poniedziałek, 30 maja 2016

PIELGRZYMKA PO BIESZCZADACH


Ojcze, Który Jesteś
Który znasz  moje serce
moje wczoraj
tylko Tobie jest jawne
kalejdoskop jutra
W Twoje Ręce powierzam
moje teraz
niewiadome  zdarzeń
Twoje Słowo się spełnia
Twoje Słowo prowadzi .

.............................................

Czwartek, 4 warty maja 2016r. o godz. 6,15 spotykamy się w Katowicach na Ptasim Osiedlu w niedużym kościele pw. Matki Królowej Pokoju Niepokalanej Jutrzenki.  ksiądz Władysław Kolorz sprawuje Eucharystię dla grupy pielgrzymów udających się odwiedzić sanktuaria w najbardziej wysuniętym na wschód zakątku Polski, Bieszczadach. Po mszy św. szybko pakujemy się do mini-busa- jest nas z ks. Władysławem tylko 14 osób.  Już w  drodze odmawiamy  Jutrzni- dziś zamiast psalmów modlimy się śpiewając pieśni wielkanocne.
W Krakowie dosiada jeszcze jedna osoba Hanna, przyjaciółka  Gabi. Jest nas wszystkich 15 osób.
Rozpogadza się, zapowiada się ładna pogoda ale przed nami 300 km. , więc wszystko może się zdarzyć. Minibus jako środek wielogodzinnego transportu ma tę zaletę, że tworzy się rodzinna atmosfera.
Zatrzymujemy się w miejscowości Bachórz. Tutaj jest urokliwy skansen kolei wąskotorowej. wszystkie wagoniki utrzymane w dobrym stanie. Mile jest zwiedzić, zrobić zdjęcia pamiątkowe. Tuż przy wejściu jest restauracja serwująca regionalne potrawy. wymarzone miejsce na obiad. Niebo jednak się zachmurzyło, zaczęło padać więc jemy obiad w deszczu, pod parasolami.   Deszcz szybko przeszastał padać, znowu jest pogodnie.  Jedziemy dalej, mijamy Przemyśl. Na chwilę zatrzymujemy się w Prałkowicach, w Sanktuarium Matki Bożej Zbaraskiej pochodzącego z XVI w.. Proboszcz i kustosz Sanktuarium Stanisaw opowiada historię obrazu . Stanowi kopię wizerunku Matki Bożej Częstochowskiej. Zanim przybył do Prałkowiec w 1972 r., wcześniej w 1946 r. OO. Bernardyni przywieźli go do klasztoru w Leżajsku.
Przez dłuższą chwile się modlimy- dziękujemy za o trzymane łaski i prosimy o opiekę Matki podczas naszego pielgrzymowania po Bieszczadach. Niebawem się okaże jak bardzo potrzebna szczególna opieka Matki Bożej.

Dalej jedziemy leśną wyboistą drogą. Zdaje się , że tą drogą poza terenowymi jepami nic nie jeździ. Ale tak nas prowadzi GPS.  Ostatecznie pokazał zupełnie  inny kierunek. Jako pocieszenie mamy wyjątkowo piękne widoki. W pewnym momencie znaleźliśmy się w  zupełnie innej okolicy, droga nagle się skończyła, trzeba zawrócić.  Nasz bus jest zbyt  słaby aby wjechać z powrotem pod górę. Wszyscy więc wysiadamy i w deszczu pchamy pod stroma górę. Niestety po pokonaniu pierwszego wzniesienia  silnik całkiem odmawia pracy. Dalszą drogę holuje nas górski ciągnik ale tylko do osady Gruszowa. Na horyzoncie widzimy kalwarię Pacławską. Po dłuższym oczekiwaniu przyjeżdża zastępczy  środek transportu- nieduży autobus. Około godz. 18 dojeżdżamy do kalwarii. Przed cudownym obrazem właśnie jest sprawowana Eucharystia. Janek przyszedł do Sanktuarium jako pierwszy – zdążył jeszcze przed Ewangelią, a więc brał pełny udział we Mszy św. Jest wyjątkowo gorliwy. Po śmieci swojej córki czas podzielił na modlitwę i pomoc potrzebującym. Umie zrobić wszystko. Kiedyś był kierowcą, rzemieślnikiem, mechanikiem. Jest bardzo uczynny. Właściwie nie ma rzeczy, której by nie umiał naprawić- chyba tylko komputera nie potrafi złożyć. wyróżnia się tym, że nigdy nie odmawia  pomocy, gdy ktoś poprosi.
Po krótkim zwiedzeniu Sanktuarium, którego początek datuje się na 1665r.  Załozycielem i pierwszym budowniczym był Andrzej Maksymilian Fredro (1620–1679) kasztelan lwowski i wojewoda podolski. Najpierw był wybudowany drewniany kościół. Obecnie Sanktuarium Męki Pańskiej i Matki Bożej Kalwaryjskiej. Na szczycie góry o wysokości 465 m n.p.m. znajduje się klasztor franciszkanów, kościół oraz dom pielgrzyma. Usytuowanie kalwarii na wzgórzach wykazuje duże podobieństwo do krajobrazu wokół Jerozolimy. Droga krzyżowa ma długość ok. 1,6 km. Na wzgórzach znajduje się 35 murowanych i 7 drewnianych kaplic kalwaryjskich. Niezwykły jest oraz  Matki Bożej Kalwaryjskiej. Prawe ucho  ma większe – aby dobrze usłyszeć wszystkie prośby zanoszone przez przybywających pielgrzymów. Późna już pora, więc po cichej, krótkiej modlitwie udajemy się w dalszą drogę.
o drodze do Odłamowa  zatrzymujemy się na chwilę przy zabytkowej cerkwi św. Onufrego w Posadzie Rybotyckiej- w gminie Fredropol, w powiecie przemyskim,  jest to najstarsza zachowana cerkiew na ziemiach polskich – położona na wzgórzu, niezwykle malownicze.
Według tradycji w podziemiach cerkwi pochowano ostatniego prawosławnego władykę przemyskiego, Michała Kopystyńskiego, który zmarł w 1642 w Kopyśnie.
Jeszcze przed zachodem słońca dojeżdżamy do Arłamowa – dawniej Ośrodek Wypoczynkowy Urzędu Rady Ministrów – obecnie kompleks hotelowy „Hotel Arłamów”.
Tutaj w stanie wojennym 1981-1982r. był więziony Lech Wałęsa- działacz Solidarności a teraz wg IPN okazało sie, że był kapusiem i donosicielem.

Arłamów- miejsce niezwykle pięknie położone, widokowe. Obecnie służy jako osrodek szkoleniowo – wypoczynkowy dla sportowców reprezentujących barwy polskie w mistrzostwach. Ze względu na opóźnienia związane z awarią pierwszego mikrobusa nie zdążyliśmy zwiedzić  Ustrzyki Dolne – stolicę Bieszczad i i Sanktuarium matki Bożej Bieszczadzkiej w Jasieniu.
Już po zmroku  dojeżdżamy do położonego w  dolinie Sanu, zabytkowego, późnogotyckiego zamku w Lesku. Późna kolacja  i zmęczeni udajemy się  na zasłużony odpoczynek.
Początek historii zamku datuje się na 1538 rok, kiedy to rozpoczęto budowę w miejsce wcześniejszego drewnianego zameczku po przeprowadzce Kmitów z pobliskiego Sobienia. Zamek był początkową własnością marszałka wielkiego koronnego Piotra Kmity Sobieńskiego herbu Szreniawa. Najpiękniejsza jest jadalnia.  Tutaj kiedyś była sala rycerska. Piękne mury, arkady świadczą o bogatej  tego zamku.
Piątek- drugi dzień naszej pielgrzymki wita nas pogodnie, tylko trochę mgła nad ranem.
Dziś mamy inny zastępczy minibus. Kierowca minibusu- Pan Zbigniew jest przewodnikiem  turystycznym, górskim oraz pilotem wycieczek. Zna dobrze historie tutejszych terenów, ludzi, którzy tutaj mieszkają. Jest bardzo komunikatywny. Chętnie nam opowiada o ludziach, którzy tutaj mieszkają.  A bardzo różnorodności tutejszych mieszkańców. Mieszkają tutaj po sąsiedzku  Łęmkowie, Słowacy, Ukraińcy.   
o śniadaniu udajemy się do Hoczwi- galerii  - Zdzisława Pękalskiego - bieszczadzkiego artysty o rozlicznych zainteresowaniach, który  tworzy inaczej niż wszyscy. Tworzy swoje dzieła na starych deskach, czasem korytkach, w których kiedyś karmiono świnie.

-Gdy popatrzę na jakiś kawałek drewna to wiem doskonale czy cos z niego zrobię- przyznaje, czy nie. Deska zniszczona na swojej powierzchni przez różne żywioły ma te swoje piętna bardzo malowniczo porozstawianie. To jest dla mnie podpowiedź. — podkreślał.
Od dwóch lat niestety ciężko chory- jest po zawale lewej półkuli mózgu, problemy z mową i porażenie prawej części ciała.
Żona Maria barwnie opowiada o galerii, o malowidłach, niepowtarzalnym uroku tych dzieł.
Tutaj jest sprawowana Eucharystia w intencji Pana Zdzisława o uzdrowienie – jest jedynym bieszczadzkim artystą, który potrafi zrobić wszystko z niczego.
Po mszy św. Pani Maria zaprasza na taras swojego domu na poczęstunek. Podaje wszystkim ser z chlebem i miodem oraz kawa albo herbatę. Jeszcze nie zdarzyło mi się jeść coś równie wspaniałego.  W tym domu wszystkich wita się jak najbliższą rodzinę i ugaszcza się tym, co jest najlepsze. Przyjeżdża na wózku Pan Zdzisław. Wszystko słyszy, rozumie ,tylko nie może mówić.  Przez cały czas opiekuje się Pani Maria, dla gości czyta nam wiersze pisane przez męża.
Pan Zdzisław Pękalski - bieszczadzki artysta  tworzył swoje dzieła  inaczej niż wszyscy. Tworzy na starych deskach, czasem nadpalonych, czasem korytkach, w których kiedyś karmiono świnie, za korony niejednokrotnie wykorzystuje stare podkowy.
racając do Leska zatrzymujemy na krótką chwilę się przy niezwykle ukształtowanej skale- „Kamieniu Leskim”. Legęda głosi, że za dawnych czasów król rzucił  klątwę za nieposłuszeństwo na córkę i ta stała się kamieniem.
Wysoko na wzgórzu jest położony żydowski cmentarz „Kirkut”, ogrodzony,  cały czas  pilnowany przez stróża. Za wejście na cmentarz trzeba zapłacić 6zł., le warto. Bardzo ciekawie rozmieszczone groby. Niektóre są odnowione, maja nowe granitowe tablice. Opiekun cmentarza mówi, że tablice przywieźli węgierscy żydzi.
Sobota- trzeci dzień pielgrzymki- wita nas ciepłym bardzo słonecznym porankiem. zaraz po śniadaniu i filiżance kawy pakujemy się do naszego minibusa jedziemy do Myczkowiec - Ośrodka Wypoczynkowo -Rehabilitacyjnego  CARITAS MYCZKOWICE. Kiedyś tu był wojskowy ośrodek wypoczynkowy.
Tuż za bramą ośrodka urzeka przepiękny Ogród Biblijny. Jest nie tylko nowym sposobem upiększenia otoczenia roślinnością Bliskiego Wschodu, ale przede wszystkim stanowi specyficzny zapis teologii biblijnej. Jednocześnie zawiera także przemyślaną i uporządkowana katechezę o biblijnej historii zbawienia Zajmuje powierzchnię 80 arów w układzie klinowym o długości 230. Chce się przy każdym krzewie się zatrzymać na dłuższą chwilę. tutaj rośliny, budowle opowiadają dzieje biblii.
chę dalej  znajduje Centrum kultury Ekumenicznej im  św. Jana Pawła II. Został utworzony 16 października 2007r. – w 29 rocznicę wyboru Kardynała Karola Wojtyły na papieża- obecnie św. Jana Pawła II.
Na 10 wzgórzach znajduje się  140 makiet w skali 1:25 najstarszych drewnianych kościołów i cerkwi z terenów południowo-wschodniej Polski, Słowacji i Ukrainy. Makiety przedstawiają, według dawnego podziału etnograficznego tych terenów, architekturę Pogórzan, Dolinian, Łemków i Bojków. Trudno zrobić wszystkim cerkwiom i kościółkom zdjęcia.
Zauroczeni pięknem ogrodu , miniatór cerkwi, kościółków jedziemy zwiedzić Jezioro Solińskie. Mamy bardzo mało czasu na zwiedzanie zapory, więc szybko biegnę zrobić kilka zdjęć widoków z nad zapory i zaraz jedziemy dalej. 
Następny nasz cel to Łopienka – serce Bieszczad. Jest to nieistniejąca wieś z połowy XVI wieku, położona u podnóży Łopiennika (1069m n.p.m.) , która podobnie jak wiele innych bieszczadzkich wsi, nie przetrwała II wojny, została zniszczona, mieszkańcy w większości wysiedleni. Wieś zasłynęła przede wszystkim z tego, iż podobno ukazała się tu Matka Boska pod postacią ikony. Wkrótce po tym Łopienka stała się słynnym ośrodkiem kultu maryjnego. Ikonę umieszczono w kapliczce, a niedługo potem w drewnianej wówczas cerkwi pw. Świętej Paraskiewii. Obecna - murowana cerkiew - datowana jest na I poł. XIXw. - jest to jedyny tego typu obiekt w Bieszczadach. Uratowano również cudowną ikonę - została przeniesiona do kościoła (dawnej cerkwi) w Polańczyku, gdzie znajduje się do dnia dzisiejszego. Cerkiew jest stale dla zwiedzających cały czas. Wewnątrz duża, drewniana figura „Chrystusa bieszczadzkiego”. Nagłownej ścianie znajduje się kopia cudownego obrazu.
Przy prowizorycznym ołtarzu ksiądz Władysław sprawuje mszę Św. Dołącza kilka turystów, którzy wędrowali przez te okolice.  podczas homilii ks. mówi o Bogu Ojcu, Który wie, że miłujemy Jego Syna. Gdy w Imię Jezusa będziemy prosić naszego Ojca – wysłucha naszych próśb, a nasza radość będzie wielka. Ojciec zawsze wysłuchuje naszych próśb. Nie zawsze jednak daje nam to o co prosimy (wszak nie zawsze prosimy o to, co dobre). Ojciec zawsze daje nam rzeczy tylko dobre dla naszego zbawienia. Ojciec jest Miłosierdziem- największy to przymiot Boga. Swoim Miłosierdziem  pragnie każdego z nas obdarować.  Trzeba aby nasze serca były miłosierne. Najpiękniej o Bożym Miłosierdziu napisała Siostra w swoim Dzienniczku, który został przetłumaczony na najwięcej języków na świecie. Siostra w dzienniczku pisze: „-dopomóż mi Panie aby oczy moje były miłosierne, abym nie sądziła według zewnętrznych pozorów... Dopomóż mi Panie aby słuch mój był miłosierny... dopomóż mi Panie aby język mój był miłosierny- abym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich ale dla każdego miała słowa pociechy i przebaczenia...Dopomóż mi Panie aby ręce moje były miłosierne.. Dopomóż mi Panie aby nogi moje były miłosierne... Dopomóż mi Panie aby serce moje było miłosierne...”
Prośmy w tej niezwykłej świątyni w Łapience abyśmy  mieli miłosierne oczy, ręce, miłosierne nogi  a nade wszystko aby było miłosierne nasze serce.
Wracamy wąską górską drogą, otaczają nas piękne krajobrazy, przejeżdżamy wypalania  węgla drzewnego. Szkoda, że już jest późno i nie ma czasu aby zatrzymać się dłużej. Nasz miły kierowca i przewodnik po tych okolicach żegna się z nami. Jutro ma zamówiona trasę na Ukrainę. Szkoda, tak dobrze i ciekawie nam się  nim podróżowało.
Już po zachodzie słońca  jemy obiadokolację w Sali rycerskiej naszego pięknego średniowiecznego zamku. Po kolacji  ks. Włodek  prezentuje nam film ....
Czwarty dzień naszego pielgrzymowania rozpoczynamy Mszą św. w kościele parafialnym.
Po mszy wracamy do naszego zamku na śniadanie. Po nas przyjeżdża kolejny, zastępczy bus. Tak więc podczas czterodniowej wyprawy zmieniliśmy aż cztery auta. Podróż pełna przygód i modlitwy. W drodze powrotnej zajeżdżamy do Muzeum Sztuki Ludowej w Paszynie  przy kościele pw   Matki Boskiej  Nieustającej Pomocy. Niestety jest zamknięte. Na probostwie nie ma nikogo. ksiądz pojechał sprawować Mszę św. do sąsiedniej wsi. a szkoda, podobno tutaj znajduje się wiele ciekawych rzeczy. Na stronie internetowej można przeczytać m/in.:
„...Znawcy sztuki ludowej są zgodni w opinii: ośrodek rzeźby ludowej w Paszynie jest fenomenem we współczesnej twórczości ludowej, zaś tacy artyści jak Wojciech Oleksy, Stanisław Mika - starszy, Janina Mordarska, Zdzisław Orlecki, Andrzej Drożdż - są dziś wliczani do grona najwybitniejszych przedstawicieli tradycyjnej twórczości wiejskiej. W ślady dorosłych idą młodzi mieszkańcy wsi...”. 10 września 1994 r. poświęcenie i otwarcie Muzeum Sztuki Ludowej w Paszynie.
Jedziemy więc dalej. Na naszej trasie –Jezioro Rożnowskie - powstało w wyniku spiętrzenia wód Dunajca w obrębie Pogórza Rożnowskiego, którego zbiornik liczy od 16 do 20 km kwadratowych powierzchni, głębokość koło zapory wynosi około 30 m.
Niezwykle piękne krajobrazy. Mekka dla urlopowiczów, turystów, miłośników wędkarstwa. Prawie na sam koniec naszego pielgrzymowania po Sanktuariach Ziemi 

Bieszczadzkiej mamy bardzo „smaczny cukiereczek” Zatrzymujemy się bowiem w małej miejscowości Tropie – odwiedzamy jeden z najstarszych w Małopolsce kościół parafialny pw. Świętych Pustelników Andrzeja Świerada i Benedykta –z przełomu XI/XII. Według tradycji budynek powstał w miejscu gdzie znajdowała się pustelnia św. Świerada, mnicha benedyktyńskiego żyjącego na przełomie X i XI w. Budowla orientowana, wykonana z ciosów piaskowca spojonych gliną z niewielką domieszką wapna. Kościół pierwotnie jednonawowy z wyodrębnionym prezbiterium zamkniętym prosto. Kościół usytuowany jest na stromej skale  nad brzegiem Dunajca niezwykle malowniczo. Nieopodal znajduje się pustelnia  św. Świerada – kaplica upamiętniająca miejsce pustelniczego życia świętego. Poniżej pustelni wchodzimy na ścieżkę prowadzącą w las i dość stromym podejściem dojdziemy do źródła, z którego wodę czerpał św. Świerad.  Jest tu jeszcze wiele do zobaczenia. Droga krzyżowa. Niestety musimy przed nocąwrócić do domu, więc nie zatrzymujemy się dłużej. Jeszcze kilka zdjęć z cmentarza ofiar głodu i zarazy cholery z 1847 roku. W samym Tropiu zmarło wtedy 510 osób. W zasadzie nie ma grobów (zmarłych chowano w grupowych mogiłach) tylko kamienny krzyż i kapliczka.
Na wieczór szczęśliwi, pełni wrażeń i przygód wracamy do domu. Podczas czterodniowej wyprawy jechaliśmy czterema busami.

BOŻE MIŁOSIERDZIE JEST
INNE OD NASZYCH WIDZEŃ.
tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk






































sobota, 21 maja 2016

20 LAT HOSPICJUM W CHORZOWIE


Mamy lekarstwo na każdą chorobę
znieczulenie  na ból
u progu trzeciego tysiąclecia
tylko braku miłości
nie można zastąpić
tego bólu nie ukoi nic

20 LAT HOSPICJUM W CHORZOWIE

Wszystko zaczęło się dwadzieścia lat temu przy parafii Św. Jadwigi w Chorzowie. Początki były trudne, bardzo skromne – pisze  dr. Barbara Kopczyńska – Prezes Chorzowskiego Hospicjum w wydanej na tę okoliczność  książce „HOSPICJUM CHORZÓW” – dwadzieścia lat działalności Chorzowskiego Hospicjum.
W środę 11 maja 2016r. w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie Batorym uroczystą Mszą Świętą dziękczynną pod przewodnictwem  bpa Adama Wodarczyka w asyście proboszczów chorzowskiego oraz świętochłowickiego dekanatu dziękowaliśmy za dwadzieścia lat istnienia  Chorzowskiego Hospicjum. W wygłoszonej homilii ks. bp  przypomniał o ofierze życia , którą złożył Jezus za nas wszystkich.  Tylko w ofierze, zanurzającej w śmierć Chrystusa cierpienie ma sens.
Świątynię mimo roboczego dnia  licznie wypełnili wierni i  goście przybyli na uroczystość. Przybyły władze Chorzowa z prezydentem Andrzejem Kotalą na czele, Prezes Śląskiej Izby Lekarskiej – dr n. m. Jacek Kozakiewicz, prezesi i delegacje z hospicjów w sąsiadujących miast. 
Po Mszy św. uczestnicy uroczystości przeszli na drugą część świętowania do Miejskiego Domu Kultury „Batory” przy kawie bądź herbacie i poczęstunku wraz z „tortem urodzinowym”. Przybyłych gości serdecznie przywitała prezes Chorzowskiego Hospicjum dr. Barbara Kopczyńska.
Podczas krótkiego wystąpienia Pan Florian Lesik- Honorowy Prezes Stowarzyszenia Hospicjum - życząc siły w posłudze hospicyjnej potrzebującym  przypomniał, że Chorzów w szczególny sposób zawsze troszczył się o chorych. Bowiem już w XIII wieku chorymi opiekował się sprowadzony  z Jerozolimy Zakon Bożogrobców. Były również fundacje – Szpital św. Jadwigi. Praca, zaangażowanie każdego wolontariusza wypływa z głębi serca, każdy dobry czyn jest zapisany... Najważniejsze- aby nigdy nie brakło miłości do drugiego człowieka, bo nic nie ma ważniejszego. 
Dr  n. m. Jacek Kozakiewicz - dziękując za zaproszenie zwrócił uwagę, że ruch hospicyjny , to dla wielu szansa aby w szczególnie trudnym czasie nie czuli się samotni. Niestety model wielopokoleniowej rodziny zanika. Obecnie szczególnie są potrzebne hospicja takie jak w Chorzowie. Współczesna medycyna potrafi poradzić sobie z problemem bólu towarzyszącego szczególnie w ostatnich stadiach choroby nowotworowej jednak jest niezbędna opieka hospicyjna aktywna i wszechstronna pomoc osobom cierpiącym przy postępujących chorobach, aby w ostatnich chwilach poprawić jakość życia. Obecnie świat mimo wielu osiągnięć  nieustannie zmierza do dehumanizacji życia społecznego, również do dehumanizacji medycyny. Często jest tak, że pacjent jest tylko usługobiorcą a lekarz usługodawcą, rozliczany z wyników finansowych. Śląska Izba Lekarska  tym metodom mówi NIE - powiedział dr Jacek Kozakiewicz -  DOBRO CHOREGO JEST NAJWYŻSZYM DOBREM,  GŁÓWNYM WSKAZANIEM ETOSU LEKARSKIEGO.
Zjawisko dehumanizacji zagraża współczesnej medycynie, zagraża przede wszystkim pacjentom. W hospicjum jest wiele osób niezwykle zasłużonych dla Śląskiej Rodziny Lekarskiej. Dziękując za wieloletni wysiłek dla Prezes Chorzowskiego  Hospicjum dr Barbary Kopczyńskiej,  przypomniał, że poza wiedzą lekarską.  skupia w sobie najważniejsze wartości etosu lekarskiego.
Szczególne podziękowania odczytała dr. Jadwiga Peszkowska –Konsultant Wojewódzki Medycyny Paliatywnej - zwracając się do dr. Barbary Kopczyńskiej, wolontariuszy opieki paliatywnej i hospicyjnej potwierdziła konsekwentne i kompetentne realizowane misji i zadań  specjalistycznej opieki paliatywnej, odpowiedzialność w poszerzaniu własnej wiedzy, podnoszeniu kwalifikacji, podnoszeniu jakości opieki paliatywnej nad chorymi rodzinami a później nad osobami (dziećmi) osieroconymi zasługuje na najwyższą ocenę. Szczególnie podziękowała za wieloletnią dydaktykę dla studentów Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach z zakresu medycyny paliatywnej oraz za szkolenie specjalistyczne lekarzy. Jest to szczególnie ważny wkład w rozwój specjalizacji w dziedzinie opieki paliatywnej.
Urszula Sikocińska –  przedstawicielka Hospicjum Świętego Franciszka w Katowicach składając życzenia zespołowi lekarzy i wolontariuszy dziękowała Duchowi Świętemu, że  kiedyś była „iskierką”, jedną z osób inicjatorów założycieli chorzowskiego hospicjum.
Część artystyczną poprowadził  Krzysztof Wierzchowski - absolwent Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach, akompaniował Sławomir Kolano. Czarowała  swoim sopranem  Naira Ayvazyan - urodzona i wychowana w Armenii, absolwentka Prywatnej Szkoły Operowej A. Teligi .
Do łez wszystkich rozbawił opowiadając kawały Egeniusz Stoll- niezapomniany Zefel Żymła z emitowanej przez siedem lat śląskiej telenoweli “Sobota w Bykowie”. Przez całe życie związany z Hajdukami. Zadebiutował w dzieciństwie, wciąż jest obecny na estradzie, którego życiową misją jest dawanie ludziom uśmiechu.

W drugiej części spotkania  uroczystości  Prezes  naszego hospicjum wygłosiła konferencję
pt. „ Czy wolno się śmiać? O roli poczucia humoru w hospicjum”.  
Pani doktor  wyjaśniła, że bardzo ważne jest poczucie humoru w kontaktach  z chorymi. W hospicjum nie można  chodzić przygnębionym – mając „nos na kwintę”. Pogoda ducha  jest najważniejsza w kontaktach z osobami dotkniętymi chorobą nowotworową. Humor powoduje zmniejszenie negatywnych napięć ...uśmiech ułatwia kontakty z ludźmi, sprostanie trudnym sytuacjom.  W  hospicjum nie powinno być czarnych, przygnębiających kolorów.
Bardzo ważna jest nasza wiara, że śmierć nie jest otchłanią bez dna ale bramą do innej rzeczywistości, której wprawdzie jeszcze nie znamy ale do niej wszyscy zmierzamy.
Boże bądź uwielbiony
że dałeś życie
wieczność obiecałeś nam.

Jan Mieńciuk - wolontariusz.
   


































wtorek, 19 kwietnia 2016

Danuta Wencel- Pomnik na Wilkowyjach (wydrukowany w ECHO)



17 kwietnia obok kościoła Matki Bożej Królowej Aniołów w Tychach -Wilkowyjach został odsłonięty pomnik upamiętniający tragedię Górnośląską. Tylko z tej dzielnicy Sowieci przy pomocy milicji obywatelskiej wywieźli na Wschód na początku 1945 roku 29 mężczyzn i 4 kobiety. Niewolnicza praca w Donbasie, Kazachstanie, Turkmenistanie i pod Murmańskiem, głód i tragiczne warunki sanitarne zabiły połowę z nich. Ci, którzy wrócili w ciągu następnych kilku lat do rodzinnych Wilkowyj, byli tak wycieńczeni, że często nie poznawały ich własne dzieci.
Uroczystości rozpoczęła msza święta pod przewodnictwem ks. arcybiskupa Wiktora Skworca, którą celebrował razem z ks. proboszczem Michałem Macherzyńskim, budowniczym kościoła ks. Jerzym Chrobokiem oraz  proboszczami sąsiednich parafii. Chcemy się modlić za ofiary wywózek z 1945 roku do Rosji sowieckiej i ich rodziny i o pokój, który jest zagrożony - rozpoczął Eucharystię metropolita śląski, a w homilii podziękował wszystkim, a przede wszystkim dr Wojciechowi Schäferowi, historykowi, kustoszowi Muzeum Archidiecezjalnego, inicjatorowi wzniesienia pomnika za zapisanie karty naszej bolesnej historii . Na Wschód wywieziono wielotysięczne rzesze naszych braci, a wśród nich mieszkańców Wilkowyj. Najczęściej pracowali w kopalniach i w tajdze. Deportacja w 1945 roku była jedną z największych tragedii naszego regionu. Pozostawiła głębokie rany. Oficjalne milczano, ale w rodzinach głośno o tym mówiono. Przypomniał swoją wizytę z delegacją ze Śląska w Doniecku w kościele św. Józefa w 2013 roku, której celem było uczczenie tragedii górnośląskiej. Szukali grobów. W odpowiedzi usłyszeli: „Szukacie grobów? Pamiętajcie, że tamten system nie szanował żywych, tym bardziej nie szanował zmarłych”. Pobraliśmy ziemię spod kopalni, która na pewno zawiera prochy wywiezionych. Do tych miejsc pamięci dołączyły Tychy i wyprzedziły Katowice. Pomnik sfinansowało miasto Tychy. Odsłonił go prezydent Andrzej Dziuba w obecności wiceprezydent Darii Szczepańskiej i przewodniczącego Rady Miasta Macieja Gramatyki. Wykonał go rzeźbiarz Tomasz Wenklar we współpracy z kamieniarzem Arkadiuszem Królem. Dzieło nawiązuje kształtem jednocześnie do krzyża i torów kolejowych. Główną ideę stanowi poprzeczna belka tego krzyża- odlew z brązu, symbol wywózki, przypominająca spękany podkład kolejowy. Korona na górze to korona cierniowa oprawców, którą założyli na głowy Ślązaków. Na górze  widnieje napis: „Pamięci ofiar Tragedii Górnośląskiej, wywiezionych z Wilkowyj oraz innych dzielnic miasta Tychy do katorżniczej pracy na terenie Związku Sowieckiego, a także tych, którym rok 1945 przyniósł grabieże, gwałty, osierocenie i śmierć - mieszkańcy Tychów”. Po poświęceniu pomnika przez arcybiskupa Wiktora Skworca do specjalnie przygotowanego pojemnika ziemię przywiezioną z Doniecka wsypali syn ofiary wywózki Artur Badeja z wnukiem Ryszardem, noszącym imię dziadka. Następnie złożono wiązanki kwiatów i zapalono znicze. W wypełnionej po brzegi salce parafialnej odbyła się prelekcja dr Wojciecha Schäfera na temat deportacji do ZSRS.  Z tą tzw. tragedią górnośląską spotkał się 15 lat temu, a w 2011 roku udało mu się dotrzeć do wnuczki jednej z deportowanych osób. Szykany wobec mieszkańców Wilkowyj ze strony Niemców i wywózki do obozów koncentracyjnych były sporadyczne. Po wkroczeniu Armii Czerwonej na teren Śląska rozpoczęły się mordy, gwałty( ks. Paweł Kontny z Paprocan zginął w Lędzinach w wieku 29 lat w obronie dziewcząt, które miały być zgwałcone), grabieże, represje, osadzanie w obozach internowania, deportacje do obozów pracy w ZSRS i katorżnicza praca. W czasach PRL nikt nie był zainteresowany, aby zająć się tą tematyką. Dopiero po 1989 roku rozpoczęło się przywracanie pamięci.  Przedstawił listę osób deportowanych sporządzoną przez córkę jednej z 33 wywiezionych osób. Aresztowań dokonywali żołnierze I Frontu Ukraińskiego, przedstawiciele NKWD i żołnierze kontrwywiadu  z grupy SMIERSZ (Specjalne metody wykrywania szpiegów) na ulicach, w miejscach pracy, w budynku gminy i siedzibie NKWD. Aresztowano ich za pełnienie funkcji w administracji, przynależność do Armii Krajowej, służbę w Wehrmachcie lub bez oficjalnego powodu. Pierwszymi wywiezionym w wieku od 15 do 61 lat byli rolnicy, górnicy, robotnicy, pracownicy kolei, żona kołodzieja i krawcowa. Przewieziono ich do Knurowa, stamtąd do Brześcia Litewskiego, a stamtąd do Kandałakszy koło Murmańska, Stalina koło Doniecka, Krasnowodzka nad Morzem Kaspijskim w Turkmenistanie i Karagandy w Kazachstanie. 54% zmarło w obozach z powodu mrozu. Ci, co wrócili  trafiali czasem do obozów w Polsce. Po prelekcji odbyła się dyskusja przy posiłku przygotowanym przez rodziny ofiar „wyzwolicieli”. Ważne jest przekazywanie prawdy o naszej historii, nawet tej najbardziej bolesnej.
Tekst- Danuta Wencel
zdjęcia- Jan Mieńciuk

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

V OGÓLNOPOLSKI KONKURS DZIENNIKARSKI IM. KRYSTYNY BOCHENEK



W piątek 15 kwietnia na scenie Malarni w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego odbyła się gala wręczenia nagród finału V edycji Ogólnopolskiego Konkursu im. Krystyny Bochenek. Celem konkursu jest promocja regionu śląskiego oraz upamiętnienie Krystyny Bochenek.
 Zwycięzcą i zdobywcą Grand Prix został Alojzy Lysko z Bojszów. Kapituła doceniła „Opowieść górnośląską” jego autorstwa opublikowaną w „Dzienniku Zachodnim” i miesięczniku „Śląsk”, za którą  otrzymał 20 tys. zł. Drugie miejsce i 15 tys. zł zdobyli autorzy dokumentu „Miasto poety” wyemitowanego w TVP Katowice – Beata Netz i Maciej Szczawiński. trzecią nagrodę i gratyfikacje 10 tys. zł. przyznano dla Bartosza Panka za reportaż w Programie 1 Polskiego Radia pt. „Niezwyczajne życie”.
Wśród nominowanych został wyróżniony film  pt „Tragedia Górnośląska” – opowiadający o losach tysięcy górnoślązaków deportowanych do Rosji Sowieckiej, ich rodzin. Historia opowiedziana przez kilka ślązaków, którzy przeżyli.  Ze względów politycznych przez długi czas nie można było mówić o tym. Dopiero od niedawna prawda o dramatach Górnoślązaków mogła  zostać pokazana społeczeństwu. Autorzy znaleźli kilka osób , którzy jeszcze żyją, którzy mogli dać świadectwo o dramatycznych losach tysięcy Górnoślązaków.
Ten konkurs, którego  patronką jest wspaniała dziennikarka i koleżanka Krystyna Bochenek jest szczególnie ważny dlatego, że to konkurs o Śląsku  skierowany do dziennikarzy, bez których by nie było by tak pięknie pisanej historii o śląskiej ziemi.
Po uroczystej gali laureaci i goście zostali zaproszeni na uroczysty tort, a potem na małej Scenie  obejrzeli spektakl „Śmieszny staruszek” w mistrzowskim wykonaniu Bernarda Krawczyka, legendy śląskiego filmu i teatru.
Jan Mieńciuk


piątek, 8 kwietnia 2016

PASJONATA FOTOGRAFII KRAJOZNAWCZEJ




Pierwszy kwiecień zwykle kojarzy się z primaaprilisowymi kawałami, żartami. Tym razem wszystko było bardzo poważnie i uroczyście. Otóż tego dnia Czesław Polański –pasjonata fotografii krajoznawczej w chorzowskim Klubie Osiedlowym POKOLENIE zaprezentował wystawę indywidualną swoich fotografii. Zgromadził niebagatelna, bo aż 103 zdjęcia. Jest to oczywiście tylko mała cząstka jego dorobku, mimo to można tu zobaczyć zdjęcia prawie ze wszystkich zakątków świata. Czesław fotografią pasjonuje się od 14 roku życia.  W wieku szkolnym- od 1957r., należał do ZHP oraz zajmował się robieniem zdjęć dla biuletynu harcerskiego w tzw. Harcerskiej Służbie Informacyjnej, później pełnił obowiązki zastępcy Komendanta  ZHP- do 1978r. Za namową Fryderyka Kremsera – członka Związku Polskich Artystów Fotografików-ówczesnego szefa KFK ZG PTTK zdobył uprawnienia Instruktora Fotografii Krajoznawczej (nominację Instruktora KFK otrzymał w październiku 1979r.). Aby zrobić ciekawe , dobre zdjęcie niejednokrotnie poświęcał wiele godzin na czatowanie w trawie, w zamaskowanym szałasie. W swoim dorobku ma zdjęcia wykonane podczas lotu balonem, paralotnią.  
Obecnie w Polsce jest 72 instruktorów, w tym aż trzech w  Chorzowskiej  KFK, która jest też najprężniejszą Komisją w Polsce, skupia 25 członków stałych oraz liczne grono sympatyków a szczególnie młodzieży ze szkół gimnazjalnych, licealnych.
W bieżącym roku chorzowski PTTK obchodzi 60-lecie działalności oraz 30- lecie istnienia 
K F K. Na tę okoliczność nasz członek Adam Pucia, nominowany na instruktora  napisał książkę – album  „30 lat działalności KFK”, w której zgromadził 194 zdjęcia wykonanych na przestrzeni 30 lat działalności Komisji.  W tym z samego miasta Chorzów- 69 zdjęć, Aglomeracji Śląskiej-26, z różnych miejsc Polski-75 oraz zagranicy - 24 zdjęcia. Wśród wielu autorów znajduje się  dużo zdjęć autorstwa Czesława.
Rzadko zdarza się aby człowiek całe życie zawodowe przepracował w jednym zakładzie, ale Czesław całą karierę zawodową poświęcił Hucie Batory. Pasje fotograficzne najczęściej realizował w czasie wolnym od obowiązków zawodowych. Po przejściu na emeryturę w 2009r poświęcił się bez reszty pasji fotografii Krajoznawczej. Z każdego wyjazdu, każdej wyprawy przywozi pokaźny dorobek zdjęć.
Niezwykle ciekawie i barwnie spotkanie  prowadził Ireneusz Warta -  Kierownik tutejszego klubu. Dzięki jego inicjatywie i pomysłowości tu zawsze dzieje wiele ciekawych rzeczy jak m/in. foto-wystawy, wystawy artystyczne obrazów chorzowskich malarzy /i nie tylko /, imprezy, spotkania z ciekawymi ludźmi- „z pasją”, spotkania artystyczne z  młodzieżą, członków Klubu Seniora  itp. Lista jest bardzo długa.


Tekst Jan Mieńciuk
Zdjęcia:  Krzysztof Wieczorek

wtorek, 22 marca 2016

LIST OTWARTY GENERAŁA PETELICKIEGO DO DONALDA TUSKA - skopiowano z www.

Kategoria: OMOMIX
C Opublikowano: 18 marzec 2015
C Poprawiono: 18 marzec 2015
C Utworzono: 18 marzec 2015
< Odsłony: 9327
0 Komentarzy


Poniżej przypominam list otwarty gen. Sławomira Petelickiego do premiera Tuska z 2010 roku, który został wysłany w związku z katastrofą Tu-154M w Smoleńsku:


LIST OTWARTY GENERAŁA PETELICKIEGO DO DONALDA TUSKA
Warszawa 19 kwietnia 2010
DO PREMIERA DONALDA TUSKA
-------------------------------------------------------------------
Panie Premierze!

Zakończyła się Żałoba Narodowa po największej Tragedii w historii powojennej Polski. W wyniku karygodnych zaniedbań, niekompetencji i arogancji staliśmy się jedynym na świecie krajem, który w jednym momencie stracił całe Dowództwo Wojska, ze Zwierzchnikiem Sił Zbrojnych Prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej na czele. Apeluję do Pana o podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie Polskich Sił Zbrojnych i systemu antykryzysowego Państwa.

W trybie pilnym należy:

1. Rozwiązać Wojskową Prokuraturę i powierzyć prowadzone przez nią sprawy Prokuraturze Cywilnej. Będzie to zgodne z wcześniejszymi wnioskami Prawa i Sprawiedliwości popartymi przez Platformę Obywatelską, których orędownikami byli między innymi Świętej Pamięci Poseł Zbigniew Wassermann i Generał Franciszek Gągor.

2. Ustanowić pełnomocnika Rządu d/s ratowania naszych Sił Zbrojnych i powołać na to stanowisko generała dywizji Waldemara Skrzypczaka (byłego dowódcę Wojsk Lądowych, który miał odwagę głośno mówić o zaniedbaniach w MON), cieszącego się ogromnym autorytetem w Wojsku Polskim.

3. Odwołać Ministra Obrony Narodowej i do czasu wybrania Prezydenta powierzyć kierowanie Resortem przewodniczącemu Ko-misji Obrony Senatu Maciejowi Grubskiemu z Platformy Obywatelskiej, który broniąc żołnierzy z Nangar Khel wykazał się zaangażowaniem i dobrą znajomością problematyki wojskowej. Ministerstwem Obrony może skutecznie kierować tylko osoba nie związana z panującymi tam od lat „betonowymi układami”.

4. Przywrócić na stanowisko Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego doktora Przemysława Gułę.

Ponad rok temu w obecności byłego wiceprezesa Narodowego Banku Polskiego, profesora Krzysztofa Rybińskiego, przekazałem ministrowi Michałowi Boniemu notatkę na temat karygodnych zaniedbań w Ministerstwie Obrony Narodowej. Zdecydowałem się na to, gdyż Bogdan Klich wysłuchiwał moich rad popartych ekspertyzami specjalistów polskich i amerykańskich, a następnie postępował wbrew logice!

Wszyscy Polacy widzieli tragiczną katastrofę wojskowego samo-lotu CASA C-295M, w której zginęło dwudziestu znakomitych lotników. Tłumaczyłem Ministrowi Klichowi, dlaczego tak się stało, prezentując mu procedury NATO. Minister zapewniał, że wyciągnie z tego wnioski. Nie wyciągnął! Nastąpiła katastrofa wojskowego samolotu BRYZA, w której zginęła cała załoga. Była jeszcze katastrofa wojskowego śmigłowca Mi-24. Pytałem publicznie B. Klicha, ilu jeszcze dzielnych żołnierzy musi zginąć, żeby zaczął konieczne reformy w Wojsku? W sierpniu 2009 roku bohaterską śmiercią zginał kapitan Daniel Ambroziński, którego patrol w Afganistanie Talibowie ostrzeliwali przez sześć godzin, a nasze Lotnictwo nie mogło tam dole-cieć, bo miało za słabe silniki (MI24). Co więcej, jak już doleciało – było nieuzbrojone (Mi-17). Minister Klich zapewniał wtedy publicznie, że w trybie nadzwyczajnym dostarczy do Afganistanu odpowiedni sprzęt. Nie zrealizował tych obietnic, za to wodował uroczyście kadłub Korwety Gawron (który kosztował ponad mi-liard sto milionów złotych), komunikując zdumionym uczestnikom uroczystości, że na tym kończy się program budowy tak potrzebnego Marynarce Wojennej okrętu, gdyż nie ma środków na jego dokończenie.

W ubiegłym roku Bogdan Klich mówił, że robi coś, co nikomu dotąd się nie udało – leasinguje od LOT-u nowoczesne samoloty dla VIP, w miejsce awaryjnego sprzętu z poprzedniej epoki. Teraz twierdzi, że to się nie udało, bo przeszkadzali posłowie.

Gdy Bogdan Klich leciał dwukrotnie do Afganistanu, w niepotrzebną PR-owską podróż, wyleasingował dla siebie Boeinga Rumuńskich Linii Lotniczych za 150 tys. zł. Dodać należy, że za boeingiem leciał wojskowy samolot CASA, który dla Ministra Klicha była za mało wygodny. Dlaczego Minister Obrony Narodowej nie zdecydował się na leasing nowoczesnego samolotu dla tak ważnej delegacji państwowej, do składu której zatwierdził podsekretarza stanu w MON, szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego i dowódców wszystkich rodzajów wojsk. Jak można było umieścić kluczowe dla bezpieczeństwa Państwa osoby w jednym samolocie z poprzedniej epoki i wysłać ten samolot w czasie mgły na polowe lotnisko, bez wyznaczenia z góry zapasowego wariantu lądowania i scenariusza pozwalającego na przesuniecie terminu uroczystości.

Tłumaczyłem B. Klichowi kilkakrotnie, co to jest nowoczesne zarządzanie ryzykiem, którego od 1990 roku uczyli nas Amerykanie. Przekonywałem, że nowoczesne samoloty pasażerskie są niezbędne nie tylko do przewozu VIP, ale dla ratowania Obywateli Polskich, gdy znajdą się na zagrożonych terenach. Teraz Minister Obrony twierdzi, że nie było pieniędzy na te samoloty, a jednocześnie wydawał dużo więcej na sprzęt, który okazał się nieprzydatny, że wspomnę tylko bezzałogowe Orbitery za 110 mln USD.

W maju 2009 roku Sejm RP powołał podkomisję do zbadania za-niedbań w Lotnictwie Wojskowym RP. Jej ekspert, znakomity pilot Major Arkadiusz Szczęsny napisał: „ Świadome narażanie przez MON naszych Żołnierzy na niebezpieczeństwo utraty życia jest niedopuszczalnym łamaniem prawa”!

Gdy Major Szczęsny poprosił podkomisję o przekazanie sprawy Prokuraturze, został odwołany z funkcji eksperta.

Jeden z najdzielniejszych komandosów GROMU, ranny w walce z terrorystami i odznaczony Krzyżem Zasługi za dzielność, napi-sał do mnie po katastrofie: „Czymże jest narażenie bezpieczeństwa Państwa, jak nie sabotażem. A kto tego nie rozumie, popełnia grzech zdrady!”.

Reakcja Ministra Obrony Narodowej na tragiczną katastrofę, polegająca na chwaleniu się wzorowymi procedurami w Wojsku, którymi może on się podzielić z innymi resortami, wywołała zapytania ze strony moich wojskowych kolegów ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, którzy nie zrozumieli o co ministrowi chodzi.

Mijają się z prawdą zapewnienia, że w Wojsku jest wszystko w porządku bo zastępcy płynnie przejęli dowodzenie. Podobnie jest w Centrum Antykryzysowym Rządu. W nawale obowiązków mógł Pan nie zauważyć, że po odwołaniu doktora Przemysława Guły ze stanowiska Szefa Rządowego Centrum Antykryzysowego, na znak protestu odeszło dziesięciu najlepszych specjalistów od zarządzania Państwem w sytuacjach nadzwyczajnych.

Jestem Panu bardzo wdzięczny, za uratowanie Narodowej Jednostki Operacji Specjalnych GROM, która przez trzy miesiące pozostawała bez dowódcy i miała być „wdeptana w ziemię” przez „MON-owski beton”. Proszę, aby postąpił Pan podobnie w obec-nej tragicznej sytuacji Lotnictwa Wojskowego, Marynarki Wojennej i Wojsk Lądowych.

Sugerowane na początku listu rozwiązania inicjujące niezbędne reformy konsultowałem z wybitnymi polskimi i amerykańskimi specjalistami od zarządzania ryzykiem i ochrony infrastruktury krytycznej Państwa.

Jestem Naszą Tragedią tak przybity, że mimo licznych zaproszeń, nie będę na razie występował w mediach. Życzę, żeby nie zmarnował Pan Premier szansy zbudowania na wzór GROMU nowoczesnego Polskiego Wojska i systemu antykryzysowego Naszego Kraju.

Czołem,

generał S. Petelicki

-------------------------------------------------------------------

Generał Petelicki dla Wprost o raporcie Zespołu Ekspertów Niezależnych

"Artur Bartkiewicz, Jakub Czermiński Wprost24:

Dlaczego ZEN przygotował raport o katastrofie smoleńskiej?

Gen. Sławomir Petelicki: Spełniliśmy swój obywatelski obowiązek. Przygotowaliśmy całkowicie apolityczny raport, ponieważ obywatele zasługują na to, by zapoznać się z fachową oceną przyczyn tragedii z 10 kwietnia. Katastrofa nie powinna być wykorzystywana w celach politycznych. Chcemy, aby Polacy wyciągnęli z tragedii wnioski i odpowiedzieli sobie na pytanie co robić, aby zacząć odbudowywać bezpieczeństwo państwa.

Czy państwa raport jest alternatywą dla raportu przygotowywanego przez komisję pod przewodnictwem Jerzego Millera?

Myślę, że raport Millera nie zostanie w najbliższym czasie upubliczniony. Być może komisja przedstawi go tuż przed wyborami – a Donald Tusk demonstracyjnie zdymisjonuje ministra Bogdana Klicha. Chcę jednak zaznaczyć, że nasz raport nie jest polemiką z technicznymi ustaleniami specjalistów polskich i rosyjskich.

W raporcie czytamy, że jednym z głównych grzechów Donalda Tuska było przyjęcie konwencji chicagowskiej jako podstawy do prowadzenia śledztwa…

Decyzję zapadła prawdopodobnie w trójkącie Donald Tusk-Tomasz Arabski-Paweł Graś. Dla rządu rozwiązanie w którym śledztwo w sprawie katastrofy prowadzą Rosjanie było wygodne, ponieważ Rosjanie odpowiedzialność za katastrofy lotnicze -zwykle -zrzucają na pilotów. Tuż po katastrofie czołowi politycy PO otrzymali SMS-a z instrukcją na temat tego jak mają się wypowiadać na temat katastrofy. Tak się składa, że poznałem treść tego SMS-a. Brzmiał on tak: „Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”. Donaldowi Tuskowi i jego współpracownikom od początku nie chodziło o to, jak zostaną potraktowani Polacy. Chodziło o ochronę własnych posad.

I przyjęcie konwencji chicagowskiej miało im to ułatwić?

Oczywiście. W tym celu przekonywano Polaków, że lot prezydenta do Smoleńska miał charakter cywilny, a i samolot był cywilny bo nie był uzbrojony( słowa min.Millera ) Jak można mówić o cywilnym locie, skoro wykonywali go wojskowi piloci, wg wojskowych instrukcji i dokumentów lotu, a pasażerowie znajdowali się na pokładzie samolotu, który w swojej nazwie ma przymiotnik „wojskowy” (litera „M” w nazwie Tu-154M oznacza „military”)? W dodatku samolot ten wchodził w skład wojskowego pułku i na ogonie miał szachownicę ustawowo zastrzeżoną dla wojskowego lotnictwa!

Z raportu wynika, że rząd jest odpowiedzialny m.in. za błędy w szkoleniu pilotów i złą kondycję 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Czy te grzechy nie obciążają też poprzednich ekip?

Nie – to grzechy z ostatniego okresu, dlatego, że to za rządu Donalda Tuska doszło do katastrofy samolotu CASA w Mirosławcu, która jak w soczewce pokazała wszystkie braki polskiej armii. Z katastrofy nie wyciągnięto jednak żadnych wniosków – i to jest główny grzech Donalda Tuska, który po katastrofie w Mirosławcu nie zmusił B.Klicha do prawdziwej reformy Wojska

Samych pilotów, pana zdaniem, winą obarczać nie można…

Absolutnie. Kpt. Arkadiusza Protasiuka nie można winić za katastrofę, tak jak Śp.kpt. Daniela Ambrozińskiego nie można winić za to, że jego ludzie zostali ranni, a on sam zginął w Afganistanie (to po śmierci kpt. Ambrozińskiego ostrą krytykę pod adresem MON skierował ówczesny dowódca wojsk lądowych gen. Waldemar Skrzypczak – przyp. red.). Żołnierz ma niezbywalne prawo być dobrze dowodzonym, a nasi żołnierze dobrze dowodzeni nie byli. Kpt. Protasiuk w ogóle nie powinien był wystartować z Okęcia. Ten lot był źle przygotowany. Jeżeli szef BOR otrzymuje informacje, że jego ludzie nie zostali wpuszczeni na lotnisko w Smoleńsku i nie mogą sprawdzić terenu – to powinien natychmiast zameldować o tym ministrowi spraw wewnętrznych i administracji, a ten o całej sprawie powinien poinformować premiera.

Czy części odpowiedzialności za złą organizację lotu nie ponosi Kancelaria Prezydenta?

Absolutnie. Kancelaria Prezydenta układała tylko listę zaproszonych. Za ich transport odpowiedzialna była strona rządowa. Gdyby Lech Kaczyński zdecydował się na podróż do Smoleńska pociągiem to za bezpieczeństwo w czasie jazdy odpowiadałaby PKP, BOR i ABW– a nie Kancelaria Prezydenta. Gdyby pociągiem udali się generałowie poza PKP odpowiadałaby Żandarmeria Wojskowa i Służba Kontrwywiadu Wojskowego.

W dalszej części państwa raportu znajduje się zarzut, że Polska przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy nie zwróciła się z prośbą o pomoc do NATO.

Na to nie ma żadnego wytłumaczenia. Po co wstępowaliśmy do NATO? Po to żeby przedłużyć czas służby generałom? Tuż po katastrofie tylko Bogdan Klich pamiętał, że Polska jest od 12 lat członkiem Sojuszu i zaproponował, by poprosić NATO o pomoc. Ale premier tego nie chciał, ponieważ gdyby śledztwo toczyło się pod auspicjami NATO raport końcowy byłby miażdżący dla rządu i MON-u. Pojawiłoby się pytanie dlaczego Tusk wcześniej nie zdymisjonował Bogdana Klicha. Najgorsze w tym wszystkim jest postawienie Polaków w sytuacji bezbronnego petenta. A przecież wchodziliśmy do NATO po to, żeby nas broniło.

Sugeruje pan, że gdyby NATO prowadziło śledztwo jego wyniki byłyby inne? Rosjanie kłamią?

Tak ! NATO powiedziałoby nam o wiele więcej na temat przyczyn katastrofy niż możemy się dowiedzieć od Rosjan. Rosjanie nie są zainteresowani by pokazać całą sytuację – np. to co działo się w baraku na lotnisku smoleńskim, którego nie można nazwać wieżą kontroli lotów. Ale Tusk najwyraźniej też nie jest tym zainteresowany. A przecież zwrócenie się do NATO tuż po katastrofie było obowiązkiem premiera!. Przecież wtedy nie wiedzieliśmy co się stało. To mógł być np. zamach czeczeńskiego terrorysty. Na teren obok lotniska mógł wejść każdy z ręczną wyrzutnią rakiet .

Wie pan jak Sojusz zareagował na to, że Polska nie poprosiła go o pomoc w wyjaśnieniu katastrofy? W końcu na pokładzie samolotu leciało pięciu generałów dowodzących operacjami NATO w Afganistanie i generał F.Gągor zatwierdzony na najwyższe stanowisko w NATO.

W tym momencie straciliśmy w NATO całą wiarygodność. Efekt? Tuż po katastrofie USA podjęły decyzję o tym, że – wbrew wcześniejszym ustaleniom – nie przekażą nam uzbrojonych zestawów rakietowych Patriot. Skandaliczne było to, że tuż po katastrofie minister Klich poinformował opinię publiczną o tym jak płynnie zastępcy przejęli dowodzenie po tragicznie zmarłych generałach.

Minister chciał chyba uspokoić opinię publiczną…

Ale powinien był powiedzieć coś zupełnie innego. Minister obrony NATO-wskiego państwa powinien przypomnieć, że w tym tragicznym momencie stoi przy nas Sojuszu, że jesteśmy bezpieczni bo możemy liczyć na NATO.

Czy poza publikacją raportu ZEN planuje jakieś kolejne posunięcia? Skoro znacie winnych to czy zamierzacie złożyć wnioski do prokuratury o ich ściganie?

My nie jesteśmy parlamentem. Nie możemy postawić premiera czy ministrów przed Trybunałem Stanu. Nasz raport kończymy słowami: „jeśli po ocenie raportu komisji szefa MSWiA i prokuratury Sejm nie podejmie decyzji o postawieniu Donalda Tuska i Bogdana Klicha przed Trybunałem Stanu będzie to oznaczało, że nawet największa tragedia narodowa w Polsce po II wonie światowej nie jest w stanie nic zmienić, a system bezpieczeństwa państwa będzie ulegał dalszej degradacji”. My swoje zadanie wykonaliśmy. Oczywiście jesteśmy gotowi spotkać się w tej sprawie z premierem Donaldem Tuskiem – ale jestem pewien, że PR-owcy odradzą mu takie spotkanie. Premier woli spotykać się z muzykami.

Podkreśla pan apolityczność raportu ZEN – ale zdaje pan sobie chyba sprawę, że powielając wiele tez stawianych przez PiS, zostaniecie oskarżeni o włączanie się w bieżącą walkę polityczną.

Nie słyszałem żeby PIS wspomniał o obowiązku zwrócenia się o pomoc do NATO.
Chcę podkreślić, że gdyby to PiS-owski rząd organizował ten lot wszystko prawdopodobnie wyglądałoby identycznie. PiS nie podchodzi profesjonalnie do bezpieczeństwa państwa o czym najlepiej świadczy fakt rozbicia przez A.Macierewicza Wywiadu i Kontrwywiadu Wojskowego. Mógł przecież zostawić najlepszych młodych oficerów a zniszczył cały tworzony latami dorobek tej cenionej przez NATO Służby! Poza tym chce przypomnieć, że gdy Jarosława Kaczyński był premierem zakazał ówczesnemu ministrowi Obrony Narodowej Radosławowi Sikorskiemu kontaktów ze mną. Tylko Monika Olejnik uważa, że wspieram PIS ale jej wszystko wolno!

Skoro raport jest ostatnim głosem ZEN w sprawie katastrofy smoleńskiej to czym teraz zajmie się wasz zespół?

Będziemy starali się pomagać Polakom w sprawach w których SA oszukiwani przez władze.

Ja osobiście marzę o nowoczesnych profesjonalnych Siłach Zbrojnych służących rodakom tak jak GROM. A na razie mamy armię świetnie opłacanych PR-owców służących rządowi

Naprawdę wierzycie, że w ten sposób wpłyniecie na polską rzeczywistość? Że wasz głos nie zginie wśród innych opinii?

Tak – właśnie w taki sposób obywatele mogą zmieniać rzeczywistość. Liczymy przede wszystkim na młode pokolenie, które myśli już innymi kategoriami. Jeżdżę po Polsce, spotykam się z młodymi ludźmi i muszę powiedzieć, że jestem optymistą."

Źróło: gloria.tv

Powiązane:


Kontrrewolucja informacyjna!

poniedziałek, 21 marca 2016

DOBRZY LUDZIE


– chcę być kochany
przez nieuczonych i gwałtownych
są to jedyni
którzy naprawdę mnie łakną
/Zbigniew Herbert „Pan Cogito opowiada o kuszeniu Spinozy”/


Jan Mieńciuk

DOBRZY LUDZIE
Dobrzy ludzie
skazali Chrystusa na śmierć
Dobrzy  ludzie
wołali ukrzyżuj, ukrzyżuj
Dobrzy ludzie
stworzyli korporacje finansowe
Dobrzy ludzie
Stworzyli niewydolny system opieki zdrowotnej
Dobrzy ludzie
w kolejce stoją
obowiązuje milczenie

Dobrzy ludzie pójdą do piekła
do nieba pójdą zbawieni

Chrystus kolejny raz
z ciężkim krzyżem idzie
umrzeć na Golgocie
za grzeszników

2016-03-21 06:50:12