piątek, 22 lutego 2013

ŚLĄSKI KAPŁAN

..Synu, idź i bądź dobrym kapłanem.
ŚLĄSKI KAPŁAN W niedzielę 30 grudnia 2012 r. w kościele pod wezwaniem św. Floriana w Chorzowie świętowano 100. rocznicę urodzin śp. księdza Konrada Szwedy, niezłomnego prałata, więźnia Oświęcimia i Dachau, budowniczego miejscowej świątyni. Kościoła powstałego w regionie przemysłowym jako symbol, bo jego patron miał chronić opieką boską śląskich hutników i strażaków. Na tę jubileuszową okoliczność została wmurowana pamiątkowa tablica na ścianie kościoła, a przylegającą ulicę nazwano Jego imieniem.
Uroczystą Eucharystię wraz proboszczami chorzowskiego dekanatu koncelebrował ks. biskup. Józef Kupny. Homilię wygłosił ks. profesor Józef Kiedos - pierwszy ministrant w tejże parafii po jej otwarciu, potem uczeń i wychowanek w kapłaństwie ks. Konrada. Profesor przypomniał szereg faktów z życia śp. księdza, swojego pierwszego nauczyciela, którego życie było naznaczone wielkim trudem, cierpieniem i znakiem Krzyża. Ks. Prałat Konrad urodził się 31 grudnia 1912 r. jako dwunaste dziecko w rodzinie Szwedów. Tylko dzięki pomocy ówczesnego proboszcza z Rybnika i hojności jego parafian mógł kontynuować studia w seminarium w Krakowie. Oto zachowana scenka z tamtych lat: Przed wyjazdem do seminarium matka powiedziała: "- Cieszę się, ale cóż ci mogę dać? Nie mam majątku. Uklęknij synu, dam ci na drogę moje błogosławieństwo. Położyła ręce na jego głowę, uczyniła znak krzyża i rzekla: -synu, idź i bądź dobrym kapłanem."
Święcenia kapłańskie przyjął 25 czerwca 1939 r. z rąk biskupa Stanisława Adamskiego. Po wybuchu wojny już 3 września władze niemieckie wydały zakaz używania polskiego języka i śpiewu w kościołach oraz zawieszono działanie bractw i stowarzyszeń na Śląsku. Ksiądz Szweda, za nauczanie w języku polskim, został aresztowany przez gestapo i 18 grudnia 1940 r. trafił do Oświęcimia jako więzień nr 7669, skąd następnie został przewieziony do Dachau.
Przeżył gehennę tych kaźni i został wyzwolony przez aliantów. Odmówił emigracji do Francji oraz USA i po powrocie na Śląsk, jako gorliwy duszpasterz, bronił w czasach komunizmu wolności nauczania religii, jedności z kościołem, współpracował z kapłanami, trwał przy biskupie. Mimo wielokrotnych wezwań do Urzędu Bezpieczeństwa i upokarzających przesłuchań nie uległ szykanom i nie skapitulował. Zawsze twierdził, że kościół jest ponad tymi „rzeczywistościami”, no ma władzę od Boga i nikt jej nie może ograniczać czy niszczyć. Ksiądz-oświęcimiak nigdy nie dał się złamać, był zawsze z ludem, był oparciem i ostoją dla wielu osób, które za swoją postawę w czasach dyktatury komunistycznej - zwłaszcza tu, na Śląsku - byli szczególnie prześladowani.
Mianowany 17 stycznia 1957 r. proboszczem parafii św. Floriana miał za zadanie dokończyć rozpoczętą budowę kościoła, którą władze od wielu lat spowalniały metodą obstrukcji administracyjnej. Budowa kościoła rozpoczęta w 1949 r,. została wstrzymana w 1951 r. na poziomie krypty. Kościół był położony w najgorszym z możliwych miejsc- na zasypanym stawie, dwa metry poniżej poziomu płynącej w kolektorze rzeki Rawy..
Ks. Konrad Szweda dwoił się i troił. Kołatał do miejscowych władz. Wykorzystywał materiały z rozbiórek budowli uszkodzonych podczas wojny - parafianie często przywozili mu cegły na taczkach. W pracach pomagali wszyscy parafianie, zdarzało się, że ks. Konrad przychodził do piwiarni i prosił pijących o pomoc i - o dziwo - nikt Mu nie odmawiał. Wiedział bowiem, że kościół to nie tylko budowla świątyni, ale przede wszystkim ludzie, którzy maja serca otwarte na Boga i na drugiego człowieka. Angażował wszystkich parafian w życie wspólnoty, którą traktował jak jedną rodzinę. Jednocześnie chciał, aby całą swoją parafię „zarazić” śpiewem. Zdecydował więc założyć przykościelny chór, który po raz pierwszy wystąpił już 23 listopada 1959 r. podczas uroczystości poświęcenia ukończonego prezbiterium. Dyrygentem liczącej 26 osób grupy był organista Stanisław Czarnecki.
Drażniło to ówczesne władze. We wrześniu 1960 r. ksiądz został aresztowany pod (sfingowanym) zarzutem wręczenia łapówki. Według opowiadań świadków aresztowano go po kazaniu do młodzieży w sprawie obrony krzyży w szkołach. Powiedział z ambony: "Młodzieży! Nie daj sobie Boga wyrzucić ze szkoły !". I znowu, jak w czasie wojny, przesłuchania, poniżające prace, np. czyszczenie ubikacji etc. Kapłan pokornie wszystkie te szykany znosił. Dopiero dzięki interwencji Komitetu Oświęcimskiego 18 stycznia 1961 r. został uwolniony z aresztu.
Ks. proboszcz Konrad swoją postawą spowodował, że parafia bardzo okrzepła i stała się jakby jedną rodziną, a budowa kościoła, mimo owych przeszkód, została ukończona. Kościół konsekrowano 28 i 29 października 1961 r., uroczystości prowadził bp. Herbert Bednorz.
Proboszcz Szweda zadbał, żeby powstała najbardziej prężna grupa parafian, która swoją żarliwością wiary i postawą "zarażałaby" innych do trwania jak najbliżej Boga. Głosił płomienne kazania na mszach św. o idei franciszkańskiej, zachęcał do wstępowania do Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Należy zauważyć, że działo się to w czasie programowej laicyzacji społeczeństwa przez system komunistyczny. Tymczasem wspólnota franciszkańska dynamicznie rozwijała się, prawie każdego roku przybywało kilkanaście osób. Początkowo ksiądz osobiście prowadził kronikę FZŚ. Do tej przy św. Florianie jest jedna z najliczniejszych wspólnot tercjarzy oraz najbardziej prężny chór, który bardzo często daje koncerty w innych kościołach, nie tylko chorzowskich (np. w Piekarach Śląskich, w katowickich Panewnikach, brał udział w wielu prestiżowych festiwalach, m. in. w IV Międzynarodowym Festiwalu Pieśni Chóralnej w Ózd na Węgrzech w 2002 r.).
Po dwudziestu trzech latach proboszczowskiej posługi w chorzowskiej parafii św. Floriana 17 stycznia 1980 r. ks Konrad Szweda udał się na zasłużony odpoczynek. Nie potrafił jednak długo trwać w bezczynności na emeryturze. W następnym roku ponownie. udał się do biskupa i poprosił o włączenie go do czynnej pracy duszpasterskiej. Bp. Herbert Bednorz mianował go proboszczem parafii Matki Boskiej Różańcowej w Łaziskach Górnych. Przez osiem lat, choć nogi odmawiały mu już posłuszeństwa, dokonał tam renowacji kościoła i wybudował nowy Dom Katechetyczny. 28 lipca 1988 r. - na dzień przed przyznaną emeryturą - niespodziewanie zmarł. Pogrzeb odbył się 1 sierpnia 1988 r., został .pochowany na tamtejszym cmentarzu
Za czasów totalitaryzmu, tak hitlerowskiego jak i komunistycznego, życie człowieka się nie liczyło. Wielką sztuką było przetrwać to "piekło", nie odstąpić od krzyża, służyć Ojczyźnie tak, aby Polska była Polską. Ks. Prałat Konrad Szweda dokładnie spełnił życzenie Matki - był DOBRYM KAPŁANEM.
Trzeba było wiele lat, wielkich zmian - tak politycznych jak i społecznych - aby zasługi gorliwego kapłana zostały docenione. W doniosłej uroczystości wzięły udział rozmaite podmioty i osoby, m.in. władze miasta Chorzowa, posłanka na Sejm RP Maria Nowak (PiS), przybyła z pocztem sztandarowym.delegacja z rybnickiej Szkoły Podstawowej nr 15 im. Księdza Prałata Konrada Szwedy.
Z tej okazji zostało ponadto wznowione (w wersji uzupełnionej i poszerzonej) wcześniejsze wydanie książki z 1995 r. autorstwa ks. Józefa Kiedosa i ks. Antoniego Brzytwy pt. "Świadectwo śląskiego kapłana" o życiu księdza Konrada Szwedy.
Jan Mieńciuk
HOSPICJUM M
isją Hospicjum jest niesienie wszechstronnej pomocy choremu w terminalnym okresie choroby oraz jego rodzinie poprzez zjednoczenie ludzi dobrej woli i propagowanie idei hospicyjnej.
Początki chorzowskiego hospicjum były bardzo skromne - na początku lutego 1996r. przy parafii św. Jadwigi, u sióstr służebniczek po mszy św. wieczornej spotkała się zwołana przez Urszulę Siekocińską grupa ludzi dobrej woli, którzy stworzyli grupę założycielską Stowarzyszenie Opieki Hospicyjnej i Paliatywnej "HOSPICJUM". Grupa składała się z dwóch lekarzy, pielęgniarki i kilku osób nie mających nic wspólnego z medycyną, ale posiadających wielki zapał aby pomagać potrzebującym opieki. Na początku były to spotkania formacyjne, które odbywały się raz w miesiącu, polegały na szkoleniu w zakresie pielęgnacji chorego i opieki. Aby dobrze przygotować się do pełnienia obowiązków opieki paliatywnej nad chorymi dr Barbara Kopczyńska odwiedzała inne hospicja, korzystała z doświadczeń w prowadzeniu Hospicjum. Na początku członkowie zespołu opieki paliatywnej gościli w Domu Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo - Sióstr Szarytek przy parafii św. Jadwigi w Chorzowie, korzystali z ich telefonu kontaktowego. W międzyczasie szczególnie wielką pomoc okazał proboszcz śp. ks. kan. Henryk Markwica, użyczył pomieszczenia, w którym także spotykała się młodzież akademicka. Pierwszy pacjent w stanie terminalnym opieką hospicyjną został otoczony w maju, który w niedługim czasie odszedł do wieczności. Hospicjum cały czas funkcjonowało jako opieka domowa oraz poradnia opieki paliatywnej pod nazwą: Poradnia Konsultacyjna Leczenia Paliatywnego. Hospicjum stacjonarne powstało dopiero w 2005 r. Niektórzy bowiem pacjenci wymagali stałej opieki, a w domu z uwagi na rodzaj schorzeń nie było sprzyjających warunków, spowodowało to konieczność utworzenia hospicjum stacjonarnego. Obecnie obok podstawowej działalności opieki domowej i poradnianej jest możliwość przyjęcia szczególnie potrzebujących opieki pacjentów do "Hospicjum". Zasadniczo opieka terminalnie chorego odbywa się w domu, bo najlepszym miejscem dla chorego jest jego własny dom. Obecnie pod opieką domową znajduje się około 60 osób, opieka stacjonarna jest miejscem awaryjnym w sytuacji gdy pacjenci samotni wymagają nieustannej opieki w trudnych przypadkach. Pod stałą opieką jest 11 osób. Zawsze w niedzielę, święta oraz czwartki w świetlicy oddziałowej kapelan hospicyjny ks. dr Michał Orlik sprawuje mszę św. dla pacjentów hospicjum, personelu oraz wszystkich chętnych. Pacjenci, których stan zdrowia pozwala przychodzą do świetlicy, słabsze osoby pozostają w łóżkach, którym kapłan na maleńkiej łyżeczce poda kropelkę wina i okruszek Hostii, w którym mieści się cały Chrystus, Który da moc na drogę do Jego Królestwa. Zawsze drżałem i wciąż drżę dotykając ręki, której zaledwie wyczuwalny uścisk mówi wiele więcej niż wszystkie wypowiedziane słowa. Uważnie przypatruję się ich twarzy i ze zdumieniem odkrywam w nich niepowtarzalne piękno. Doświadczeni życiem, niejednokrotnie wielkim cierpieniem i bólem zostali oczyszczeni, pogodzeni z życiem i losem, na ich twarzach pokój - świadectwo wysłuchanej modlitwy wieczornej w brewiarzu: "Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn i Duch Święty

wtorek, 25 grudnia 2012

SYMPOZJUM

POKŁOSIE
W dniach 16 - 17 listopada 2012r. w Częstochowie, w Domu Jana Pawła II odbyło się XX Ogólnopolskie Sympozjum Duszpasterzy Katolickich Ośrodków i Wspólnot pomagających Ludziom Uzależnionym.
Otwarcia Sympozjum dokonał ks. bp prof. dr hab. Antoni Długosz. To już od 20 lat spotykają się uczestnicy Sympozjum, aby wymienić doświadczenia pracy w swoich ośrodkach, dokształcić się, aby móc lepiej pomagać osobom w wyzwoleniu się z uzależnień. "Nikt nie jest samotną wyspą" Jesteśmy istotami społecznymi, które z natury rzeczy dla prawidłowego rozwoju potrzebują kontaktów z drugą osobą. Niestety coraz więcej ludzi doświadcza samotności, osamotnienia - jest to bardzo częstą przyczyną popadania w różnego rodzaju uzależnienia - alkohol, narkotyki. Pierwszy prelegent - ks. dr Krzysztof Grzywocz omówił problem człowieka samotnego Samotność jest zjawiskiem wielowymiarowym, ma poniekąd dwa oblicza - negatywne powstałe na skutek przykrych doznań - smutek, niepokój, żal, agresja. Samotność ma również pozytywne cechy - prowadzi do zebrania, koncentracji myśli, eksperymentowania, badania zjawisk psychologicznych, bywa twórcza.
Człowiek nie może do końca przekazać swoich odczuć, przeżyć, potrzebuje drugiej osoby, osoby, która go może zrozumieć, która będzie jemu towarzyszyć. Jest rodzaj samotności fizycznej tzw. "chcianej" - pustelnicy, samotni podróżnicy - taka samotność pozwala na rozwój duchowy, intelektualny, natomiast niechciana prowadzi do samotności negatywnej tzw. osamotnienia. Każdy człowiek ten stan przeżywa inaczej - osamotnienie zasadniczo wynika z niewłaściwych kontaktów z innymi ludźmi, często prowadzi do wypaczeń, szczególnie samotność moralna która skutkuje brakiem sensu życia, której konsekwencją jest uzależnienia od narkotyków, alkoholizmu... Rozwijając dalej temat " Samotność jako przyczyna uzależnień" stwierdził, że "samotność"
z wyboru, czasem bywa bardzo twórcza. Natomiast osamotnienie spowodowane brakiem więzi w rodzinie szczególnie ludzi młodych często jest przyczyną szukania kontaktów, akceptacji w środowiskach patologicznych, sięgania po używki łącznie z narkotykami. Dr Karolina Kmiecik - Jusięga omówiła temat "Budowanie tożsamości grupowej osoby uzależnionej w kontekście problematyki samotności. Na przykładzie grupy młodzieży hipisowskiej, którą opiekuje się Salezjanin ks. Andrzej Szpak, Szpakowisko podała jako przykład grupy wspierającej". Zdefiniowała tożsamość jako "bycie kimś, kto zachowuje taką samą ciągłość i spójność w obrazie samego siebie". Kryzys tożsamości jest przerwaniem tożsamości w tym obrazie. Dla młodego człowieka często ważniejsze jest to co myślą o nas inni, niż co sami o sobie myślimy. Kiedy okazuje się, że inni inaczej nas oceniają niż my myślimy o sobie szukamy środowiska, środowiska gdzie będziemy doceniani, rozumiani- szukamy tożsamości grupowej. Tożsamość grupowa jest określana jako pochodna tożsamości osobistej, jako społeczna - za pomocą, której określamy siebie w zbiorowości innych ludzi, przyjmujemy zasady bycia w grupie, przyjmujemy normy tej grupy, społeczności. Jednak człowiek uzależniony, szczególnie od narkotyków ze swoją chorobą musi niestety zmagać się sam. Nie pomogą bowiem wysiłki najbardziej profesjonalnych terapeutów, jeżeli nie wyjdzie na przeciw, nie będzie współpracował. To ból samotności / osamotnienia, którego początków nie dostrzegają najbliżsi - rodzice, katecheci, szkoła jest powodem wielu uzależnień, szczególnie narkomanii. Podczas wywiadu w latach osiemdziesiątych ks. Andrzej Szpak postulował, aby w każdej parafii była przynajmniej jedna osoba, która zajmowałaby się osobami uzależnionymi - alkoholikami, narkomanami, młodzieżą trudną. Te osoby potrzebują więcej opieki, poświęcenia czasu niż pozostałe. Do tej pory, przez 30 lat nic się nie zmieniło. Zachodzi pilna konieczność, aby powstało stowarzyszenie, które spowoduje aby przynajmniej w niektórych parafiach był specjalista w dziedzinie resocjalizacji, który będzie wiedział jak pracować z osobami wymagającymi pomocy. Definicje samotności:
1. Stan deficytu, deprawacji, braku psychicznego, dyskomfort psychiczny z powodu braku prawidłowych relacji osobowych, która szuka bliskości, również bliskości fizycznej.
2. Względnie trwałe dyspozycje fizyczne, psychiczne czyli takie, które bardzo trudno zmienić, a które powodują stan izolacji społecznej, ale też izolację wewnętrzną - brak związku z samym sobą - nie akceptowanie siebie samego.
3. Zbiór różnych stanów psychicznych i zachowań społecznych, które powodują stan izolacji społecznej.
Należy zaznaczyć, że samotność nie pojawia się w żadnej klasyfikacji chorób i zaburzeń psychicznych, pojawiają się stany uzależnień, natomiast nie pojawia się samotność.
Tożsamość jest samotnością osoby uzależnionej
Kształtowanie tożsamości osoby uzależnionej najczęściej zaczyna się w dzieciństwie. Największy wpływ mają rodzice. Jeżeli relacje dziecka z rodzicami są pozytywne to nawet najgorsze zdarzenia w środowisku, poza domem nie będą miały większego znaczenia, nawet grupa destrukcyjna nie ma takiej siły, aby więzy rodzinne przerwać. Ciekawostką jest to, że samotność osoby uzależnionej zaczyna się nie tylko w dzieciństwie, ale czasem już w łonie matki, która nie potrafi wzbudzić pozytywnych uczuć i kochać swojego dziecka będącego jeszcze pod sercem. W tej sytuacji dziecko nie rozumie, ale odczuwa brak akceptacji matki, w konsekwencji już na samym początku jest samotne. Bardzo szkodliwe jest ograniczanie kontaktu fizycznego dzieciom szczególnie do 6 roku życia - kiedy kształtuje się ich świadomość. Dziecko nie przytulane, w przyszłości staje się samotnikiem. Drugą przyczyną mogą być postawy wychowawcze rodziców jak autokratyzm, despotyzm. Rodzice stawiają nieadekwatne dla rozwoju dziecka wymagania - są bardziej skłonni do karania za najmniejsze przewinienia, nie udzielania pochwał, nie mając zwyczaju nagradzania, częste poniżanie, używanie przymiotników jak: niezdarne, leniwe, głupie itd. wywołuje zupełnie odwrotny od zamierzonego skutek. W tych okolicznościach dom rodzinny niejednokrotnie staje się miejscem psychicznych tortur co powoduje, że osoba z każdym dniem staje się coraz bardziej samotna. Tożsamość dziecka uzależnionego kształtuje destrukcja rodziny, jak rozwód, separacja, którzy nie mogą dać właściwego wzoru, patologiczny stan życia rodziny. Samotność osoby uzależnionej charakteryzuje się w trzech wymiarach -
1. Psychologiczno-emocjonalny: osoba potrzebuje więcej uwagi niż otoczenie może dać, które nie potrafi rozpoznać potrzeby tej osoby.
2. Społeczny: przeżywanie izolacji, marginalizacji, nie identyfikuje się z jakąkolwiek grupą przeżywa samotność fizyczną czyli obiektywną. Może to być spowodowane nieśmiałością, brakiem poczucia własnej wartości, osoba wybiera styl życia w samotności, ogranicza, kontakty z innymi ludźmi.
3. Moralno- egzystencjonalny: brak identyfikacji z celami, wartościami życia, współżycia
z innymi ludźmi, polega na braku łączności z tym czym żyją inni. Niejednokrotnie młodzi, uzależnieni ludzie właśnie w dzieciństwie nie otrzymali od rodziców kręgosłupa moralnego. Powodowało to, że ich wartości, wiara były chwiejne. Nie umieli znaleźć celu, sensu swojego życia. Bardzo często właśnie te osoby, które w dzieciństwie nie otrzymały podstaw moralnych, czułości od rodziców przyjeżdżały i... dalej przyjeżdżają na tzw. "Szpakowisko" do ks. Andrzeja Szpaka. Właśnie dzięki jego postawie, u niego znajdowali oparcie. Ks. A. Szpak nie narzucał nikomu sposobu bycia, zachowania ale każdego akceptował, obdarzał szczerą przyjaźnią, serdecznością, miłością. Każdy, kto przebywał z ks. Andrzejem czuł się kochany. Szpakowisko - powstało na gruncie zlotów hipisowskich, które od początku miały charakter religijno-kulturowy. Do tej grupy mógł należeć każdy, nie było tu norm wartości, jest to bardzo różnorodna grupa, tworzy niezwykłą mozaikę osobowości - mają jedną wspólną cechę - potrzebują oparcia, ostoi. Tą ostoją jest ks. Szpak. Od 1977 r. Szpakowisko stało się systematycznymi, ekumenicznymi spotkaniami o charakterze religijno kulturowym, które przerodziły się w pielgrzymki, które prowadzi ks. Szpak. Pielgrzymka jest czymś pomiędzy zlotem a życiem w drodze. Najważniejszym celem Szpakowiska jest przyjacielskie spotkanie. Ks. Szpak będąc dla wielu ostoją przekazuje wartości swoim sposobem bycia, pośrednio kreuje tożsamość młodych ludzi. "Szpakowisko" istnieje już 35 lat, przez ten okres przewinęło się tysiące osób. Ludzie z zewnątrz zwykle dostrzegają zło, samowolę, negatywne zachowania młodzieży, nie dostrzegają innych wartości. Młodzież musi czuć się kochana, odczuć sacrum w grupie- trzeba aby młody człowiek był przekonany, że ideałem wszystkich religii jest Jezus - tylko wtedy możliwy jest prawidłowy rozwój. Połączenie strony duchowej i cielesnej jest niezmiernie ważne szczególnie w leczeniu uzależnień. W ośrodkach świeckich na ogół rzadko leczy się sferę duchową - leczenie pracą i modlitwą, gdzie główny nacisk jest skierowany na leczenie duchowe daje najbardziej pożądany skutek. Jednostki nieprzystosowane przyjmując tożsamość grupową maskują albo kompensują niedobór tożsamości osobistej, potrzebuje akceptacji grupy, utożsamiając się z grupą utożsamia się ze samym sobą. Sposoby wychowania pozytywnej tożsamości grupowej na przykładzie szpakowisk - grupy wsparcia, której członkowie mają podobne problemy, historie życia, spotykają się ze sobą, wzajemnie pomagają, udzielają na wzajem sobie wsparcia. Bardzo ważne jest sposób komunikowanie się między sobą w budowaniu tożsamości grupowej, czasem stosuje się zamiast imion pseudonimy. Innym sposobem budowania tożsamości grupowej jest mentalność grupowa - wspólne poszukiwanie wartości. Wartości są fundamentem do każdej wspólnoty. Najwięcej osób, które przyjeżdżają do ks. Andrzeja ma problem z niedostatkiem ojca. Tutaj - zostają w pełni zaakceptowani bez względu na to jak się zachowują. Zabierając głos Ks. Szpak przypomniał, że pierwszymi zlotami hipisów zaopiekował się ks. Kardynał Stefan Wyszyński. Ponieważ w tym czasie policja prześladowała hipisowskie grupy młodzieżowe, więc Kardynał spowodował, że pierwsze dwa zloty były organizowane na terenie klasztoru jasnogórskiego. W swoim wystąpieniu nie opowiadał, jak opiekował się młodzieżą, która garnęła się z całej Polski do tego kapłana - Ojca Salezjanina. Wszyscy wiedzą, że był dla nich rzeczywiście ojcem i matką, i bratem, i przyjacielem. Opowiedział natomiast o osobach, które przyczyniały się do rozwoju poziomu zlotów hipisowskich, m/in. odwiedzinach redaktorów wielu gazet, czasopism, którzy opisywali swoje doświadczenia z tych zlotów, niejednokrotnie powracali na spotkania z hipisami. Przypomniał jak prowadził jedną z pierwszych pielgrzymek młodzieży hipisowskiej z Warszawy do Częstochowy, gdy ówczesny przewodnik Pieszej Pielgrzymki Warszawskiej wyraził zgodę pod warunkiem, że młodzież hipisowska będzie szła o jeden dzień za pielgrzymką warszawską, na co nie było zgody od władz. Dzięki reżyserowi Mieczysławowi Siemińskiemu nie tylko odbyła się pielgrzymka, ale jeszcze został zrobiony ciekawy film o hipisach. Potem powstało jeszcze kilka krótkometrażowych filmów o tej młodzieży, również o różnych wyznaniach chrześcijańskich. Na uwagę zasługuje fakt, że wielu narkomanów, którzy przeszli pielgrzymkę z ks. Szpakiem wyzwoliło się z nałogu. Ciekawostką jest, że pielgrzymki hipisowskie także wymyślili sami hipisi.
Podczas zlotów hipisów msza św. odprawiana przez ks. Szpaka trwała około czterech godzin. Witając przybyłych na msze święta ksiądz każdego nazywał po imieniu. Nie było osób anonimowych, każdy tam czuł się zauważony. Zajmowało więc to sporo czasu. Tak samo kazanie ksiądz zaczynał mówić następnie uczestnicy zgromadzenia Eucharystycznego mówili nawzajem do siebie, a kapłan tylko nadzorował, pilnował aby nie było wypaczeń, nieprawidłowości teologicznych. Taka homilia czasem trwała około dwóch godzin. Również znak pokoju każdy przekazywał osobiście każdemu. To była wielka uczta, w której udział brali wszyscy. Dla osób, które nie mogły przyjąć konsekrowanej Eucharystii (żyjący w związkach nie sakramentalnych) na ołtarzu był położony bochen chleba, który ksiądz błogosławił i każdemu dawał ułomek. W tym środowisku nie było osoby, której nie przywitałby osobiście ks. Szpak. W zlotach brało udział wielu wybitnych osób, jak ks. Twardowski, Soyka.
Po wieczornej mszy św. w kaplicy jasnogórskiej młodzież hipisowska spotkała się z ks. Szpakiem w holu recepcji domu Jana Pawła, aby wspólnie pośpiewać ale przede wszystkim, aby być ze sobą. Wielu spośród nich przyjechało tylko ze względu na ks. Andrzeja. ( hm...ja też choć nie jestem hipisem, to w tym środowisku czuje się najlepiej. Tyle tam ciepła i serdeczności a przede wszystkim każdy jest sobą, nikt nie nakazuje manier poprawnych zachowań "poprawnych politycznie", jest wolność ale nie swawola). Największe szczęście to kochać i być kochanym - tego wieczoru ks. Andrzej Szpak był naprawdę szczęśliwy, był otoczony tymi, których kochał i którzy go kochali. Gdyby nie on wiele osób stoczyłoby się do przysłowiowego rynsztoka - dzięki niemu niektórzy założyli firmy, skończyli studia, ułożyli swoje życie, założyli rodziny, mają wspaniałe dzieci. Dalej są szpaczkami tulącymi się pod skrzydła Szpaka. A Szpak siedzi z gitarą na fotelu otoczony kochającym gronem i śpiewa: " Jezus to święciarz absolutny" - bo to Jezus świętuje, że tylu młodych ludzi wróciło na Jego Łono - ks. Szpak wykonał dobrą robotę W drugim dniu Sympozjum odbyły się warsztaty problemowe. Zapraszając do uczestnictwa ks. Szpak przypomniał słowa Ojca św. bł. Jana Pawła: "Kto wierzy nie jest samotny" Podczas ćwiczeń problemowych ks. Szpak. przedstawił jak przez wiarę, bliskość Boga młodzież zbuntowana, protestująca, hippisi wracali do Boga. W ramach ćwiczeń zostały poruszone tematy:
1. ćwiczenie - nasze najwcześniejsze doświadczenie samotności;
2. ćwiczenie - co może zwiększyć ryzyko samotności, negatywne i pozytywne skutki;
3. ćwiczenie - wiara lekiem na samotność
4. ćwiczenie - czy potrafię mówić o swojej samotności
5. ćwiczenie - medytacja obrazu Jezus w Ogrójcu
6. ćwiczenie - wzorem radzenia sobie z samotnością
7. ćwiczenie - rola duszpasterza w rozwijaniu wiary
8. ćwiczenie - psychodrama - rozmowa duszpasterza z osobą, która traci wiarę
Myśli wypowiedziane podczas warsztatów -
-Każdy z nas musi przejść śmierć w samotności. Będą wokół mnie ludzie ale życie, to moja indywidualna rzecz.
-Przyczyny samotności są fizyczne i duchowe.
-Nawracasz tym, czym żyjesz - same nauki niewiele mogą zrobić, uczynić jeżeli nie będzie świadectwa.
-Każdy autentyczny katolik jest prywatnym świadkiem wiary - według II Soboru Watykańskiego.
-Samotny to ktoś, kto mówi: - nie mam człowieka, to młodzież tak często mówi " nie mam człowieka /który by mnie zrozumiał/. Wielu młodych jest bardzo samotnych, samotny człowiek nie daje sobie rady.
-Najpiękniejsza praca - to praca nad sobą - pewnego dnia powiedział "Indianin" - narkoman.
-Nie wolno siedzieć z problemem w domu, trzeba koniecznie wyjść do ludzi, wprawdzie nie rozwiążą twego problemu, z którym trzeba samemu się zmierzyć ale ludzie pomogą zachować dystans, zobaczyć problem innej strony, z różnych stron. -Andrzej około 40 lat, niepijący alkoholik, do tej pory nie rozróżniał samotności od osamotnienia.
-Osamotnienie jest nie z własnego wyboru, samotność zawsze z wyboru - niejednokrotnie bywa bardzo twórcza.
-Kasia stwierdziła, że najważniejsza to jest rodzina. Tylko w rodzinie mogą wytworzyć się zdrowe relacje międzyludzkie.
-Możemy pomagać ludziom na wieloraki sposób ale aby pomoc była skuteczna musimy być "uzbrojeni wiarą" -stwierdził ks. Andrzej Szpak.

sobota, 3 listopada 2012

III FESTIWAL PIEŚNI SAKRALNEJ

To się dzieje obok
czyli
III FESTIWAL PIEŚNI SAKRALNEJ
We wtorkowy wieczór 30 października w Centrum Kultury Śląskiej w Świętochłowicach odbył się III Festiwal Pieśni Sakralnej - organizatorami byli C. K. Śl Świętochłowice oraz Parafia Rzymsko - Katolicka pw. św. Augustyna w Świętochłowicach-Lipinach. W konkursie wzięły udział ośrodki kultury, parafie i osoby prywatne z miejscowości: Ruda Śląska, Bytom, Chorzów, Zabrze, Katowice, Sosnowiec i Świętochłowice- w sumie zaprezentowało się 230 uczestników. Komisja w składzie : Przewodniczący – Ksiądz Proboszcz parafii św. Augustyna w Lipinach Bogdan Wieczorek członek komisji – Edward Kawka członek komisji – Wojciech Loska Nie lada problem mieli jurorzy w wyborze najlepszego zespołu. Nie znam się wprawdzie na ocenach śpiewu ale wszystkim bym dał I miejsce, bowiem ci młodzi artyści śpiewając pieśni na Bożą chwałę naprawdę gorąco się modlili - w śpiew włożyły cały swój kunszt, zdolności, całe swoje serce aby jak najpiękniej zaśpiewać Panu i dla ludzi. Bóg czyta serce, ludzie oceniają według ustalonych kryteriów. Ostatecznie komisja przyznała:
GRAND PRIX -Chór kameralny SANTARELLO z MDK w Katowicach W kategorii solista/duet
I m. Natalia Kaczmarczyk, Agnieszka Wsuł z OPP 4 przy Centrum Edukacji Twórczej w Zabrzu
II m. Agnieszka Budak z Miejskiego Klubu im. Jana Kiepury w Sosnowcu
III m. Kinga Stecuła z Bytomskiego Ogniska Artystycznego w Bytomiu
W kategorii zespół/schola:
I m. Zespół VOCE z OPP 4 przy Centrum Edukacji Twórczej w Zabrzu
II m. Zespół VENIMUS z Centrum Kultury Śląskiej w Świętochłowicach
III m. Wokalny Zespół Muzyki Rozrywkowej I TO SIĘ CENI z Miejskiego Klubu im. J. Kiepury w Sosnowcu
W kategorii zespół dziecięcy:
I m. Zespół NUTKI z Centrum Kultury Śląskiej w Świętochłowicach
II m. Zespół KIEPURKI z Miejskiego Klubu im. Jana Kiepury w Sosnowcu
III m. BEL CANTO z SP nr 45 w Bytomiu
W kategorii chór:
I m. nie przyznano
II m. Żeński Zespół Wokalny -niezrzeszony
III m. nie przyznano
W kategorii dyrygent:
I m. P. Iwona Bańska
II m. P. Katarzyna Kotyczka
III m. P. Justyna Kramorz
Koncert laureatów oraz wręczenie nagród odbędzie się 18 listopada o godz. 18 w Parafii św. Augustyna w Świętochłowicach-Lipinach. Ci, młodzi artyści naprawdę pieśnią oddają Bogu chwałę i radosny zachwyt wywołują w sercach słuchających. Na takie koncerty warto chodzić - tylko wzruszenie jak fala potężna oceanu ogarnia, serce rytm zmienia.
CZUŁOŚĆ JEST SIOSTRĄ MIŁOŚCI.
Centrum Afirmacji Życia przy Hospicjum w Chorzowie 26 października - ostatni piątek miesiąca wykładem "Obecność w czułość zamienić" -o kojącej roli spotkania dr. Katarzyny Gabryś rozpoczęło cykl comiesięcznych spotkań dotyczących dobrych relacji międzyludzkich. Dr Katarzyna, pedagog, współzałożycielka oraz szefowa od 30 lat- tj. od samego początku istnienia ochronki dla dzieci przy parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie Batorym. Najbardziej uzdrawiającą moc mają dobre relacje międzyludzkie. Szczególnie to jest ważne gdy spotykamy się z osobami chorymi. Czułość jest rodzajem obecności, która nie naruszając granic osobowości daje ciepło, poczucie bliskości, obecność. Autorka wykładu dokonała analizy właściwej interpretacji czułości, obecności - według definicji: czułość jest rodzajem przeżycia, wzruszenia drugą osobą, która wyraża się w trosce o osobę potrzebującej tej opieki. Jest delikatna, łagodna, uważna, która obdarowując nie narusza granic intymności a jednocześnie jest wrażliwa na jej potrzeby. Człowiek w cierpiący szczególnie odczuwa samotność - obecność drugiej osoby łagodzi ból, cierpienie. Czułość jest najbardziej delikatnym uczuciem, wymaga dojrzałości, bowiem likwiduje pancerz ochronny a odsłonięcie naraża na zranienie. Miłość, wzajemność, otwartość składają się na kojąca siłę, dającą poczucie bliskości, łagodzącą cierpienie, zmniejszają ból samotności. Najważniejsze aby między ludźmi było jak najwięcej miłości. Bez miłości samotność nie do zniesienia. Być dorosłym - to być czułym, być wrażliwym na kruchość drugiej osoby, która reaguje delikatną czułością. W spotkaniu z drugim człowiekiem największą czułość wywołują dzieci - ich bezradność, bezgraniczna ufność. Spotkanie z drugim człowiekiem oznacza doświadczenie jego obecności, jego twarzy. Doświadczenie twarzy drugiego człowieka - według Tisznera- odsłania jego prawdę, ale musi towarzyszyć odsłonięcie własnej twarzy. Wyraz twarzy mówi często o całym człowieku- dlatego twarz jest zdolna porwać, zachwycić. Na twarzy człowieka często jest naznaczona cała historia jego życia - wzloty i upadki- autorka wykładu mówi: "na twarzy człowieka przemija jego życie, jego piękno". Nie musi być wszystko jak najlepiej ale ważna jest by w spotkaniu z drugim człowiekiem było jak najwięcej miłości - daje to siłę i odwagę realizacji wartości. Czuła obecność w spotkaniu z osobą cierpiącą- relacja siły ze słabością, zdrowia z chorobą, kruchością, która cechuje nas wszystkich a tylko w danej chwili jest tak, że jesteśmy silniejsi, wyglądamy na zdrowszych choć niekoniecznie. tylko miłość ma siłę kojącą a nawet leczniczą. Czasem, gdy brakuje słów wystarczy dotyk, wystarczy być przy drugiej osobie. Droga którą idziemy przeszedł już Chrystus. Tak w cierpieniu jak i radości nie jesteśmy pierwsi- był przed nami Chrystus. Czułość jest siostrą miłości.
Tak nie wiele, nie wiele
wystarczy
dotyk twej źrenicy
jeden
słońca błysk
jesteś
jesteś
Miłości Bożej Dar

wtorek, 11 września 2012

LICZY SIE TYLKO MIŁOŚĆ

W słoneczny poniedziałkowy poranek 30 lipca br. w chorzowskim Sanktuarium Św
Floriana po porannej mszy św. ks. proboszcz Damian Gajdzik udzielił sakramentu małżeństwa wdowie Irenie z domu Zwolak, która w tym roku ukończy 67 lat i wdowcowi Wawrzyńcowi Grzesiukowi- emerytowanemu majorowi Wojska Polskiego, 78 rok życia. Oboje urodzili się w tej samej wsi - Stanisławce k/Zamościa Rodziny Zwolaków i Grzesiuków byli najbliższymi sąsiadami, we wszystkim sobie pomagali, łączyła ich wieloletnia serdeczna przyjaźń. Grzesiukowie mieli dwoje dzieci. Starszy syn Wawrzyniec - urodził się 22 listopada 1934r., po ukończeniu szkoły średniej oraz WSW jako podchorąży, potem oficer na zawsze związał się ze służbą wojskową. Irena Zwolak miała jeszcze dwóch starszych braci, jako najmłodszą córka, urodziła się już po II wojnie światowej - w 1945 r. W 1964 roku mając za ledwie 19 lat / w tamtych czasach było to całkiem naturalne/ wyszła za mąż za Euzebiusza, z którym przeżyła 25 lat, urodziła 2 córki Małgorzatę i Annę. Niestety na skutek ciężkiej choroby mąż w 1989r zmarł. Owdowiała Irena bez reszty poświęciła się opiece nad wnukami, których ma już sześcioro. Wawrzyniec ożenił się w 1957r., w ostatnim czasie służył w chorzowskiej jednostce wojskowej, w Ośrodku Szkolenia Specjalistów Wojsk Radiotechnicznych. W 1989 r. w stopniu majora odszedł na emeryturę. Żona Alina, z którą przeżył 56 lat po długotrwałej chorobie w 2011r. zmarła. Niedobrze, gdy w tym wieku człowiek nagle pozostaje sam. Pewnego dnia pojechał do rodzinnej miejscowości odwiedzić swoich rodziców, którzy już od dawna spoczywają w mogiłkach. Nie wypada majorowi okazywać wzruszenia ani łez ale to chwila była szczególna. Z zamyślenia wytrąciło delikatne położenie ręki na jego ramieniu. Widzisz- usłyszał cichy, łagodny głos - nasi rodzice leżą głowami zwróceni do siebie, jakby wciąż mają coś do powiedzenia sobie, zapewne to, co dobre nigdy się nie kończy - tylko nasze ziemskie istnienie ma początek i koniec - dodała. -Irena! Skąd tu się wzięłaś? - Widziałam Cię jak szedłeś przygarbiony, jakbyś dźwigał 100-kilogramowy ciężar. Często tu przychodzę, tu też mój mąż leży. Jestem wdową już od 25 lat. - Jak sobie radzisz? Nieśmiało zapytał. -Można się przyzwyczaić. Owszem, oszalałabym, gdyby nie córki, potem wnuki. Właściwie to oni wypełniali cały mój czas. Teraz ptaki odrosły, jedne wyleciały, następne już niedługo wylecą z gniazda w świat a ja coraz częściej zostaję sama w swoim domku. Do wszystkiego trzeba nabrać dystansu, starość nie musi być smutna, trzeba tylko pogody. Często powracam pamięcią do lat dziewczęcych. Gdy miałam 16 lat Ty już byłeś oficerem..., o! Jak ja ci zazdrościłam. Jak mi się śniłeś... Tak, pewnego razu śniłeś mi się, że jesteśmy z sobą... - Wiesz? najbardziej przerażają puste ściany mieszkania, gdy nie ma do kogo się odezwać. Dopóki chorowała, wszystko robiłem koło Aliny, teraz, kiedy odeszła, wszystko straciło sens. Tak brakuje choćby jednego słowa. Zawsze z każdej podróży wracałem jak tylko możliwe najszybciej do domu, bo tam ktoś na mnie czekał. W ostatnim czasie byłem zawsze blisko domu, wiedziałem, że jestem potrzebny, że muszę być przy Alinie. Teraz nikt nie czeka na mnie w domu, ale i nigdzie miejsca dla siebie znaleźć nie mogę. - Muszę już iść, córka czeka na mnie. Mam jej pomóc w przygotowaniu wnuka .... do wyjazdu na studia do Krakowa. Oto mój telefon, zadzwoń do mnie, będzie miło porozmawiać, podała kartkę z zapisanym numerem telefonu. Długo za nią patrzył jak oddalała się aż znikła za bramą cmentarza. Włożył kartkę do portfela, powoli poszedł na dworzec. Najbliższym pociągiem udał się do Krakowa. Już było po północy gdy dotarł do domu. To była chyba pierwsza noc, którą spokojnie przespał. Następnego dnia była już chyba dziesiąta gdy się obudził. Pierwszą czynnością jaką zrobił to wybrał numer telefonu otrzymany na kartce. Chciał powiedzieć tylko kilka słów, że zajechał do domu szczęśliwie, dobrze, że się spotkali. Rozmowa jednak przedłużyła się ponad godzinę. Teraz dzwonił każdego dnia. Mieli tak wiele do powiedzenia, że rozmowy zawsze trwały bardzo długo. Miesięczne rachunki za telefon teraz wynosiły tyle co kiedyś prawie za cały rok. Po ośmiu miesiącach rozmów- konferencji telefonicznych poprosił: - Ireno, proszę przyjedź do mnie, będzie nam lepiej być blisko siebie. - Dobrze-odpowiedziała - przyjadę i zostanę, ale mam tylko jeden warunek - musimy wziąć ślub. Lipcowe słońce w witrażach kościoła grało wszystkimi kolorami tęczy - Irena i Wawrzyniec składali przysięgę małżeńską mając ręce przewiązane stułą.
Jan Mieńciuk
PEREGRYNACJA
MATKI BOŻEJ JASNOGÓRSKIEJ
W OBRONIE ŻYCIA
Zwykle to ludzie pielgrzymują do sanktuariów Matki Bożej, aby zanieść swoje prośby, podziękowania. Tym razem Matka Boża Częstochowska ruszyła przez świat w wielką pielgrzymkę w obronie życia. Peregrynująca Ikona Częstochowska została 28 stycznia 2012r. przyłożona do oryginału i poświęcona na Jasnej Górze przez abpa Stanisława Nowaka, metropolitę częstochowskiego. W dniu 15 czerwca, po modlitwie w prawosławnym kościele we Władywostoku, Ikona stanęła nad brzegiem Oceanu Spokojnego. Tak Matka Boża rozpoczęła swoją wędrówkę ze Wschodu na Zachód, przez Kraj Usuryjski, Syberię. Podczas przejazdu przez Moskwę prawosławni obrońcy życia zorganizowali IV manifestację samochodową w obronie życia "Stop Aborcji". Na Białorusi, gościła w Mińsku w cerkwi prawosławnej p.w. św. Mikołaja Japońskiego, której proboszcz o. Paweł Serdiuk jest bardzo zaangażowany w obronę życia. Liderzy ruchów pro-life z Europy i Rosji utworzyli Międzynarodowy Komitet. Peregrynacja Ikony Częstochowskiej przez świat to wielki akt wiary i zawierzenia w Boże Miłosierdzie. W obronę życia zaangażowane są obecnie 23 kraje, które jednoczą się w obronie życia przeciw cywilizacji śmierci. Na Boże Narodzenie 2012 Ikona Częstochowska dotrze do Fatimy - blisko Oceanu Atlantyckiego. Od 2 sierpnia Ikona Matki Bożej Jasnogórskiej peregrynuje po Polsce. We czwartek 23 sierpnia o godz. 14:00 samochód "pro-live van", którym pielgrzymuje obecnie ikona, podjechał przed Bazylikę Piekarską. Po uroczystym wniesieniu obrazu do świątyni wszystkie stany złożyły hołd - poczynając od dzieci przedszkolnych. Matki powierzyły życie swoje i swoich dzieci Matce Jasnogórskiej : "-Matko matek módl się za nami". Ojcowie składając hołd Matce prosili o ukazanie głębokich, prawdziwych wartości, cel "dla którego warto poświęcać koleżeńskie spotkania przy kieliszku". W szczególny sposób prosili, aby swoim wstawiennictwem u Syna pomogła wiernie przekazywać skarb wiary, trwać na straży obrony życia. Zawierzając się opiece Matki Bożej kapłani przyrzekli wiernie stać na straży wartości, ewangelicznych, godności człowieka. Powierzyli ludzi pielgrzymujących do tego świętego miejsca. "-Oddajemy się Tobie Maryjo całkowicie w macierzyńską niewolę miłości, poświęcamy ci ciało i dusze nasze". Siostry zakonne powierzając się Matce prosiły
o wyjednanie gotowości bezwarunkowego poddania woli Jezusa Chrystusa. Wyznały, że tylko wtedy apostolska praca wyda owoce, kiedy będą wzorować się na niepokalanej czystości Serca Maryi. Uroczystą mszę świętą koncelebrował abp Damian Zimoń. Podczas homilii zwracając się do wiernych słowami: "-Kochani czciciele Matki Najświętszej" nawiązał do niedzieli 19 sierpnia czyli do stanowej pielgrzymki kobiet z całego regionu śląskiego, do przybycia tak matek z dziećmi jak i osób starszych. Pielgrzymka jest związana bezpośrednio z życiem - bo każda kobieta jest matką w sposób fizyczny albo duchowy. We współczesnym świecie trzeba nowych znaków, mocy. Matka Boża przybywa w obrazie Jasnogórskim by pogłębić temat życia, małżeństwa, rodziny w czasie gdy dookoła tyle zagrożeń początków życia - zabijanie nienarodzonych dzieci. Dzisiejsza Ewangelia mówi przypowieść o zaproszonych na ucztę, ma uświadomić nam, że każdy z nas zostanie wezwany na spotkanie z Panem twarzą w Twarz w Królestwie Bożym. Cała ludzkość kiedyś się zgromadzi przy powtórnym przyjściu Chrystusa. Aby znaleźć się na uczcie niebieskiej poucza już prorok starotestamentalny, że trzeba nowego serca i nowego ducha, którego dać tylko Pan Bóg może. "Pokropię was czystą wodą, abyście się stali czyści od wszelkiej zmazy, bożków". To się właśnie dokonuje przez peregrynację Obrazu Jasnogórskiego. Matka Najświętsza wyprasza nam tę łaskę dla rodziny ludzkiej, jednoczącej się Europy. Kiedyś zabroniono, aby obraz Jasnogórski peregrynował - w 60-tych latach został uwięziony, bo ludzie będący przy władzy bali się Matki Bożej. Ateizacja - to była walka z Bogiem, ale stracił na tym tylko człowiek. Obecnie człowiek jest szczególnie zagrożony przez ateizację. "...Hańbą współczesnej cywilizacji jest nie tylko terroryzm i konflikty zbrojne, ale także aborcje i eutanazja". Postawą każdego społeczeństwa jest rodzina - związek mężczyzny i kobiety ustanowiony przez Boga. Wymaga szacunku i obrony. Tylko w rodzinie człowiek jest zdolny do prawidłowego rozwoju. Peregrynacja kopii Częstochowskiej Ikony (nawiedzi 14 sanktuariów, 9 katedr razem 25 miejscowości) w Polsce zakończy się 26 sierpnia i zostanie przekazana czeskim obrońcom życia w Cieszynie. Nowego ducha i nowego serca nam potrzeba. Chrystus nam to przekazuje w tej Eucharystii, Siebie ofiarowuje Bogu Ojcu i pokazuje nam swoją Matkę Miłości i Sprawiedliwości Społecznej - powiedział arcybiskup.
Tekst i zdjęcia
Jan Mieńciuk
janekm2@tlen.pl