sobota, 23 lutego 2013

SYBERYJSKIE MIASTO Z POLSKĄ DROGĄ

Onet - informacje, rozrywka, emocje

SYBERYJSKIE MIASTO Z POLSKĄ DROGĄ

Kireńsk – miasto prawie w całości drewnianej zabudowy, malowniczo położone 1000km na północ od Irkucka nad najdłuższą syberyjską rzeką Leną, oraz jednym z jej dopływów – Kirengą. Brzegi rzek tworzą iewysokie wzniesienia, pogórki, z wysokości których miasto wygląda jakby było położone na wyspie. Początek Kireńska datuje się na połowę XVII wieku, kiedy tu zostali osiedleni pierwsi zesłańcy za powstanie kozacy dońscy. Zasadniczy rozwój miasta nastąpił po powstaniu listopadowym w 1830r. oraz styczniowym w 1863r. W tym czasie przybywają polscy zesłańcy kierowani z Irkucka do północnej części Syberii, m/in. Kireńska oraz Jakucka. Na wniosek gubernatora Irkucka Ernca w 1865r. Generalny Gubernator Wschodniej Syberii zlecił wykorzystać polskich zesłańców do budowy drogi między Kireńskiem a stacją Zaborskaja. W tym celu 25 sierpnia 1865r. zostało dodatkowo wysłanych
W 100 polskich zesłańców. historycznych przekazach archiwalnych zachowała się notatka napisana przez nadzorcę do Naczelnika “Komandy” Loszkowa: “Jutrzejszego dnia, 17 maja 1867r. o godz.10 rano znajdujący się w Kireńsku polscy przestępcy … będą mną … wyprowadzeni do budowy traktu z Kireńska do Zaborkiej stacji…” Według danych tutejszych archiwów przy budowie drogi miało pracować 135 osób. Zesłańcy latem mieszkali w szałasach. Ogromne ilości komarów i muszek utrudniały prace oraz powodowały dużą zachorowalność, co było przyczyną, ze budowa posuwała się bardzo powoli. Ponadto kierownictwo Irkuckiej Guberni uznało budowę
za niepotrzebną i po wybudowaniu około 80km zaprzestano dalszych prac. Budowę drogi wznowiono oraz dokończono w późniejszym terminie. Obecnie łączy Kireńsk z Irkuckiem, do tej pory jednak nosi nazwę “POLSKA”. U podnóża góry, nieopodal miasta do czasu wojny 1941-1945r. Znajdował się krzyż z wyciętymi na nim słowami modlitwy (nie znalazłem informacji jaka to była modlitwa).
Ciekawostką jest, ze tutaj przez pewien czas przebywał na zesłaniu Tadeusz Kościuszko, w domu, w którym wcześniej mieszkał dekabrysta Walerian Holicyn.
W czasach pirestrojki, kiedy upadł system komunistyczny, w 1991r. w budynku byłego NKWD dokonano makabrycznego odkrycia- znaleziono zwłoki pomordowanych i zamurowanych w piwnicach 83 ludzi. Dokładnie nikt nie wie, kiedy zostali zamordowani- (prawdopodobnie aby uniknąć dźwięku wystrzałów byli mordowani uderzeniem tępym przedmiotem w tył głowy). Ofiary mordu zostały pochowane na cmentarzu w osobnej mogile. Nazwiska ofiar mordu, które dało się ustalić zostały wypisane na tablicach.
Obecnie miasto liczy około 360 tys. mieszkańców, przybyłych z różnych stron: z Białorusi, Ukrainy, centralnej Rosji, Polski. Zatrudnieni głównie przy pracach leśnych, w transporcie drzewa, myślistwie, budowie niedużych statków rzecznych. Wiosna tutaj zaczyna się w maju i trwa tylko jeden miesiąc, natomiast lato trwa 3 miesiące - czerwiec, lipiec, sierpień, należy dodać, że jest bardzo ciepłe – temperatury w dzień dochodzą do 40 stopni. Wrzesień jest ostatnim miesiącem jesieni - niezwykle kolorowej i na ogół pogodnej. Zima temperatura spada do –45, -50 stopni. Są tu niezwykle ciekawe, dziewicze, turystycznie atrakcyjne tereny, o walorach przyrodniczych. Bazy turystycznej tutaj raczej nie ma. Nie mniej jednak jest możliwość zakwaterowania. Pobyt, nie licząc dalekiego dojazdu - stosunkowo niedrogi. Komunikacja zasadniczo samolotem. Niestety nie ma tu kościoła, jest tylko cerkiew. Ludzie bardzo serdeczni, uczynni, jednak obojętni religijnie. Tereny wymagają ewangelizacji. Wielu tutejszych mieszkańców nie odczuwa potrzeby chrztu, modlitwy, odwiedzenia cerkwi. Są to skutki wieloletniej indoktrynacji przez były system komunistyczny Związku Radzieckiego.
To tylko zaledwie kilka szczegółów, które zdążyłem zdobyć oraz informacji
Pani Natalii Ankudzinowej, pracownika Państwowego Archiwum Historycznego w Kireńsku.
Tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk
23 września 2008r.




























Rzeka Kiringa


Wschód słońca nad Kiringą

piątek, 22 lutego 2013

KRONIKI ŚLĄSKIE

czyli kartki z kalendarza
Czy milczenie jest bezpieczniejsze?
Poniedziałek, 28 stycznia - kilka dni wcześniej (w sobotę ) nasz kraj obiegła dramatyczna wiadomość: w Nigerii katolicy zostali żywcem spaleni przez muzułmanów, w niedzielę, w Watykanie białego gołębia, którego papież wypuścił z okna jako symbol apelu o pokój został zaatakowany przez dwakroć większa mewę. Zbieg okoliczności? A może znak szczególny, że pokój jest zagrożony. Gdy wpisałem w googlach słowa: w Nigerii katolicy żywcem spaleni przez muzułmanów, otwarła się strona internetowa: "Nigeria: katolicy mszczą się na muzułmanach za zamach bombowy". O spaleniu katolików wzmianki nie znalazłem. Od kilku dni próbuję dowiedzieć się gdzie "schował się papieski pociąg" o którym pisałem w Nr 4(87) 25-31 stycznia 2013 r. Osoby, które kiedyś nadzorowały ten pociąg mówią, że nie wiedzą. Sądzę, że raczej nie chcą powiedzieć. Milczenie jest bezpieczniejsze. Naprawdę?
Środa, 30 stycznia - przeczytałem artykuł Tadeusza Puchałki "Śląskie miasta w obronie życia poczętego - Knurów". Moim zdaniem eksponowanie wstrząsających zdjęć wystawy mechanicznej aborcji miało na celu wstrząsnąć nie tylko sumieniem, ale i wyobraźnią człowieka. Czy jednak to uczyni? Jeżeli będziemy widzieć w człowieku tylko cielesność w oderwaniu od duchowości - niewielki skutek. Człowiek jest istotą duchowo-cielesną. Problem w tym, że tak media, jak i trendy współczesnej kultury koncentrują się przede wszystkim na cielesności człowieka, jego kreatywności. Doświadczam często spotykając się z różnymi środowiskami. Ma słuszność Pan Tadeusz mówiąc: "zapatrzeni w siebie zapomnieliśmy o duszy". Agresywność reklam w mediach nie tylko się nie zmniejszy, ale będzie się potęgowała. Co więc czynić, gdy ze wszystkich stron atakuje perwersyjne zło? Sądzę, że najlepiej pokazywać piękno i dobro, które mimo wszystko nas otacza, wystarczy oczy szerzej otworzyć. Piękno i dobro idą zawsze w parze. Człowiek jest piękny. Michał Anioł w kaplicy sykstyńskiej malował człowieka nagiego. Minęły wieki, a piękno kaplicy wciąż urzeka.
Prawdziwe malarstwo to sztuka, w której brzmi najwięcej dźwięków.
Czwartek, 31 stycznia - w MDK „Batory” wystawa obrazów początkującego malarza Cypriana Noconia. Malarstwem Cyprian zaczął się interesować już w szkole średniej, obecnie jest na pierwszym roku Akademii Sztuk Pięknych. Autor dzisiejszej wystawy w swoim malarstwie koncentruje się przede wszystkim na człowieku, bowiem człowiek, jest najciekawszym tematem. W swoim malarstwie próbuje nawiązać do dawnych mistrzów, ale idzie własną drogą, stara się pokazać ludzkie twarze i uczucia wyrysowane na obliczach malowanych postaci. Jest uczniem najbardziej znanego na Śląsku artysty malarza Piotra Naliwajki, który swoją pracownię ma w tutejszym MDK. Nic więc dziwnego, że te obrazy mają wiele cech wspólnych z obrazami Mistrza. To naturalne, że dobry uczeń najpierw naśladuje swojego mistrza, ale to tylko początek jego drogi artystycznej. Wprowadzenia do malarstwa Cypriana dokonał mgr Roman Herman Dyrektor IV LO im. Marii Skłodowskiej Curie w Chorzowie, w którym uczył się Cyprian. Przypomniał młode lata, którym towarzyszyły te same miejsca, podobne zainteresowania - sportowe. Mieszkali blisko siebie, w pobliżu kościoła św. Józefa w Chorzowie, z tą różnicą, że Pan Herman był nauczycielem. Pierwszym, największym doświadczeniem, które miało wpływ na dalszy rozwój Cypriana był ich wspólny wyjazd do Petersburga, zwiedzenie Ermitażu.
Wspaniałe jest to, że wśród gości było wiele młodych ludzi, pięknych dziewczyn. To oni potrafią wnieść w życie wiele piękna. Tam gdzie piękno, tam jest dobro.
"Prawdziwe malarstwo to sztuka, w której brzmi najwięcej dźwięków" / Cyprian Nocoń/
Anatomia kryzysu.
Piątek, 1 lutego - Zygmunt Korus właściciel galerii "PLUS" oraz założyciel chorzowskiego klubu Gazety Polskiej zaprosił Artura Dmochowskiego, publicystę i dziennikarza Gazety Polskiej, autora książek o sytuacji gospodarczej Polski i Europy. Pan Artur zaprezentował nową książkę "KULISY KRYZYSU". Książka traktuje o sytuacji ekonomicznej naszego kraju, ale też i Europy. Omawiając szerzej kulisy ekonomii zwrócił uwagę, że jedną ze słabszych stron prawicy jest małe zainteresowanie tematyką ekonomiczną naszego kraju. Wszystko jest ważne - polityka wewnętrzna, zagraniczna naszego kraju. Nie mniej jednak wszystko jest oparte o ekonomię. Aby prowadzić niezależną politykę konieczne są dobre podstawy ekonomiczne, dobra gospodarka. W Europie, w tym również i Polsce władze przejęli bankierzy. Szefem Rady Gospodarczej przy naszym premierze jest Jan Krzysztof Bielecki - wcześniej był prezesem sektora bankowego. W gremium doradczym również jest większość przedstawicieli sektora bankowego, którzy kreują politykę gospodarczą naszego kraju. Od gospodarki, jej rozwoju zależy poziom naszego życia. Ludzie, którzy najczęściej wypowiadają się w mediach o sytuacji ekonomicznej pracują w sektorach bankowych albo uzależnieni od banków, których wypowiedzi i opinie są z natury podporządkowane pracodawcom. Autor przeprowadził szereg wywiadów z niezależnymi ekonomistami, tematy rozmów przedstawił w swojej, niezwykle ciekawej książce.
W mediach o tym się nie mówi, ale obecna polityka Donalda Tuska prowadzi do niewyobrażalnie wielkiego kryzysu, którego skutki są nieobliczalne. Długi zaciągnięte przez obecny rząd będą spłacać nasi pra, pra, prawnukowie.
Rady:
W czasie kryzysu nie bierz kredytu
Nie żałuj kwiatów kiedy pali się las
GAZETA ŚLĄSKA Nr6(89) 8-14 lutego 2013

KRONIKI ŚLĄSKIE

KRONIKI ŚLĄSKIE
czyli kartki z kalendarza
PIĘKNO JEST TAM, GDZIE WZRUSZA SIĘ MOJE SERCE.
Środa, 23 stycznia - aura nie rozpieszcza ludzi w całej Polsce, również i na Śląsku. Śniegu sporo nasypało, chodniki tylko gdzie niegdzie na głównych ulicach uprzątnięte. Ale już na bocznych ulicach trzeba brnąć koleinami rozdeptanego śniegu. Odcinek, który zwyczajnie się idzie 20 minut, dziś potrzeba 35-40 minut. Owszem, gdzie niegdzie "krzątają się" z łopatami pracownicy robót publicznych - ale raczej pozorują sprzątanie. Nie lada więc wyczynem było dziś dotrzeć do muzeum chorzowskiego, aby wysłuchać prelekcji dr Jacka Kurka pt. "Światło jest najważniejsze" czyli malarstwo impresjonizmu. Dr Jacek mówiąc o malarstwie impresjonizmu nawiązał do historii i sytuacji politycznej, w jakiej znajdowała się ówczesna Europa. Przytoczył wizję malarzy, którzy posługując się nową techniką malowania potrafili oddać stan emocji, wydobyć niezwykłe piękno, które co dzień jest niezauważalne. Jak opowiedzieć piękno obrazu, emocje towarzyszące widzeniu. Pięknem jest to co sami jako piękno widzimy, a nie to co zostało usankcjonowane jakimiś kryteriami. Malarstwo impresjonizmu odsłoniło inną przestrzeń widzenia. Nie wiemy czy byłby Einstein gdyby nie malarstwo impresjonizmu. Sztuka jest przekazem historycznym problemów i dziejów historycznych. Kochamy ideał kobiety lub jego przeciwieństwo. Malarz na obrazie pokazuje prawdę o kobiecie, taka jaka jest, w tym tkwi właśnie piękno. Istotą jest właściwe spojrzenie. Impresjoniści wiedzieli jak patrzeć, aby dostrzec to co tak szybko umyka - cień spadającego liścia, słońca promień uwięziony wśród liści. Ważny każdy szczegół kobiety, mężczyzny pokazany na obrazie. Malarz zatrzymał chwilę zachwytu, uniesień, drżenie serca. Każda chwila jest święta jak liturgia. Młodości wystarczą marzenia, wystarczy chwila czułości. Trzeba wielkiej wrażliwości serca malarza aby oddać jedyny, niepowtarzalny klimat chwili. Piękno jest tam, gdzie wzrusza się moje serce.
ZIMA ZASKOCZYŁA
Czwartek, 24 stycznia - rano chciałem jechać do hospicjum w Chorzowie Batorym. Zawsze we czwartki (jako wolontariusz) tam przyjeżdżam, aby być przez kilka godzin z tymi osobami, które stąd odchodzą zawsze tylko do jednego domu - Domu Ojca lepszego świata. (pisałem o tym w artykule "Hospicjum G. Śl. Nr 1(84) 4-10.01.2013 ). Dziś jednak autobus nr 632 o 7:10 nie pojechał, również autobus 165 przystanek: Chorzów Centrum Edukacji o godz. 7:16 wypadł. Autobus 632 pojechał dopiero o 7:35. W nocy nie padało, drogi przejezdne. A może wina chodników, bo nie odśnieżone? Znowu komunikację miejską zima zaskoczyła. Nic nowego, każdego roku zima zaskakuje, zwłaszcza w styczniu.
UCZTA DUCHOWA
Wieczór w Galerii Polskiego Radia Katowice, wernisaż wystawy fotografii artystycznej Zbigniewa Sawicza "Okamgnienie". Prezentowane fotografie przedstawiają najbardziej znanych w świecie artystycznym muzyków, dyrygentów w chwilach szczególnych wykonywania utworów. Otwarcia wystawy dokonał Redaktor Radia Maciej Szczawiński. Prezes Zarządu Polskiego Radia Katowice Henryk Grzonka przypomniał, że wszyscy ci ludzie zatrzymani w kadrze fotografii byli w tym Radio, prezentowali swoje utwory na antenie, pozostawili trwały ślad, ubogacili historię naszego radia. Zbigniew jest związany z tą rozgłośnią od wielu lat, większość ważnych wydarzeń, spotkań z ludźmi /a było ich wiele/ utrwalił na fotografiach. Pan Zbigniew opowiedział o metodach swojej pracy, sposobach wykonywania zdjęć tak, aby były ciekawe, pokazywały rzeczywistość ruchu sytuacji, chwili, która trwa ułamek sekundy i już potem nigdy się nie powtórzy. Gościem specjalnym, młody wirtuoz pianina Grzegorz Niemczuk, młody charyzmatyczny pianista, który otwarcie wystawy uświetnił wykonaniem kilku utworów w Studio Koncertowym Polskiego Radia Katowice. Artysta potrafi oczarować każdego słuchacza. Piękna uczta duchowa Sobota, 26 stycznia - rano poszedłem na mszę święta. Kapłan podczas krótkiej homilii zwrócił uwagę, że w naszych świątyniach zmniejsza się ilość wiernych na mszach świętych. Można mówić, że obecne media robią wszystko aby ośmieszyć ludzi, którzy chcą żyć według wartości, według dekalogu. Należy jednak pamiętać i nam przychodzącym regularnie do kościoła czy czasem swoim postępowaniem nie zniechęcamy innych. Być chrześcijaninem to nie tylko przychodzić regularnie na mszę świętą, odmówić przepisową modlitwę, ale żyć zgodnie z dekalogiem, ewangelią na każdy dzień.
MARSZ PAMIĘCI OFIAR TRAGEDII GÓRNOŚLĄSKIEJ 1945r.
W sobotnie południe z Placu Wolności w Katowicach mimo 9-cio stopniowego mrozu o godz.12 wyruszyło około 100 osób w pieszym marszu upamiętnienia tragedii górnośląskiej w 1945r. kiedy to w miejsce byłego obozu niemieckiego Eintrachthütte, filia KL Auschwitz władze sowieckie - mianujące się wyzwolicielami - utworzyli komunistyczny obóz pracy przymusowej, filia łagru w Jaworznie dla ludności śląskiej. Jedyną winą było to, że przetrwali wojnę, że niektórzy podpisali Volkslistę - 3 kategorię oraz nie umieli mówić czysto po polsku, mówili gwarą śląską. Obóz działał do listopada 1945r. Po wojnie więzionych w nim było od 6 do 10 tys. osób. Oficjalnie mówi się o 1855 osobach, które zginęły na Zgodzie z głodu, chorób lub przez rozstrzelanie. Nieoficjalnie liczbę ofiar szacuje się na ponad 2 tys. Naziści w ciągu dwóch lat wojny wymordowali tu około 400 osób, komunistom wystarczyło 10 miesięcy na zabicie ponad 2 tysięcy więźniów. Niewiele pozostało z pamiątek po tragedii. Ofiarom obozu, które przeżyli przez długie dziesięciolecia nie wolno było o tym wspominać. Z obozu pozostała tylko brama przed którą zostały wmurowane tablice pamiątkowe. Dwie godziny w cichym marszu pamięci pomordowanych szli w większości młodzi Ślązacy, aby uczcić pamięć swoich ojców i dziadków. Szkoda, że w pochodzie wzięli udział tylko przedstawiciele Ruchu Autonomii Śląska. Wyglądało to jakby pamięć o byłych tragediach zachowali tylko ślązacy zrzeszeni w RAŚ. Pochód zamiast manifestacją patriotyczną stał się pokazem niby-politycznym. To już piąty marsz pamięci ofiar obozu Zgoda. W hołdzie pomordowanym złożyli wieńce kwiatów posłanka P i S na sejm RP Maria Nowak (oskarżana o sympatie do RAŚ), poseł RP Marek Plura, przedstawiciele zarządu województwa i Sejmiku Śląskiego, przedstawiciele zarządu miasta Świętochłowic, Ruchu Śląskiej i miast sąsiadujących. Delegacje przedstawicieli narodowości niemieckiej, delegacje środowiska naukowego. Na miejsce pamięci przybyli księża kościołów katolickiego i ewangelickiego, którzy wspólnie odmówili modlitwę za tych którzy oddali tutaj życie, również o pojednanie, abyśmy nie bali się przyszłości. Upamiętniając ofiary obozu Pracy na Zgodzie należy pamiętać, że władze sowieckie wywiozły od 20 - do 90 tys. Ślązaków głównie do kopalń na Donbasie. Nie wielu z nich wróciło. Tak samo zresztą sowieckie władze czyniły w innych rejonach Polski. Urodziłem się na Wileńszczyźnie, tylko Boża Opatrzność sprawiła, że dziadkowie zdążyli wyjechać w 46 roku, dokładniej: uciec do Polski, a mojego ojca i mamy nie wywieziono na Syberię. Pisałem o tym w 2004r. w artykule - "Śląsk jest moją drugą Ojczyzną ".
TAK RODZĄ SIĘ TALENTY
Niedziela 27 stycznia, ostatnia niedziela gdy w kościołach śpiewa się kolędy. Ks. proboszcz Sanktuarium św. Floriana w Chorzowie Damian Gajdzik w ramach popołudniowego nabożeństwa zainicjował "Pożegnanie żłóbka" tj. śpiewanie kolęd oraz granie na instrumentach w wykonaniu najmłodszych artystów tutejszej parafii. Kolędowanie rozpoczęła schola, pod kierunkiem Aleksandry Kozak, kilka osób zaśpiewało kolędy solo. Aż pięć osób zagrało kolędy na instrumentach muzycznych, przy czym każda osoba na innym. Warto było przyjść, posłuchać. Tyle radości i wdzięku w tych młodych artystach. Oni naprawdę włożyli całe swoje serduszka, swoją radością obdzielili wszystkich słuchających. Nie wykluczone, że po pewnym czasie znowu usłyszymy o nich jako utalentowanych artystach. Należy dodać, że parafia ma czym się poszczycić, tu bowiem mieli początki kariery Elżbieta Ogerman - artystka zespołu Śląsk oraz Andrzej Lampert - polski wokalista, kompozytor, autor tekstów, aranżer i współproducent muzyczny zespołu PIN.
.
GAZETA ŚLĄSKA Nr 5 (88) 1-7 lutego 2013r.
Jan Mieńciuk
janekm2@tlen.pl

GOLEC uORKIESTRA

GOLEC uORKIESTRA KOLĘDUJE NA ŚLĄSKU.
Ludzie na Śląsku chyba najbardziej kochają kolędowe śpiewanie. Więc chętnie się zbierają, aby wspólnie pośpiewać - zresztą jest to najlepsza modlitwa - "kto śpiewa, ten dwa razy się modli"/ św. Augustyn/. Tym razem, we czwartek 11 stycznia br. parafianie Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Świętochłowicach oraz przybyli goście może nie śpiewali, ale słuchając kolęd w wykonaniu zespołu Golec uOrkiestra, sięgnęli duchowych wyżyn.
Koncert z okazji 700 - lecia miasta Świętochłowice, został zorganizowany pod patronatem Prezydenta Miasta Dawida Kostempskiego, eurodeputowanego Jerzego Buzka oraz współorganizatora Stowarzyszenie "Stróżów Poranka" z prezesem Ryszardem Sadłoniem.
Witając, szczelnie wypełniających świątynię parafian i przybyłych gości, proboszcz ks. Grzegorz Borg przypomniał, że pierwszym gospodarzem tego miejsca jest Jezus Chrystus ukryty w Najświętszym Sakramencie, w tabernakulum. Zaproponował, aby powitać narodzonego Boga oklaskami /nowomoda/ oraz aktem uwielbienia: Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu. Rozumiem, że przed koncertem nie można było odprawić mszy św. Przygotowanie aparatury niezbędnej do dobrego wykonania wymaga czasu, a sporo jej było przed ołtarzem. Zapewne jestem starszym (zacofanym?) tradycjonalistą, który każdą czynność rozpoczyna przynajmniej krótką modlitwą, najczęściej Ojcze Nasz ... zakończoną słowami: Chwała Ojcu....
Repertuar kolęd w wykonaniu Golców przepiękny - wielka to sztuka pieśnią chwalić Boga tak, aby wszystkie myśli i uczucia słuchających skierować do Matki i Bożej do Jezusa położonego w żłóbku, w stajence ubogiej. Odczuwało się, że oprócz precyzyjnego dopracowania najmniejszego szczegółu, dźwięku, w wykonanie kolęd włożyli pełnię uczuć, serce. W pewnej chwili poprosili, aby wszystkie dzieci przyszły przed orkiestrę i razem śpiewały. Zapewne tej bliskości przebywania ze sławnym zespołem nigdy nie zapomną. Możliwe, że niektórzy młodziankowie w przyszłości staną się równie sławnymi artystami. Nawet znalazł się jeden chłopiec, który podszedł do sceny i zaczął "pomagać" grać na bębenkach - czym wzbudził zachwyt artystów. Koncert przedłużył się o kilka bisów. Po koncercie Łukasz i Paweł Golcowie wszystkim chętnym podpisywali płyty.
Chciałoby się życzyć, aby na wszystkie uroczystości przychodziło tylu ludzi co dziś na wieczorny koncert.
Jan Mieńciuk

ŚLĄSKI KAPŁAN

..Synu, idź i bądź dobrym kapłanem.
ŚLĄSKI KAPŁAN W niedzielę 30 grudnia 2012 r. w kościele pod wezwaniem św. Floriana w Chorzowie świętowano 100. rocznicę urodzin śp. księdza Konrada Szwedy, niezłomnego prałata, więźnia Oświęcimia i Dachau, budowniczego miejscowej świątyni. Kościoła powstałego w regionie przemysłowym jako symbol, bo jego patron miał chronić opieką boską śląskich hutników i strażaków. Na tę jubileuszową okoliczność została wmurowana pamiątkowa tablica na ścianie kościoła, a przylegającą ulicę nazwano Jego imieniem.
Uroczystą Eucharystię wraz proboszczami chorzowskiego dekanatu koncelebrował ks. biskup. Józef Kupny. Homilię wygłosił ks. profesor Józef Kiedos - pierwszy ministrant w tejże parafii po jej otwarciu, potem uczeń i wychowanek w kapłaństwie ks. Konrada. Profesor przypomniał szereg faktów z życia śp. księdza, swojego pierwszego nauczyciela, którego życie było naznaczone wielkim trudem, cierpieniem i znakiem Krzyża. Ks. Prałat Konrad urodził się 31 grudnia 1912 r. jako dwunaste dziecko w rodzinie Szwedów. Tylko dzięki pomocy ówczesnego proboszcza z Rybnika i hojności jego parafian mógł kontynuować studia w seminarium w Krakowie. Oto zachowana scenka z tamtych lat: Przed wyjazdem do seminarium matka powiedziała: "- Cieszę się, ale cóż ci mogę dać? Nie mam majątku. Uklęknij synu, dam ci na drogę moje błogosławieństwo. Położyła ręce na jego głowę, uczyniła znak krzyża i rzekla: -synu, idź i bądź dobrym kapłanem."
Święcenia kapłańskie przyjął 25 czerwca 1939 r. z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Po wybuchu wojny już 3 września władze niemieckie wydały zakaz używania polskiego języka i śpiewu w kościołach oraz zawieszono działanie bractw i stowarzyszeń na Śląsku. Ksiądz Szweda, za nauczanie w języku polskim, został aresztowany przez gestapo i 18 grudnia 1940 r. trafił do Oświęcimia jako więzień nr 7669, skąd następnie został przewieziony do Dachau.
Przeżył gehennę tych kaźni i został wyzwolony przez aliantów. Odmówił emigracji do Francji oraz USA i po powrocie na Śląsk, jako gorliwy duszpasterz, bronił w czasach komunizmu wolności nauczania religii, jedności z kościołem, współpracował z kapłanami, trwał przy biskupie. Mimo wielokrotnych wezwań do Urzędu Bezpieczeństwa i upokarzających przesłuchań nie uległ szykanom i nie skapitulował. Zawsze twierdził, że kościół jest ponad tymi „rzeczywistościami”, no ma władzę od Boga i nikt jej nie może ograniczać czy niszczyć. Ksiądz-oświęcimiak nigdy nie dał się złamać, był zawsze z ludem, był oparciem i ostoją dla wielu osób, które za swoją postawę w czasach dyktatury komunistycznej - zwłaszcza tu, na Śląsku - byli szczególnie prześladowani.
Mianowany 17 stycznia 1957 r. proboszczem parafii św. Floriana miał za zadanie dokończyć rozpoczętą budowę kościoła, którą władze od wielu lat spowalniały metodą obstrukcji administracyjnej. Budowa kościoła rozpoczęta w 1949 r,. została wstrzymana w 1951 r. na poziomie krypty. Kościół był położony w najgorszym z możliwych miejsc- na zasypanym stawie, dwa metry poniżej poziomu płynącej w kolektorze rzeki Rawy..
Ks. Konrad Szweda dwoił się i troił. Kołatał do miejscowych władz. Wykorzystywał materiały z rozbiórek budowli uszkodzonych podczas wojny - parafianie często przywozili mu cegły na taczkach. W pracach pomagali wszyscy parafianie, zdarzało się, że ks. Konrad przychodził do piwiarni i prosił pijących o pomoc i - o dziwo - nikt Mu nie odmawiał. Wiedział bowiem, że kościół to nie tylko budowla świątyni, ale przede wszystkim ludzie, którzy maja serca otwarte na Boga i na drugiego człowieka. Angażował wszystkich parafian w życie wspólnoty, którą traktował jak jedną rodzinę. Jednocześnie chciał, aby całą swoją parafię „zarazić” śpiewem. Zdecydował więc założyć przykościelny chór, który po raz pierwszy wystąpił już 23 listopada 1959 r. podczas uroczystości poświęcenia ukończonego prezbiterium. Dyrygentem liczącej 26 osób grupy był organista Stanisław Czarnecki.
Drażniło to ówczesne władze. We wrześniu 1960 r. ksiądz został aresztowany pod (sfingowanym) zarzutem wręczenia łapówki. Według opowiadań świadków aresztowano go po kazaniu do młodzieży w sprawie obrony krzyży w szkołach. Powiedział z ambony: "Młodzieży! Nie daj sobie Boga wyrzucić ze szkoły !". I znowu, jak w czasie wojny, przesłuchania, poniżające prace, np. czyszczenie ubikacji etc. Kapłan pokornie wszystkie te szykany znosił. Dopiero dzięki interwencji Komitetu Oświęcimskiego 18 stycznia 1961 r. został uwolniony z aresztu.
Ks. proboszcz Konrad swoją postawą spowodował, że parafia bardzo okrzepła i stała się jakby jedną rodziną, a budowa kościoła, mimo owych przeszkód, została ukończona. Kościół konsekrowano 28 i 29 października 1961 r., uroczystości prowadził bp. Herbert Bednorz.
Proboszcz Szweda zadbał, żeby powstała najbardziej prężna grupa parafian, która swoją żarliwością wiary i postawą "zarażałaby" innych do trwania jak najbliżej Boga. Głosił płomienne kazania na mszach św. o idei franciszkańskiej, zachęcał do wstępowania do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Należy zauważyć, że działo się to w czasie programowej laicyzacji społeczeństwa przez system komunistyczny. Tymczasem wspólnota franciszkańska dynamicznie rozwijała się, prawie każdego roku przybywało kilkanaście osób. Początkowo ksiądz osobiście prowadził kronikę FZŚ. Do tej przy św. Florianie jest jedna z najliczniejszych wspólnot tercjarzy oraz najbardziej prężny chór, który bardzo często daje koncerty w innych kościołach, nie tylko chorzowskich (np. w Piekarach Śląskich, w katowickich Panewnikach, brał udział w wielu prestiżowych festiwalach, m. in. w IV Międzynarodowym Festiwalu Pieśni Chóralnej w Ózd na Węgrzech w 2002 r.).
Po dwudziestu trzech latach proboszczowskiej posługi w chorzowskiej parafii św. Floriana 17 stycznia 1980 r. ks Konrad Szweda udał się na zasłużony odpoczynek. Nie potrafił jednak długo trwać w bezczynności na emeryturze. W następnym roku ponownie. udał się do biskupa i poprosił o włączenie go do czynnej pracy duszpasterskiej. Bp. Herbert Bednorz mianował go proboszczem parafii Matki Boskiej Różańcowej w Łaziskach Górnych. Przez osiem lat, choć nogi odmawiały mu już posłuszeństwa, dokonał tam renowacji kościoła i wybudował nowy Dom Katechetyczny. 28 lipca 1988 r. - na dzień przed przyznaną emeryturą - niespodziewanie zmarł. Pogrzeb odbył się 1 sierpnia 1988 r., został .pochowany na tamtejszym cmentarzu
Za czasów totalitaryzmu, tak hitlerowskiego jak i komunistycznego, życie człowieka się nie liczyło. Wielką sztuką było przetrwać to "piekło", nie odstąpić od krzyża, służyć Ojczyźnie tak, aby Polska była Polską. Ks. Prałat Konrad Szweda dokładnie spełnił życzenie Matki - był DOBRYM KAPŁANEM.
Trzeba było wiele lat, wielkich zmian - tak politycznych jak i społecznych - aby zasługi gorliwego kapłana zostały docenione. W doniosłej uroczystości wzięły udział rozmaite podmioty i osoby, m.in. władze miasta Chorzowa, posłanka na Sejm RP Maria Nowak (PiS), przybyła z pocztem sztandarowym.delegacja z rybnickiej Szkoły Podstawowej nr 15 im. Księdza Prałata Konrada Szwedy.
Z tej okazji zostało ponadto wznowione (w wersji uzupełnionej i poszerzonej) wcześniejsze wydanie książki z 1995 r. autorstwa ks. Józefa Kiedosa i ks. Antoniego Brzytwy pt. "Świadectwo śląskiego kapłana" o życiu księdza Konrada Szwedy.
Jan Mieńciuk
HOSPICJUM M
isją Hospicjum jest niesienie wszechstronnej pomocy choremu w terminalnym okresie choroby oraz jego rodzinie poprzez zjednoczenie ludzi dobrej woli i propagowanie idei hospicyjnej.
Początki chorzowskiego hospicjum były bardzo skromne - na początku lutego 1996r. przy parafii św. Jadwigi, u sióstr służebniczek po mszy św. wieczornej spotkała się zwołana przez Urszulę Siekocińską grupa ludzi dobrej woli, którzy stworzyli grupę założycielską Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej i Paliatywnej "HOSPICJUM". Grupa składała się z dwóch lekarzy, pielęgniarki i kilku osób nie mających nic wspólnego z medycyną, ale posiadających wielki zapał aby pomagać potrzebującym opieki. Na początku były to spotkania formacyjne, które odbywały się raz w miesiącu, polegały na szkoleniu w zakresie pielęgnacji chorego i opieki. Aby dobrze przygotować się do pełnienia obowiązków opieki paliatywnej nad chorymi dr Barbara Kopczyńska odwiedzała inne hospicja, korzystała z doświadczeń w prowadzeniu Hospicjum. Na początku członkowie zespołu opieki paliatywnej gościli w Domu Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo - Sióstr Szarytek przy parafii św. Jadwigi w Chorzowie, korzystali z ich telefonu kontaktowego. W międzyczasie szczególnie wielką pomoc okazał proboszcz śp. ks. kan. Henryk Markwica, użyczył pomieszczenia, w którym także spotykała się młodzież akademicka. Pierwszy pacjent w stanie terminalnym opieką hospicyjną został otoczony w maju, który w niedługim czasie odszedł do wieczności. Hospicjum cały czas funkcjonowało jako opieka domowa oraz poradnia opieki paliatywnej pod nazwą: Poradnia Konsultacyjna Leczenia Paliatywnego. Hospicjum stacjonarne powstało dopiero w 2005 r. Niektórzy bowiem pacjenci wymagali stałej opieki, a w domu z uwagi na rodzaj schorzeń nie było sprzyjających warunków, spowodowało to konieczność utworzenia hospicjum stacjonarnego. Obecnie obok podstawowej działalności opieki domowej i poradnianej jest możliwość przyjęcia szczególnie potrzebujących opieki pacjentów do "Hospicjum". Zasadniczo opieka terminalnie chorego odbywa się w domu, bo najlepszym miejscem dla chorego jest jego własny dom. Obecnie pod opieką domową znajduje się około 60 osób, opieka stacjonarna jest miejscem awaryjnym w sytuacji gdy pacjenci samotni wymagają nieustannej opieki w trudnych przypadkach. Pod stałą opieką jest 11 osób. Zawsze w niedzielę, święta oraz czwartki w świetlicy oddziałowej kapelan hospicyjny ks. dr Michał Orlik sprawuje mszę św. dla pacjentów hospicjum, personelu oraz wszystkich chętnych. Pacjenci, których stan zdrowia pozwala przychodzą do świetlicy, słabsze osoby pozostają w łóżkach, którym kapłan na maleńkiej łyżeczce poda kropelkę wina i okruszek Hostii, w którym mieści się cały Chrystus, Który da moc na drogę do Jego Królestwa. Zawsze drżałem i wciąż drżę dotykając ręki, której zaledwie wyczuwalny uścisk mówi wiele więcej niż wszystkie wypowiedziane słowa. Uważnie przypatruję się ich twarzy i ze zdumieniem odkrywam w nich niepowtarzalne piękno. Doświadczeni życiem, niejednokrotnie wielkim cierpieniem i bólem zostali oczyszczeni, pogodzeni z życiem i losem, na ich twarzach pokój - świadectwo wysłuchanej modlitwy wieczornej w brewiarzu: "Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty

wtorek, 25 grudnia 2012

SYMPOZJUM

POKŁOSIE
W dniach 16 - 17 listopada 2012r. w Częstochowie, w Domu Jana Pawła II odbyło się XX Ogólnopolskie Sympozjum Duszpasterzy Katolickich Ośrodków i Wspólnot pomagających Ludziom Uzależnionym.
Otwarcia Sympozjum dokonał ks. bp prof. dr hab. Antoni Długosz. To już od 20 lat spotykają się uczestnicy Sympozjum, aby wymienić doświadczenia pracy w swoich ośrodkach, dokształcić się, aby móc lepiej pomagać osobom w wyzwoleniu się z uzależnień. "Nikt nie jest samotną wyspą" Jesteśmy istotami społecznymi, które z natury rzeczy dla prawidłowego rozwoju potrzebują kontaktów z drugą osobą. Niestety coraz więcej ludzi doświadcza samotności, osamotnienia - jest to bardzo częstą przyczyną popadania w różnego rodzaju uzależnienia - alkohol, narkotyki. Pierwszy prelegent - ks. dr Krzysztof Grzywocz omówił problem człowieka samotnego Samotność jest zjawiskiem wielowymiarowym, ma poniekąd dwa oblicza - negatywne powstałe na skutek przykrych doznań - smutek, niepokój, żal, agresja. Samotność ma również pozytywne cechy - prowadzi do zebrania, koncentracji myśli, eksperymentowania, badania zjawisk psychologicznych, bywa twórcza.
Człowiek nie może do końca przekazać swoich odczuć, przeżyć, potrzebuje drugiej osoby, osoby, która go może zrozumieć, która będzie jemu towarzyszyć. Jest rodzaj samotności fizycznej tzw. "chcianej" - pustelnicy, samotni podróżnicy - taka samotność pozwala na rozwój duchowy, intelektualny, natomiast niechciana prowadzi do samotności negatywnej tzw. osamotnienia. Każdy człowiek ten stan przeżywa inaczej - osamotnienie zasadniczo wynika z niewłaściwych kontaktów z innymi ludźmi, często prowadzi do wypaczeń, szczególnie samotność moralna która skutkuje brakiem sensu życia, której konsekwencją jest uzależnienia od narkotyków, alkoholizmu... Rozwijając dalej temat " Samotność jako przyczyna uzależnień" stwierdził, że "samotność"
z wyboru, czasem bywa bardzo twórcza. Natomiast osamotnienie spowodowane brakiem więzi w rodzinie szczególnie ludzi młodych często jest przyczyną szukania kontaktów, akceptacji w środowiskach patologicznych, sięgania po używki łącznie z narkotykami. Dr Karolina Kmiecik - Jusięga omówiła temat "Budowanie tożsamości grupowej osoby uzależnionej w kontekście problematyki samotności. Na przykładzie grupy młodzieży hipisowskiej, którą opiekuje się Salezjanin ks. Andrzej Szpak, Szpakowisko podała jako przykład grupy wspierającej". Zdefiniowała tożsamość jako "bycie kimś, kto zachowuje taką samą ciągłość i spójność w obrazie samego siebie". Kryzys tożsamości jest przerwaniem tożsamości w tym obrazie. Dla młodego człowieka często ważniejsze jest to co myślą o nas inni, niż co sami o sobie myślimy. Kiedy okazuje się, że inni inaczej nas oceniają niż my myślimy o sobie szukamy środowiska, środowiska gdzie będziemy doceniani, rozumiani- szukamy tożsamości grupowej. Tożsamość grupowa jest określana jako pochodna tożsamości osobistej, jako społeczna - za pomocą, której określamy siebie w zbiorowości innych ludzi, przyjmujemy zasady bycia w grupie, przyjmujemy normy tej grupy, społeczności. Jednak człowiek uzależniony, szczególnie od narkotyków ze swoją chorobą musi niestety zmagać się sam. Nie pomogą bowiem wysiłki najbardziej profesjonalnych terapeutów, jeżeli nie wyjdzie na przeciw, nie będzie współpracował. To ból samotności / osamotnienia, którego początków nie dostrzegają najbliżsi - rodzice, katecheci, szkoła jest powodem wielu uzależnień, szczególnie narkomanii. Podczas wywiadu w latach osiemdziesiątych ks. Andrzej Szpak postulował, aby w każdej parafii była przynajmniej jedna osoba, która zajmowałaby się osobami uzależnionymi - alkoholikami, narkomanami, młodzieżą trudną. Te osoby potrzebują więcej opieki, poświęcenia czasu niż pozostałe. Do tej pory, przez 30 lat nic się nie zmieniło. Zachodzi pilna konieczność, aby powstało stowarzyszenie, które spowoduje aby przynajmniej w niektórych parafiach był specjalista w dziedzinie resocjalizacji, który będzie wiedział jak pracować z osobami wymagającymi pomocy. Definicje samotności:
1. Stan deficytu, deprawacji, braku psychicznego, dyskomfort psychiczny z powodu braku prawidłowych relacji osobowych, która szuka bliskości, również bliskości fizycznej.
2. Względnie trwałe dyspozycje fizyczne, psychiczne czyli takie, które bardzo trudno zmienić, a które powodują stan izolacji społecznej, ale też izolację wewnętrzną - brak związku z samym sobą - nie akceptowanie siebie samego.
3. Zbiór różnych stanów psychicznych i zachowań społecznych, które powodują stan izolacji społecznej.
Należy zaznaczyć, że samotność nie pojawia się w żadnej klasyfikacji chorób i zaburzeń psychicznych, pojawiają się stany uzależnień, natomiast nie pojawia się samotność.
Tożsamość jest samotnością osoby uzależnionej
Kształtowanie tożsamości osoby uzależnionej najczęściej zaczyna się w dzieciństwie. Największy wpływ mają rodzice. Jeżeli relacje dziecka z rodzicami są pozytywne to nawet najgorsze zdarzenia w środowisku, poza domem nie będą miały większego znaczenia, nawet grupa destrukcyjna nie ma takiej siły, aby więzy rodzinne przerwać. Ciekawostką jest to, że samotność osoby uzależnionej zaczyna się nie tylko w dzieciństwie, ale czasem już w łonie matki, która nie potrafi wzbudzić pozytywnych uczuć i kochać swojego dziecka będącego jeszcze pod sercem. W tej sytuacji dziecko nie rozumie, ale odczuwa brak akceptacji matki, w konsekwencji już na samym początku jest samotne. Bardzo szkodliwe jest ograniczanie kontaktu fizycznego dzieciom szczególnie do 6 roku życia - kiedy kształtuje się ich świadomość. Dziecko nie przytulane, w przyszłości staje się samotnikiem. Drugą przyczyną mogą być postawy wychowawcze rodziców jak autokratyzm, despotyzm. Rodzice stawiają nieadekwatne dla rozwoju dziecka wymagania - są bardziej skłonni do karania za najmniejsze przewinienia, nie udzielania pochwał, nie mając zwyczaju nagradzania, częste poniżanie, używanie przymiotników jak: niezdarne, leniwe, głupie itd. wywołuje zupełnie odwrotny od zamierzonego skutek. W tych okolicznościach dom rodzinny niejednokrotnie staje się miejscem psychicznych tortur co powoduje, że osoba z każdym dniem staje się coraz bardziej samotna. Tożsamość dziecka uzależnionego kształtuje destrukcja rodziny, jak rozwód, separacja, którzy nie mogą dać właściwego wzoru, patologiczny stan życia rodziny. Samotność osoby uzależnionej charakteryzuje się w trzech wymiarach -
1. Psychologiczno-emocjonalny: osoba potrzebuje więcej uwagi niż otoczenie może dać, które nie potrafi rozpoznać potrzeby tej osoby.
2. Społeczny: przeżywanie izolacji, marginalizacji, nie identyfikuje się z jakąkolwiek grupą przeżywa samotność fizyczną czyli obiektywną. Może to być spowodowane nieśmiałością, brakiem poczucia własnej wartości, osoba wybiera styl życia w samotności, ogranicza, kontakty z innymi ludźmi.
3. Moralno- egzystencjonalny: brak identyfikacji z celami, wartościami życia, współżycia
z innymi ludźmi, polega na braku łączności z tym czym żyją inni. Niejednokrotnie młodzi, uzależnieni ludzie właśnie w dzieciństwie nie otrzymali od rodziców kręgosłupa moralnego. Powodowało to, że ich wartości, wiara były chwiejne. Nie umieli znaleźć celu, sensu swojego życia. Bardzo często właśnie te osoby, które w dzieciństwie nie otrzymały podstaw moralnych, czułości od rodziców przyjeżdżały i... dalej przyjeżdżają na tzw. "Szpakowisko" do ks. Andrzeja Szpaka. Właśnie dzięki jego postawie, u niego znajdowali oparcie. Ks. A. Szpak nie narzucał nikomu sposobu bycia, zachowania ale każdego akceptował, obdarzał szczerą przyjaźnią, serdecznością, miłością. Każdy, kto przebywał z ks. Andrzejem czuł się kochany. Szpakowisko - powstało na gruncie zlotów hipisowskich, które od początku miały charakter religijno-kulturowy. Do tej grupy mógł należeć każdy, nie było tu norm wartości, jest to bardzo różnorodna grupa, tworzy niezwykłą mozaikę osobowości - mają jedną wspólną cechę - potrzebują oparcia, ostoi. Tą ostoją jest ks. Szpak. Od 1977 r. Szpakowisko stało się systematycznymi, ekumenicznymi spotkaniami o charakterze religijno kulturowym, które przerodziły się w pielgrzymki, które prowadzi ks. Szpak. Pielgrzymka jest czymś pomiędzy zlotem a życiem w drodze. Najważniejszym celem Szpakowiska jest przyjacielskie spotkanie. Ks. Szpak będąc dla wielu ostoją przekazuje wartości swoim sposobem bycia, pośrednio kreuje tożsamość młodych ludzi. "Szpakowisko" istnieje już 35 lat, przez ten okres przewinęło się tysiące osób. Ludzie z zewnątrz zwykle dostrzegają zło, samowolę, negatywne zachowania młodzieży, nie dostrzegają innych wartości. Młodzież musi czuć się kochana, odczuć sacrum w grupie- trzeba aby młody człowiek był przekonany, że ideałem wszystkich religii jest Jezus - tylko wtedy możliwy jest prawidłowy rozwój. Połączenie strony duchowej i cielesnej jest niezmiernie ważne szczególnie w leczeniu uzależnień. W ośrodkach świeckich na ogół rzadko leczy się sferę duchową - leczenie pracą i modlitwą, gdzie główny nacisk jest skierowany na leczenie duchowe daje najbardziej pożądany skutek. Jednostki nieprzystosowane przyjmując tożsamość grupową maskują albo kompensują niedobór tożsamości osobistej, potrzebuje akceptacji grupy, utożsamiając się z grupą utożsamia się ze samym sobą. Sposoby wychowania pozytywnej tożsamości grupowej na przykładzie szpakowisk - grupy wsparcia, której członkowie mają podobne problemy, historie życia, spotykają się ze sobą, wzajemnie pomagają, udzielają na wzajem sobie wsparcia. Bardzo ważne jest sposób komunikowanie się między sobą w budowaniu tożsamości grupowej, czasem stosuje się zamiast imion pseudonimy. Innym sposobem budowania tożsamości grupowej jest mentalność grupowa - wspólne poszukiwanie wartości. Wartości są fundamentem do każdej wspólnoty. Najwięcej osób, które przyjeżdżają do ks. Andrzeja ma problem z niedostatkiem ojca. Tutaj - zostają w pełni zaakceptowani bez względu na to jak się zachowują. Zabierając głos Ks. Szpak przypomniał, że pierwszymi zlotami hipisów zaopiekował się ks. Kardynał Stefan Wyszyński. Ponieważ w tym czasie policja prześladowała hipisowskie grupy młodzieżowe, więc Kardynał spowodował, że pierwsze dwa zloty były organizowane na terenie klasztoru jasnogórskiego. W swoim wystąpieniu nie opowiadał, jak opiekował się młodzieżą, która garnęła się z całej Polski do tego kapłana - Ojca Salezjanina. Wszyscy wiedzą, że był dla nich rzeczywiście ojcem i matką, i bratem, i przyjacielem. Opowiedział natomiast o osobach, które przyczyniały się do rozwoju poziomu zlotów hipisowskich, m/in. odwiedzinach redaktorów wielu gazet, czasopism, którzy opisywali swoje doświadczenia z tych zlotów, niejednokrotnie powracali na spotkania z hipisami. Przypomniał jak prowadził jedną z pierwszych pielgrzymek młodzieży hipisowskiej z Warszawy do Częstochowy, gdy ówczesny przewodnik Pieszej Pielgrzymki Warszawskiej wyraził zgodę pod warunkiem, że młodzież hipisowska będzie szła o jeden dzień za pielgrzymką warszawską, na co nie było zgody od władz. Dzięki reżyserowi Mieczysławowi Siemińskiemu nie tylko odbyła się pielgrzymka, ale jeszcze został zrobiony ciekawy film o hipisach. Potem powstało jeszcze kilka krótkometrażowych filmów o tej młodzieży, również o różnych wyznaniach chrześcijańskich. Na uwagę zasługuje fakt, że wielu narkomanów, którzy przeszli pielgrzymkę z ks. Szpakiem wyzwoliło się z nałogu. Ciekawostką jest, że pielgrzymki hipisowskie także wymyślili sami hipisi.
Podczas zlotów hipisów msza św. odprawiana przez ks. Szpaka trwała około czterech godzin. Witając przybyłych na msze święta ksiądz każdego nazywał po imieniu. Nie było osób anonimowych, każdy tam czuł się zauważony. Zajmowało więc to sporo czasu. Tak samo kazanie ksiądz zaczynał mówić następnie uczestnicy zgromadzenia Eucharystycznego mówili nawzajem do siebie, a kapłan tylko nadzorował, pilnował aby nie było wypaczeń, nieprawidłowości teologicznych. Taka homilia czasem trwała około dwóch godzin. Również znak pokoju każdy przekazywał osobiście każdemu. To była wielka uczta, w której udział brali wszyscy. Dla osób, które nie mogły przyjąć konsekrowanej Eucharystii (żyjący w związkach nie sakramentalnych) na ołtarzu był położony bochen chleba, który ksiądz błogosławił i każdemu dawał ułomek. W tym środowisku nie było osoby, której nie przywitałby osobiście ks. Szpak. W zlotach brało udział wielu wybitnych osób, jak ks. Twardowski, Soyka.
Po wieczornej mszy św. w kaplicy jasnogórskiej młodzież hipisowska spotkała się z ks. Szpakiem w holu recepcji domu Jana Pawła, aby wspólnie pośpiewać ale przede wszystkim, aby być ze sobą. Wielu spośród nich przyjechało tylko ze względu na ks. Andrzeja. ( hm...ja też choć nie jestem hipisem, to w tym środowisku czuje się najlepiej. Tyle tam ciepła i serdeczności a przede wszystkim każdy jest sobą, nikt nie nakazuje manier poprawnych zachowań "poprawnych politycznie", jest wolność ale nie swawola). Największe szczęście to kochać i być kochanym - tego wieczoru ks. Andrzej Szpak był naprawdę szczęśliwy, był otoczony tymi, których kochał i którzy go kochali. Gdyby nie on wiele osób stoczyłoby się do przysłowiowego rynsztoka - dzięki niemu niektórzy założyli firmy, skończyli studia, ułożyli swoje życie, założyli rodziny, mają wspaniałe dzieci. Dalej są szpaczkami tulącymi się pod skrzydła Szpaka. A Szpak siedzi z gitarą na fotelu otoczony kochającym gronem i śpiewa: " Jezus to święciarz absolutny" - bo to Jezus świętuje, że tylu młodych ludzi wróciło na Jego Łono - ks. Szpak wykonał dobrą robotę W drugim dniu Sympozjum odbyły się warsztaty problemowe. Zapraszając do uczestnictwa ks. Szpak przypomniał słowa Ojca św. bł. Jana Pawła: "Kto wierzy nie jest samotny" Podczas ćwiczeń problemowych ks. Szpak. przedstawił jak przez wiarę, bliskość Boga młodzież zbuntowana, protestująca, hippisi wracali do Boga. W ramach ćwiczeń zostały poruszone tematy:
1. ćwiczenie - nasze najwcześniejsze doświadczenie samotności;
2. ćwiczenie - co może zwiększyć ryzyko samotności, negatywne i pozytywne skutki;
3. ćwiczenie - wiara lekiem na samotność
4. ćwiczenie - czy potrafię mówić o swojej samotności
5. ćwiczenie - medytacja obrazu Jezus w Ogrójcu
6. ćwiczenie - wzorem radzenia sobie z samotnością
7. ćwiczenie - rola duszpasterza w rozwijaniu wiary
8. ćwiczenie - psychodrama - rozmowa duszpasterza z osobą, która traci wiarę
Myśli wypowiedziane podczas warsztatów -
-Każdy z nas musi przejść śmierć w samotności. Będą wokół mnie ludzie ale życie, to moja indywidualna rzecz.
-Przyczyny samotności są fizyczne i duchowe.
-Nawracasz tym, czym żyjesz - same nauki niewiele mogą zrobić, uczynić jeżeli nie będzie świadectwa.
-Każdy autentyczny katolik jest prywatnym świadkiem wiary - według II Soboru Watykańskiego.
-Samotny to ktoś, kto mówi: - nie mam człowieka, to młodzież tak często mówi " nie mam człowieka /który by mnie zrozumiał/. Wielu młodych jest bardzo samotnych, samotny człowiek nie daje sobie rady.
-Najpiękniejsza praca - to praca nad sobą - pewnego dnia powiedział "Indianin" - narkoman.
-Nie wolno siedzieć z problemem w domu, trzeba koniecznie wyjść do ludzi, wprawdzie nie rozwiążą twego problemu, z którym trzeba samemu się zmierzyć ale ludzie pomogą zachować dystans, zobaczyć problem innej strony, z różnych stron. -Andrzej około 40 lat, niepijący alkoholik, do tej pory nie rozróżniał samotności od osamotnienia.
-Osamotnienie jest nie z własnego wyboru, samotność zawsze z wyboru - niejednokrotnie bywa bardzo twórcza.
-Kasia stwierdziła, że najważniejsza to jest rodzina. Tylko w rodzinie mogą wytworzyć się zdrowe relacje międzyludzkie.
-Możemy pomagać ludziom na wieloraki sposób ale aby pomoc była skuteczna musimy być "uzbrojeni wiarą" -stwierdził ks. Andrzej Szpak.