Opowiedziana
Rufikowi Kocie Oczko - przyszłemu literacie.
Pewnego dnia przychodzi ze
szkoły Rafik i pyta:
- Tato, powiedz, co to
znaczy wieża Babel?
-Widzisz synu, dawno temu
nasi przodkowie próbowali wybudować bardzo wysoką wieżę, ale nie dali rady.
- Tato, mówią, że im języki
Bóg pomieszał, aby nie mogli porozumieć się ze sobą. Czy to prawda? Opowiedz,
dla czego tak się stało, że nie mogli dokończyć budowy?
- To nie Bóg im pomieszał
języki, ale sami sobie pomieszali, przez pychę.
- Tato, opowiedz, jak to
było?...
- W starożytnym
Babilonie pewnego dnia ludzie
dowiedzieli się, że im zagraża wielki potop. Zresztą widzieli Noego, który w
tym czasie właśnie rozpoczął ze swoimi synami budowę arki. Oczywiście głośno
szydzili, okazywali pogardę. Po cichu jednak rozważali, co by tu zrobić, aby
zabezpieczyć się przed przepowiadanym kataklizmem. W końcu uradzili, że wszyscy
mieszkańcy Babilonu wspólnymi siłami wybudują bardzo wysoką wieżę, która będzie
wznosić się ponad chmury i sięgać nieba. Ludzie w Babilonie byli bardzo
pracowici i zdolni.
Co uradzili,
postanowili doprowadzić do skutku.
Szybko zorganizowali się w grupy do wykonywania poszczególnych prac. Każdy z
Babilończyków wybierał taką grupę, w której potrafił najlepiej pracować.
Wkrótce powstały grupy, które specjalizowały się: jedna w przygotowywaniu gliny do wyrobu cegieł, druga do ich wypalania, inna do
wożenia materiałów na miejsce budowy, jeszcze inna do układania cegieł na
budowie. Ludzie chętnie i sprawnie pracowali. Wieża szybko zbliżała się swoim
szczytem do białych obłoków. W krótkim
czasie była widoczna z każdego miejsca w babilońskiej krainy jako
największa budowla.
W pewnym momencie jeden z murarzy zawołał do swoich współpracowników:
- wiecie, co, chłopcy? My to jesteśmy najlepsi.
Gdyby nie nasze mistrzowskie murowanie
wieża tak szybko by się nie wzniosła i nie była
taka okazała. Na nic by się zdało
przywiezienie najlepszych cegieł i piasku na zaprawy.
Prawdę gadasz Warszoł! Musimy, zatem żądać, aby nas
traktowano lepiej, wszak jesteśmy najlepsi. Aby naszych żądań usłuchano
stworzymy taki związek oraz wybierzemy jednego spośród nas, który jest
najbardziej wygadany, będzie on nas reprezentował. Tak abyśmy mogli budować
wieżę dalej. Najlepszy w gadaniu był
Warszoł. Nie szła mu wprawdzie najlepiej robota, ale w gadaniu był
niedościgniony, nikt go przegadać nie potrafił. Wybrali, więc Warszoła jako
swojego przedstawiciela do załatwiania różnych spraw.
Wiadomość o tym, że murarze
postanowili się wyróżnić i od innych
większą brać zapłatę szybko się rozeszła po innych grupach pracujących przy
budowie. Najbardziej oburzyli się na murarzy woźnicy, dostawcy budulca na miejsce
budowy. Byli to ludzie o bardzo wielkiej
sile, nie było nikogo, kto by mógł im dorównać siłą.
Aby wspólnie radzić zrobili jeden dzień
przerwy w wożeniu materiałów na szczyt wieży. Okazało się jednak, że każdy miał inne zdanie na ten temat a chciał
koniecznie podzielić się z przyjaciółmi. Naradę, więc przedłużyli jeszcze o dwa dni. Przez ten czas nikt nie jechał na wieżę z wózkami, ponieważ
nie było nikogo tak silnego, aby ciągnąć ciężkie wózki z towarem. Murarzom na
górze brakowało już nie tylko cegieł i zaprawy do budowy, ale zaczynało
brakować wody i żywności, którą też
wozili na górę woźnicy.
Na szczęście woźnicy po
trzech dniach skończyli radzić i wciągnęli na górę wieży taczki z cegłami,
zaprawą, wodą i żywnością.
W tym czasie, kiedy radzili
woźnicy wyrabiacze cegieł narobili tak duże ilości, że nie mieli gdzie
pomieścić. Zdziwieni, że nikt nie przychodzi po ich wyroby, wkrótce dowiedzieli
się, że tak murarze jak i woźnicy
żądają za swoją pracę o wiele większą zapłatę oraz dodatkowe przywileje. Do
tego, aby wymusić swoje żądania robią przerwy w pracy.
Oburzeni okropnie wyrabiacze
zawołali: co to ma znaczyć? Pan Gzyms,
mistrz wyrobników cegły zebrał wszystkich czeladników, do których przemówił: „-
gdyby nie nasza umiejętność wyrobu cegieł, stosowania odpowiednich recept
podczas mieszania gliny nigdy by nie
powstały takie odporne cegły i nie mieliby, co wozić woźnicy, ani czym murować
murarze. Czyż nie powinniśmy za nasze
umiejętności być lepiej wynagradzani”.
Dobrze mówisz, Panie
Gzymsie, zawołali czeladnicy zebrani wokół swojego mistrza. Wobec tego- zawołał
dumny ze swego przemówienia Pan Gzyms- teraz zażądamy, aby podwoili zapłatę za
naszą pracę albo przestaniemy wyrabiać cegły i zaprawę murarską.
Od tej pory wszyscy zaczęli
szczegółowo liczyć, kto ile zrobił cegieł. Nikt już nie dbał, aby robić dobre
cegły, wszyscy dążyli, aby ich było jak
najwięcej. Od tego ile, kto zrobił była naliczana zapłata. Ponadto musieli mieć
czas na liczenie. Podobnie postępowali murarze układający cegły na
wieży. Żeby jednak nie mylić się z liczeniem, w czym nie byli dobrzy,
zdecydowali zatrudnić buchaltera, który by za nich to robił. Buchalter musiał
być oczywiście dodatkowo opłacany. Wliczyli to, więc w koszty układania muru,
co znowu podniosło cenę ich roboty.
Nie byli również dłużni i
woźnicy, czyli dostawcy cegieł dla murarzy. postanowili wyliczyć, jaką
odległość musieli pokonywać każdego dnia podczas dowożenia materiałów. Również
i im nie szło najlepiej liczenie. Tak jak murarze wynajęli sobie buchaltera, co im
policzy, jaką odległość pokonali oraz jaką
winni otrzymać zapłatę.
Z każdym dniem jednak wyrobnicy robili cegły gorszej
jakości. Zapłata nie przychodziła na czas, więc dorabiali robiąc cegły dla tych, którzy płacili zaraz od ręki.
Woźnicy ładowali mniejsze taczki. Liczyli, bowiem nie ile zawiozą, ale ile
zrobią jazd.
Wkrótce murarze odkryli, że cegły, którymi teraz murują stały
się złej jakości, nie są tak równe jak
powinny być,ani nie są dobrze wypalone.
Wszędzie rosło wielkie
niezadowolenie. Powstawały waśnie, spory.
Tępo budowy najpierw bardzo zmalało a w wkrótce całkiem zamarło.
Niebawem nadciągnęły ciemne
chmury, zaczął padać ulewny deszcz.
Ludzie, którzy byli w pobliżu porzuciwszy wszystko, czym prędzej biegli na
wierzę. Wprawdzie nie zakończoną ale przecież bardzo wysoką. Byli już w połowie
wysokości wierzy a wszystko dookoła
zalewała woda, stała się nagle rzecz straszna. Otóż górne warstwy cegieł, które
były źle wyrobione i źle wypalone a też i ułożone niedbale zaczęły rozmakać i
kruszyć. Rozmoknięte cegły w postaci błota i gliny spłynęły w dół porywając za
sobą wszystkich ludzi, co próbowali na wierzy się schronić.
Deszcz na krótką chwilę
przestał padać Na wodach potopu
dryfowała arka, w oddali widniał rozmyty, stopniowo osuwający się wierzch
wieży. Po krótkiej przerwie deszcz znowu zaczął padać. Dopiero po czterdziestu
dniach na nowo wyjrzało z poza chmur słońce. Po
siedmiu dniach gołąb przyniósł Noemu gałązkę oliwną.
-Tato, ale Pismo Święte mówi, że to Bóg pomieszał języki Babilończykom?
- I owszem, tak pismo mówi.
Musisz jednak synu wiedzieć, że po
latach, jeżeli nie udadzą się przemiany społeczne w Polsce kronikarz napisze,
że Bóg zabrał zdolność Polakom trzeźwego myślenia i ludzie zamiast zjednoczyć
się zaczęli wzajemnie się oskarżać, kłócić, kto jest lepszy, kto ma rację. Od
tamtej pory nikt z nikim nie potrafi się
dogadać. Bóg pomieszał Polakom języki.
-Czy to, dlatego mówią o
polskiej wieży Babel? Dlaczego to jedni drugich oskarżają?
-Widzisz, Rafałku, przed
laty wszystkich Polaków jednoczył jeden cel. Dążyli, aby wyzwolić się od komunizmu,
czyli ideologii, jaką nam narzucił Związek Radziecki, bardzo silne mocarstwo.
Wszyscy dążyli w jednym kierunku, nikt
nie usiłował pokazywać, podkreślać swoich zasług. Każdy jednak starał
się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej.
Tak powstał wielki ruch społeczny, który nazwano „SOLIDARNOŚĆ”. Ludzi tego związku cechowała
wzajemna życzliwość, bezinteresowna,
rzeczywiście solidarna, wzajemna pomoc. Ludzie byli tak silnie zjednoczeni, że
tej jedności nie mogły zburzyć żadne siły. Stan wojenny, prześladowania
przywódców związkowych nie tylko nie zburzył jedności, ale dodatkowo tę jedność
umocnił. Jednocześnie dokonał niezwykle precyzyjnego podziału na ludzi o
prawych charakterach, którzy umiłowali dobro i sprawiedliwość oraz na tych,
którzy potrafią rządzić jedynie przy użyciu siły. Znakiem rozpoznawczym były
dwa palce w kształcie litery „V”
uniesione do góry. Na twarzach, mimo trudnych czasów malowała się pogoda i
spokój. Szczególnym znakiem był opornik
wpięty do klapy marynarki lub bluzki. W tym zjednoczeniu Polaków była bardzo
wielka moc, że nie było większej, która by tę jedność mogła rozbić. System totalitarny rozpadł się jak bańka
mydlana.
Niektórym przywódcom wydało
się, że oto dzięki ich zasługom została
wygrana wojna. Była to
wygrana niestety tylko pierwsza bitwa.
Prawdziwa wojna o Polskę dopiero się rozpoczynała. Jednakże zachwyceni zwycięstwem przywódcy
związkowych organizacji nie zauważyli, że stoją na początku dalekiej, trudnej
drogi. Nie zauważyli, że nadciągają ciemne chmury.
Każdy z przywódców uważał
siebie za lepszego od innych. Że to on wie najlepiej, co dla Polski jest dobre.
Gromadził, więc wokół siebie osoby, które mieli podobne poglądy, aby upominać się o prawa i przywileje dla siebie
i swoich zwolenników.
Wszystkie grupy-partie
potworzyły sobie programy działań, czyli zasady postępowań, zachowań, według których należy postępować. Ponadto do takiego
postępowania nakłaniały nie tylko swoich członków, ale również wszystkich pozostałych ludzi
przekonując ich jednocześnie, że tylko ich sposób postępowania jest jedynie
słuszny.
-Tato... a dlaczego ludzie
nie słuchają?
- Widzisz synu, takich
ugrupowań-partii powstało wiele. W tym
samym czasie każda z partii głosi, co
innego twierdząc, że jedynie ona ma rację.
Ludzie chcą słuchać, ale nie wiedzą, kogo. Jedni słuchają tego ugrupowania
partyjnego, inni słuchają innego. Działacze partii nieustannie udowadniają
swoje racje zwykle stosując zasadę pokazywania błędów innych, aby w te sposób
zakamuflować wady własne. Wszyscy głoszą zasadę wolności, pluralizmu
jednocześnie narzucają swój sposób bycia, postępowania, myślenia. Zwykle
największe sukcesy osiągają ci, którzy potrafią najlepiej mówić, którzy mają do
swojej dyspozycji środki przekazu
-Nic z tego nie rozumiem.
-Dopóki wszyscy Polacy nie
zjednoczą się na nowo tak jak na początku, gdy powstał związek „Solidarność”
nie będzie w Polsce jedności, będą rządzić w kraju ludzie, którym wcale nie
zależy, aby Polakom powodziło się jak najlepiej, ale aby jak największy
osiągnąć zysk, majątek dla siebie.
- A czy jest szansa, aby
Polacy zjednoczyli się, co trzeba zrobić?
- Tak, jest tylko jedna
możliwość, aby odbudować jedność w Polsce. O tym opowiem Tobie innym razem.
Jest późno i trzeba iść spać.
- dobranoc Tatko na Latko.
Nie zapomnij mi opowiedzieć jutro...
Chorzów 18 marzec
2001rok
JAN MIEŃCIUK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz