poniedziałek, 27 lutego 2017

WIEŻA B A B E L


 




Opowiedziana Rufikowi Kocie Oczko - przyszłemu literacie.

Pewnego dnia przychodzi ze szkoły  Rafik i pyta:
- Tato, powiedz, co to znaczy wieża Babel?
-Widzisz synu, dawno temu nasi przodkowie próbowali wybudować bardzo wysoką wieżę, ale nie dali rady.
- Tato, mówią, że im języki Bóg pomieszał, aby nie mogli porozumieć się ze sobą. Czy to prawda? Opowiedz, dla czego tak się stało, że nie mogli dokończyć budowy?
- To nie Bóg im pomieszał języki, ale sami  sobie  pomieszali, przez pychę.
- Tato, opowiedz, jak to było?...
- W starożytnym Babilonie  pewnego dnia ludzie dowiedzieli się, że im zagraża wielki potop. Zresztą widzieli Noego, który w tym czasie właśnie rozpoczął ze swoimi synami budowę arki. Oczywiście głośno szydzili, okazywali pogardę. Po cichu jednak rozważali, co by tu zrobić, aby zabezpieczyć się przed przepowiadanym kataklizmem. W końcu uradzili, że wszyscy mieszkańcy Babilonu wspólnymi siłami wybudują bardzo wysoką wieżę, która będzie wznosić się ponad chmury i sięgać nieba. Ludzie w Babilonie byli bardzo pracowici i zdolni.
Co uradzili, postanowili  doprowadzić do skutku. Szybko zorganizowali się w grupy do wykonywania poszczególnych prac. Każdy z Babilończyków wybierał taką grupę, w której potrafił najlepiej pracować. Wkrótce powstały grupy, które specjalizowały się: jedna w  przygotowywaniu gliny do wyrobu  cegieł, druga do ich wypalania, inna do wożenia materiałów na miejsce budowy, jeszcze inna do układania cegieł na budowie. Ludzie chętnie i sprawnie pracowali. Wieża szybko zbliżała się swoim szczytem do białych obłoków. W krótkim  czasie była widoczna z każdego miejsca w babilońskiej krainy jako największa budowla.
 W pewnym momencie jeden z murarzy  zawołał do swoich współpracowników:
- wiecie, co, chłopcy? My to jesteśmy najlepsi. Gdyby nie nasze mistrzowskie  murowanie wieża tak szybko by się nie wzniosła i nie była  taka okazała. Na nic by się  zdało przywiezienie najlepszych cegieł i piasku na zaprawy.
   Prawdę gadasz  Warszoł! Musimy, zatem żądać, aby nas traktowano lepiej, wszak jesteśmy najlepsi. Aby naszych żądań usłuchano stworzymy taki związek oraz wybierzemy jednego spośród nas, który jest najbardziej wygadany, będzie on nas reprezentował. Tak abyśmy mogli budować wieżę dalej.  Najlepszy w gadaniu był Warszoł. Nie szła mu wprawdzie najlepiej robota, ale w gadaniu był niedościgniony, nikt go przegadać nie potrafił. Wybrali, więc Warszoła jako swojego przedstawiciela do załatwiania różnych spraw.
Wiadomość o tym, że murarze postanowili się  wyróżnić i od innych większą brać zapłatę szybko się rozeszła po innych grupach pracujących przy budowie. Najbardziej oburzyli się na murarzy woźnicy, dostawcy budulca na miejsce budowy. Byli to ludzie  o bardzo wielkiej sile, nie było nikogo, kto by mógł im dorównać siłą.
 Aby wspólnie radzić zrobili jeden dzień przerwy w wożeniu materiałów na szczyt wieży. Okazało się jednak, że każdy  miał inne zdanie na ten temat a chciał koniecznie podzielić się z przyjaciółmi. Naradę, więc przedłużyli  jeszcze o dwa dni. Przez ten czas  nikt nie jechał na wieżę z wózkami, ponieważ nie było nikogo tak silnego, aby ciągnąć ciężkie wózki z towarem. Murarzom na górze brakowało już nie tylko cegieł i zaprawy do budowy, ale zaczynało brakować wody i żywności, którą też  wozili na górę woźnicy.



Na szczęście woźnicy po trzech dniach skończyli radzić i wciągnęli na górę wieży taczki z cegłami, zaprawą, wodą i żywnością.
W tym czasie, kiedy radzili woźnicy wyrabiacze cegieł narobili tak duże ilości, że nie mieli gdzie pomieścić. Zdziwieni, że nikt nie przychodzi po ich wyroby, wkrótce  dowiedzieli  się,  że tak murarze jak i woźnicy żądają za swoją pracę o wiele większą zapłatę oraz dodatkowe przywileje. Do tego, aby wymusić swoje żądania robią przerwy w pracy.
Oburzeni okropnie wyrabiacze zawołali: co to ma znaczyć?  Pan Gzyms, mistrz wyrobników cegły zebrał wszystkich czeladników, do których przemówił: „- gdyby nie nasza umiejętność wyrobu cegieł, stosowania odpowiednich recept podczas  mieszania gliny nigdy by nie powstały takie odporne cegły i nie mieliby, co wozić woźnicy, ani czym murować murarze. Czyż nie powinniśmy za  nasze umiejętności  być lepiej wynagradzani”.
Dobrze mówisz, Panie Gzymsie, zawołali czeladnicy zebrani wokół swojego mistrza. Wobec tego- zawołał dumny ze swego przemówienia Pan Gzyms- teraz zażądamy, aby podwoili zapłatę za naszą pracę albo przestaniemy wyrabiać cegły i zaprawę murarską.
Od tej pory wszyscy zaczęli szczegółowo liczyć, kto ile zrobił cegieł. Nikt już nie dbał, aby robić dobre cegły,  wszyscy dążyli, aby ich było jak najwięcej. Od tego ile, kto zrobił była naliczana zapłata. Ponadto musieli mieć czas na  liczenie. Podobnie  postępowali murarze układający cegły na wieży. Żeby jednak nie mylić się z liczeniem, w czym nie byli dobrzy, zdecydowali zatrudnić buchaltera, który by za nich to robił. Buchalter musiał być oczywiście dodatkowo opłacany. Wliczyli to, więc w koszty układania muru, co znowu podniosło cenę ich roboty.
Nie byli również dłużni i woźnicy, czyli dostawcy cegieł dla murarzy. postanowili wyliczyć, jaką odległość musieli pokonywać każdego dnia podczas dowożenia materiałów. Również i im nie szło najlepiej liczenie.  Tak jak  murarze wynajęli sobie buchaltera, co im policzy, jaką odległość pokonali oraz jaką  winni otrzymać zapłatę.
Z każdym dniem  jednak wyrobnicy robili cegły gorszej jakości. Zapłata nie przychodziła na czas, więc dorabiali robiąc  cegły dla tych, którzy płacili zaraz od ręki. Woźnicy ładowali mniejsze taczki. Liczyli, bowiem nie ile zawiozą, ale ile zrobią jazd.
Wkrótce murarze  odkryli, że cegły, którymi teraz murują stały się złej jakości, nie są  tak równe jak powinny być,ani nie są dobrze wypalone.
Wszędzie rosło wielkie niezadowolenie. Powstawały waśnie, spory.  Tępo budowy najpierw bardzo zmalało a w wkrótce całkiem zamarło. 
Niebawem nadciągnęły ciemne chmury, zaczął  padać ulewny deszcz. Ludzie, którzy byli w pobliżu porzuciwszy wszystko, czym prędzej biegli na wierzę. Wprawdzie nie zakończoną ale przecież bardzo wysoką. Byli już w połowie wysokości wierzy a  wszystko dookoła zalewała woda, stała się nagle rzecz straszna. Otóż górne warstwy cegieł, które były źle wyrobione i źle wypalone a też i ułożone niedbale zaczęły rozmakać i kruszyć. Rozmoknięte cegły w postaci błota i gliny spłynęły w dół porywając za sobą wszystkich ludzi, co próbowali na wierzy się schronić.
Deszcz na krótką chwilę przestał padać Na  wodach potopu dryfowała arka,  w oddali widniał  rozmyty, stopniowo osuwający się wierzch wieży. Po krótkiej przerwie deszcz znowu zaczął padać. Dopiero po czterdziestu dniach na nowo wyjrzało z poza chmur słońce. Po  siedmiu dniach gołąb przyniósł Noemu gałązkę oliwną.
-Tato, ale  Pismo Święte mówi, że to Bóg  pomieszał języki Babilończykom?
- I owszem, tak pismo mówi. Musisz jednak synu  wiedzieć, że po latach, jeżeli nie udadzą się przemiany społeczne w Polsce kronikarz napisze, że Bóg zabrał zdolność Polakom trzeźwego myślenia i ludzie zamiast zjednoczyć się zaczęli wzajemnie się oskarżać, kłócić, kto jest lepszy, kto ma rację. Od tamtej pory  nikt z nikim nie potrafi się dogadać. Bóg pomieszał Polakom języki.
-Czy to, dlatego mówią o polskiej wieży Babel? Dlaczego to jedni drugich oskarżają?
-Widzisz, Rafałku, przed laty wszystkich Polaków jednoczył jeden cel. Dążyli, aby wyzwolić się od komunizmu, czyli ideologii, jaką nam narzucił Związek Radziecki, bardzo silne mocarstwo. Wszyscy dążyli w jednym kierunku, nikt  nie usiłował pokazywać, podkreślać swoich zasług. Każdy jednak starał się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej.  Tak powstał wielki ruch społeczny, który nazwano  „SOLIDARNOŚĆ”. Ludzi tego związku cechowała wzajemna  życzliwość, bezinteresowna, rzeczywiście solidarna, wzajemna pomoc. Ludzie byli tak silnie zjednoczeni, że tej jedności nie mogły zburzyć żadne siły. Stan wojenny, prześladowania przywódców związkowych nie tylko nie zburzył jedności, ale dodatkowo tę jedność umocnił. Jednocześnie dokonał niezwykle precyzyjnego podziału na ludzi o prawych charakterach, którzy umiłowali dobro i sprawiedliwość oraz na tych, którzy potrafią rządzić jedynie przy użyciu siły. Znakiem rozpoznawczym były dwa palce w kształcie litery „V” uniesione do góry. Na twarzach, mimo trudnych czasów malowała się pogoda i spokój. Szczególnym znakiem  był opornik wpięty do klapy marynarki lub bluzki. W tym zjednoczeniu Polaków była bardzo wielka moc, że nie było większej, która by tę jedność mogła rozbić.  System totalitarny rozpadł się jak bańka mydlana. 
Niektórym przywódcom wydało się, że oto dzięki ich zasługom została  wygrana wojna.  Była to wygrana  niestety tylko pierwsza bitwa. Prawdziwa wojna o Polskę dopiero się rozpoczynała.  Jednakże zachwyceni zwycięstwem przywódcy związkowych organizacji nie zauważyli, że stoją na początku dalekiej, trudnej drogi. Nie zauważyli, że nadciągają ciemne chmury.
Każdy z przywódców uważał siebie za lepszego od innych. Że to on wie najlepiej, co dla Polski jest dobre. Gromadził, więc wokół siebie osoby, które mieli podobne poglądy, aby  upominać się o prawa i przywileje dla siebie i swoich zwolenników.
Wszystkie grupy-partie potworzyły sobie programy działań, czyli zasady postępowań,  zachowań, według których  należy postępować. Ponadto do takiego postępowania nakłaniały nie tylko swoich członków,  ale również wszystkich pozostałych ludzi przekonując ich jednocześnie, że tylko ich sposób postępowania jest jedynie słuszny.
-Tato... a dlaczego ludzie nie słuchają?
- Widzisz synu, takich ugrupowań-partii  powstało wiele. W tym samym czasie każda z partii głosi,  co innego twierdząc, że jedynie ona ma  rację. Ludzie chcą słuchać, ale nie wiedzą, kogo. Jedni słuchają tego ugrupowania partyjnego, inni słuchają innego. Działacze partii nieustannie udowadniają swoje racje zwykle stosując zasadę pokazywania błędów innych, aby w te sposób zakamuflować wady własne. Wszyscy głoszą zasadę wolności, pluralizmu jednocześnie narzucają swój sposób bycia, postępowania, myślenia. Zwykle największe sukcesy osiągają ci, którzy potrafią najlepiej mówić, którzy mają do swojej dyspozycji środki przekazu
-Nic z tego nie rozumiem.
-Dopóki wszyscy Polacy nie zjednoczą się na nowo tak jak na początku, gdy powstał związek „Solidarność” nie będzie w Polsce jedności, będą rządzić w kraju ludzie, którym wcale nie zależy, aby Polakom powodziło się jak najlepiej, ale aby jak największy osiągnąć zysk, majątek dla siebie.
- A czy jest szansa, aby Polacy zjednoczyli się, co trzeba zrobić?
- Tak, jest tylko jedna możliwość, aby odbudować jedność w Polsce. O tym opowiem Tobie innym razem. Jest późno i trzeba iść spać.
- dobranoc Tatko na Latko. Nie zapomnij mi opowiedzieć jutro...

Chorzów 18 marzec 2001rok

JAN  MIEŃCIUK     








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz