Sobota 17 sierpnia jest ponownie
pogodnym, może już nie upalnym ale bardzo ciepłym kejnym dniem lata. sanatorium Goczałkowice Zdrój odwiedziłem Danutę
Wencel, nauczycielkę i tłumaczkę książek z języka szwedzkiego . Czyste, jak
kryształ niebo jednoznacznie zaleciło, że nasze spotkanie winno być spacerem. Idziemy promenadą po parku zdrojowym. Zatrzymaliśmy się przy
pięknej fontannie w kształcie ryb tuż obok restauracji, zrobiliśmy kilka zdjęć.
Ponieważ po obiedzie Dana miała
zabiegi rehabilitacyjne trwające do wieczora, doradziła abym ten czas
wykorzystał na zwiedzenie niezwykłych ogrodów Kapias. Ze sanatorium do tych ogrodów idzie
się około 50 minut szeroką ulicą obok posesji również ozdobionych ogrodami. W
jednej z nich, obok domu w przybudówce
zrobiono gołębnik. Zapewne było ich dużo, bo na dachu budynku była spora
gromada gołębi pocztowych. Na przemian wlatywały i wylatywały z gołębnika.
Na bramie wejściowej napis:
"Witamy w ogrodach Kapias" . Tuż za bramą posadzone są rośliny, które
tworzą kompozycje kwiatowe. W tym
ogrodzie jest również sadzawka z kolorowymi rybkami. Dalej idzie się wyłażoną
drobnymi kamykami aleją osobliwych ogrodów wypełnionych niezwykłymi roślinami. Jest tutaj chatka wiejska,
gniazdo bocianie, studnia, szopa z narzędziami rolniczymi jeszcze w
latach 50-70 ubiegłego wieku będących
w użytku na wielu gospodarstwach.
Jest tu ogród zachodzącego słońca charakteryzujący się tym że rośliny i kwiaty
rozkwitają bardziej w porze wieczorowej. W ogrodzie "Zima" zgromadzono
rośliny zimowe, iglaste. Pod wiatą sanie
zaprzężone w renifery (wykonane z wikliny) i św. Mikołaj z plecakiem prezentów,
czeka na prawdziwą śnieżną zimę. Po
drugiej stronie ogród bajek, róż z
tysiącem kwiatów, jest tu i ogród japoński.
W tych „zielonych oazach” każdy kwiat, każda roślina jest inna. Labirynt
króla Minosa urządzony w tak ciekawy sposób, że po wejściu trzeba porządnie się
natrudzić aby znaleźć odpowiedni korytarz, którym można wyjść na drugą stronę
labiryntu. W ogrodach francuskich, każdy z nich jest przedzielony murem tworzącym
małe altanki. Wewnątrz kwiaty, ławki, lustra. Przechodniu przyjdź, usiądź a
odpoczniesz, ukoisz serce, odzyskasz nowe siły, radość życia ... Aby zobaczyć niezwykłość ogrodów trzeba
ładnych kilka godzin.
BÓG POTRZEBUJE CZŁOWIEKA
Urzeczony niezwykłym pięknem
ogrodów po prawie dwóch godzinach chodzenia alejkami, zrobieniu mnóstwa zdjęć
powędrowałem tą samą drogą. Słoneczne popołudnie, dookoła idealna cisza jakby
to nie było miasto ale wypoczynkowa osada, zatopiona w popołudniowym słońcu. Tylko
wiatr łagodnie muskał twarz. Minęła dopiero
godz.15, do pociągu miałem jeszcze prawie godzinę, więc nie chowałem
aparatu, jeszcze chciałem zrobić kilka zdjęć posesji, które mijałem. Nagle podeszło do mnie dwóch młodych facetów
20-25 lat. Proszą abym im dał 5 zł. bo potrzebują na piwo. Jeżeli nie dam zabiorą
mi aparat. Na ulicy w tym momencie nikogo nie było tylko co pewien czas
"przelatywały" samochody.
Wiedziałem, że nie mam szans na obronę, ponadto po niedawno przebytym zbiegu
urologicznym każde gwałtowne szarpnięcie mogło otworzyć jeszcze nie całkiem
zagojone rany. Nie mając innego wyjścia
wyjąłem portfel aby dać żądaną należność.
Gdy tylko wyjąłem portfel stojący naprzeciw mnie facet złapał za portfel
i zaczął szarpać. Ponieważ nie puszczałem przytrzymał drugą ręką przegub i wyrwał
całą portmonetkę. Kątem oka zobaczyłem, jak
drugi
zachodzi mnie od tyłu... W tym momencie zatrzymał się przejeżdżający
samochód, kierowca wyskoczył ze samochodu. Napastnicy z wyszarpaną portmonetką zaczęli uciekać . Jeden skręcił w wyglądającą na niezamieszkałą
posesję ,drugi w sąsiadującą ulicę.
Jednak w tym skromnym domu
mieszkała rodzina. Gdy napastnik to zauważył zaczął uciekać w odwrotnym
kierunku. Gospodyni tego domku krzyknęła: "- łapcie złodzieja bo ucieka
w waszym kierunku". Ponieważ wciąż miałem
aparat gotowy do robienia zdjęć , szybko
skierowałem obiektyw w kierunku biegnącego złodzieja i automatem zrobiłem dwa
zdjęcia.
Pan Jerzy S. z Bielska, który przypadkowo tą drogą jechał z żoną, widząc
napastników zatrzymał się. Teraz przypomniał abym szybko wezwał policję. Nie
wolno bowiem tolerować takich napadów i rozbojów. Policja przyjechała wciągu 10 minut. Pan Jerzy był do czasu aż radiowóz z policjantami nadjechał. Krótko złożył
relację z zajścia, podał nr kontaktowy telefonu i odjechał. Zabrałem się z
policjantami i pojechaliśmy szukać okolicznych miejsc gdzie mogliby być zbiegli
napastnicy. Po pewnym czasie na dworcu w
Goczałkowicach zauważyliśmy młodego człowieka czekającego na pociąg do Katowic.
To był ten sam człowiek, który przed kilkunastu minutami ze swoim kolegą dokonał
napaści na moją osobę w celu rabunkowym.
Było to możliwe dzięki szybkiej
informacji i współpracy poszczególnych komórek policji, której gorąco dziękuję
za zaangażowanie i profesjonalne działanie .
To, że zostałem ocalony przed
konsekwencjami napadu rabunkowego zawdzięczam tylko Panu Jerzemu, który widząc
zajście szybko zareagował i zatrzymał się.
Tyle się mówi o znieczulicy społecznej.
Tym razem trzeba powiedzieć, że są ludzie i jest ich z pewnością wielu, którzy w
sytuacjach szczególnej potrzeby drugiej osoby potrafią przyjść z pomocą, nie
bacząc na własne zagrożenie.
Jednym z nich, jest pan Jerzy. Gdyby
nie On ……
Jan Mieńciuk
Modlitwa poranna
nowy dzień
jestem
jestem
z Twojej woli
spełniony, szczęśliwy
postaw swoich aniołów
między mną a złem
jak w dni minione
Jan Mieńciuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz