierne... Dopomóż mi Panie aby serce moje było miłosierne...”
Prośmy w tej niezwykłej świątyni w Łapience abyśmy  mieli miłosierne oczy, ręce, miłosierne nogi  a nade wszystko aby było miłosierne nasze serce.
Wracamy wąską górską drogą, otaczają nas piękne krajobrazy, przejeżdżamy wypalania  węgla drzewnego. Szkoda, że już jest późno i nie ma czasu aby zatrzymać się dłużej. Nasz miły kierowca i przewodnik po tych okolicach żegna się z nami. Jutro ma zamówiona trasę na Ukrainę. Szkoda, tak dobrze i ciekawie nam się  nim podróżowało.
Już po zachodzie słońca  jemy obiadokolację w Sali rycerskiej naszego pięknego średniowiecznego zamku. Po kolacji  ks. Włodek  prezentuje nam film ....
Czwarty dzień naszego pielgrzymowania rozpoczynamy Mszą św. w kościele parafialnym.
Po mszy wracamy do naszego zamku na śniadanie. Po nas przyjeżdża kolejny, zastępczy bus. Tak więc podczas czterodniowej wyprawy zmieniliśmy aż cztery auta. Podróż pełna przygód i modlitwy. W drodze powrotnej zajeżdżamy do Muzeum Sztuki Ludowej w Paszynie  przy kościele pw   Matki Boskiej  Nieustającej Pomocy. Niestety jest zamknięte. Na probostwie nie ma nikogo. ksiądz pojechał sprawować Mszę św. do sąsiedniej wsi. a szkoda, podobno tutaj znajduje się wiele ciekawych rzeczy. Na stronie internetowej można przeczytać m/in.:
„...Znawcy sztuki ludowej są zgodni w opinii: ośrodek rzeźby ludowej w Paszynie jest fenomenem we współczesnej twórczości ludowej, zaś tacy artyści jak Wojciech Oleksy, Stanisław Mika - starszy, Janina Mordarska, Zdzisław Orlecki, Andrzej Drożdż - są dziś wliczani do grona najwybitniejszych przedstawicieli tradycyjnej twórczości wiejskiej. W ślady dorosłych idą młodzi mieszkańcy wsi...”. 10 września 1994 r. poświęcenie i otwarcie Muzeum Sztuki Ludowej w Paszynie.
Jedziemy więc dalej. Na naszej trasie –Jezioro Rożnowskie - powstało w wyniku spiętrzenia wód Dunajca w obrębie Pogórza Rożnowskiego, którego zbiornik liczy od 16 do 20 km kwadratowych powierzchni, głębokość koło zapory wynosi około 30 m.
Niezwykle piękne krajobrazy. Mekka dla urlopowiczów, turystów, miłośników wędkarstwa. Prawie na sam koniec naszego pielgrzymowania po Sanktuariach Ziemi 

Bieszczadzkiej mamy bardzo „smaczny cukiereczek” Zatrzymujemy się bowiem w małej miejscowości Tropie – odwiedzamy jeden z najstarszych w Małopolsce kościół parafialny pw. Świętych Pustelników Andrzeja Świerada i Benedykta –z przełomu XI/XII. Według tradycji budynek powstał w miejscu gdzie znajdowała się pustelnia św. Świerada, mnicha benedyktyńskiego żyjącego na przełomie X i XI w. Budowla orientowana, wykonana z ciosów piaskowca spojonych gliną z niewielką domieszką wapna. Kościół pierwotnie jednonawowy z wyodrębnionym prezbiterium zamkniętym prosto. Kościół usytuowany jest na stromej skale  nad brzegiem Dunajca niezwykle malowniczo. Nieopodal znajduje się pustelnia  św. Świerada – kaplica upamiętniająca miejsce pustelniczego życia świętego. Poniżej pustelni wchodzimy na ścieżkę prowadzącą w las i dość stromym podejściem dojdziemy do źródła, z którego wodę czerpał św. Świerad.  Jest tu jeszcze wiele do zobaczenia. Droga krzyżowa. Niestety musimy przed nocąwrócić do domu, więc nie zatrzymujemy się dłużej. Jeszcze kilka zdjęć z cmentarza ofiar głodu i zarazy cholery z 1847 roku. W samym Tropiu zmarło wtedy 510 osób. W zasadzie nie ma grobów (zmarłych chowano w grupowych mogiłach) tylko kamienny krzyż i kapliczka.
Na wieczór szczęśliwi, pełni wrażeń i przygód wracamy do domu. Podczas czterodniowej wyprawy jechaliśmy czterema busami.

BOŻE MIŁOSIERDZIE JEST
INNE OD NASZYCH WIDZEŃ.
tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk






































sobota, 21 maja 2016

20 LAT HOSPICJUM W CHORZOWIE


Mamy lekarstwo na każdą chorobę
znieczulenie  na ból
u progu trzeciego tysiąclecia
tylko braku miłości
nie można zastąpić
tego bólu nie ukoi nic

20 LAT HOSPICJUM W CHORZOWIE

Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu przy parafii Św. Jadwigi w Chorzowie. Początki były trudne, bardzo skromne – pisze  dr. Barbara Kopczyńska – Prezes Chorzowskiego Hospicjum w wydanej na tę okoliczność  książce „HOSPICJUM CHORZÓW” – dwadzieścia lat działalności Chorzowskiego Hospicjum.
W środę 11 maja 2016r. w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie Batorym uroczystą Mszą Świętą dziękczynną pod przewodnictwem  bpa Adama Wodarczyka w asyście proboszczów chorzowskiego oraz świętochłowickiego dekanatu dziękowaliśmy za dwadzieścia lat istnienia  Chorzowskiego Hospicjum. W wygłoszonej homilii ks. bp  przypomniał o ofierze życia , którą złożył Jezus za nas wszystkich.  Tylko w ofierze, zanurzającej w śmierć Chrystusa cierpienie ma sens.
Świątynię mimo roboczego dnia  licznie wypełnili wierni i  goście przybyli na uroczystość. Przybyły władze Chorzowa z prezydentem Andrzejem Kotalą na czele, Prezes Śląskiej Izby Lekarskiej – dr n. m. Jacek Kozakiewicz, prezesi i delegacje z hospicjów w sąsiadujących miast. 
Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przeszli na drugą część świętowania do Miejskiego Domu Kultury „Batory” przy kawie bądź herbacie i poczęstunku wraz z „tortem urodzinowym”. Przybyłych gości serdecznie przywitała prezes Chorzowskiego Hospicjum dr. Barbara Kopczyńska.
Podczas krótkiego wystąpienia Pan Florian Lesik- Honorowy Prezes Stowarzyszenia Hospicjum - życząc siły w posłudze hospicyjnej potrzebującym  przypomniał, że Chorzów w szczególny sposób zawsze troszczył się o chorych. Bowiem już w XIII wieku chorymi opiekował się sprowadzony  z Jerozolimy Zakon Bożogrobców. Były również fundacje – Szpital św. Jadwigi. Praca, zaangażowanie każdego wolontariusza wypływa z głębi serca, każdy dobry czyn jest zapisany... Najważniejsze- aby nigdy nie brakło miłości do drugiego człowieka, bo nic nie ma ważniejszego. 
Dr  n. m. Jacek Kozakiewicz - dziękując za zaproszenie zwrócił uwagę, że ruch hospicyjny , to dla wielu szansa aby w szczególnie trudnym czasie nie czuli się samotni. Niestety model wielopokoleniowej rodziny zanika. Obecnie szczególnie są potrzebne hospicja takie jak w Chorzowie. Współczesna medycyna potrafi poradzić sobie z problemem bólu towarzyszącego szczególnie w ostatnich stadiach choroby nowotworowej jednak jest niezbędna opieka hospicyjna aktywna i wszechstronna pomoc osobom cierpiącym przy postępujących chorobach, aby w ostatnich chwilach poprawić jakość życia. Obecnie świat mimo wielu osiągnięć  nieustannie zmierza do dehumanizacji życia społecznego, również do dehumanizacji medycyny. Często jest tak, że pacjent jest tylko usługobiorcą a lekarz usługodawcą, rozliczany z wyników finansowych. Śląska Izba Lekarska  tym metodom mówi NIE - powiedział dr Jacek Kozakiewicz -  DOBRO CHOREGO JEST NAJWYŻSZYM DOBREM,  GŁÓWNYM WSKAZANIEM ETOSU LEKARSKIEGO.
Zjawisko dehumanizacji zagraża współczesnej medycynie, zagraża przede wszystkim pacjentom. W hospicjum jest wiele osób niezwykle zasłużonych dla Śląskiej Rodziny Lekarskiej. Dziękując za wieloletni wysiłek dla Prezes Chorzowskiego  Hospicjum dr Barbary Kopczyńskiej,  przypomniał, że poza wiedzą lekarską.  skupia w sobie najważniejsze wartości etosu lekarskiego.
Szczególne podziękowania odczytała dr. Jadwiga Peszkowska –Konsultant Wojewódzki Medycyny Paliatywnej - zwracając się do dr. Barbary Kopczyńskiej, wolontariuszy opieki paliatywnej i hospicyjnej potwierdziła konsekwentne i kompetentne realizowane misji i zadań  specjalistycznej opieki paliatywnej, odpowiedzialność w poszerzaniu własnej wiedzy, podnoszeniu kwalifikacji, podnoszeniu jakości opieki paliatywnej nad chorymi rodzinami a później nad osobami (dziećmi) osieroconymi zasługuje na najwyższą ocenę. Szczególnie podziękowała za wieloletnią dydaktykę dla studentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach z zakresu medycyny paliatywnej oraz za szkolenie specjalistyczne lekarzy. Jest to szczególnie ważny wkład w rozwój specjalizacji w dziedzinie opieki paliatywnej.
Urszula Sikocińska –  przedstawicielka Hospicjum Świętego Franciszka w Katowicach składając życzenia zespołowi lekarzy i wolontariuszy dziękowała Duchowi Świętemu, że  kiedyś była „iskierką”, jedną z osób inicjatorów założycieli chorzowskiego hospicjum.
Część artystyczną poprowadził  Krzysztof Wierzchowski - absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach, akompaniował Sławomir Kolano. Czarowała  swoim sopranem  Naira Ayvazyan - urodzona i wychowana w Armenii, absolwentka Prywatnej Szkoły Operowej A. Teligi .
Do łez wszystkich rozbawił opowiadając kawały Egeniusz Stoll- niezapomniany Zefel Żymła z emitowanej przez siedem lat śląskiej telenoweli “Sobota w Bykowie”. Przez całe życie związany z Hajdukami. Zadebiutował w dzieciństwie, wciąż jest obecny na estradzie, którego życiową misją jest dawanie ludziom uśmiechu.

W drugiej części spotkania  uroczystości  Prezes  naszego hospicjum wygłosiła konferencję
pt. „ Czy wolno się śmiać? O roli poczucia humoru w hospicjum”.  
Pani doktor  wyjaśniła, że bardzo ważne jest poczucie humoru w kontaktach  z chorymi. W hospicjum nie można  chodzić przygnębionym – mając „nos na kwintę”. Pogoda ducha  jest najważniejsza w kontaktach z osobami dotkniętymi chorobą nowotworową. Humor powoduje zmniejszenie negatywnych napięć ...uśmiech ułatwia kontakty z ludźmi, sprostanie trudnym sytuacjom.  W  hospicjum nie powinno być czarnych, przygnębiających kolorów.
Bardzo ważna jest nasza wiara, że śmierć nie jest otchłanią bez dna ale bramą do innej rzeczywistości, której wprawdzie jeszcze nie znamy ale do niej wszyscy zmierzamy.
Boże bądź uwielbiony
że dałeś życie
wieczność obiecałeś nam.

Jan Mieńciuk - wolontariusz.