Niedziela Wielkiej Nocy - 1
kwietnia 2018r. Rozpocząłem ten jedyny
dzień w roku
wezwaniem: JEZU CHRYSTUSIE ZMARTWYCHWSTAŁY! TERAZ TY DZIAŁAJ.
wezwaniem: JEZU CHRYSTUSIE ZMARTWYCHWSTAŁY! TERAZ TY DZIAŁAJ.
Ten dzień trwa, zmieniają się
tylko pory wyznaczone mniejszą wskazówką zegarka. Tak nasze życie zmienia się z biegiem doświadczeń, lat. Jest wielka cisza. Po wielkiej, zwycięskiej bitwie Chrystusa o zbawienie świata – błoga cisza trwa. Powracam wspomnieniami do kraju
mojego dzieciństwa - Wileńszczyzny. Wieszcz Adam Mickiewicz napisał: „On zawsze zostanie/ święty i czysty / jak pierwsze
kochanie.
Do Wielkanocy przygotowywano się
przez cały okres postu. W tym czasie w niektórych rodzinach wcale nie jedzono mięsa. W środy i piątki nie jedzono nawet masła i
mleka. W Wielkim Tygodniu tylko chleb i
wodę. Mama z ojcem modlili się po polsku. Rozmawiali z takim miejscowym narzeczem - trochę polskich słów, trochę białoruskich. Do najbliższego kościoła było
ponad 50 km .
Więc, aby poświęcić potrawy trzeba było aż dwóch dni. Wszyscy mieszkańcy wsi przynosili przygotowane na ogół wędliny
domowej roboty i jajka malowane już w czwartek
do jednej osoby - często to był mój ojciec, który następnego dnia, w piątek rano jechał do Lebiediewa poświęcić. Ze „święconkami” zwykle wracał w sobotę przed południem. Do tego czasu było przygotowywane wszystkie
potrawy. Nic bowiem nie kupowało się - z wyjątkiem cukru i to nie zawsze.
Na okres świąteczny cały obrządek
dla bydła był przygotowany tak aby w święta przynieść już gotową porcję ze stodoły. Popołudnie
Wielkiej Soboty były kąpiele i mycie, przebieranie pościeli. Bez względu jak niedawno była pościel zmieniana, tej soboty musiała
być założona nowa, wykrochmalona, wymaglowana. Wieczorem zasiadano do wspólnej modlitwy. Przy lampie naftowej ojciec czytał rozważania Męki Pańskiej. Nie wszystko
rozumiałem, ale czułem, że to jest coś bardzo ważnego. Pierwszej modlitwy – „Ojcze nasz” uczyła mnie mama. Zawsze odmawiałem razem z śp. mamą. Nie wszystkie słowa wypowiadałem poprawnie po polsku. Dziś ze łzą wspominam i odkrywam – jak wielki to był DAR.
Wielkanoc – w języku białoruskim
– WIALIKDZIEŃ - Wielki Dzień. Na
śniadanie koniecznie trzeba odświętnie, jak najładniej się ubrać. To nic, że nie było
żadnych gości, nawet brat był w tym czasie w wojsku.
Wszyscy odświętnie ubrani zasiadali do wykwintnie przygotowanego stołu. Ojciec rozpoczynał modlitwę intonując pieśń: „-Wesoły nam dziś dzień nastał”. Dzieliliśmy się jajkiem i
chlebem... Dopiero dziś uświadamiam sobie, ile w tym było miłości. Od stołu nie można było odchodzić aż do zakończenia
śniadania. Co było rozpoczęte, a nie zjedzone zbierało się dla trzody chlewnej. Nic nie mogło się
zmarnować, nawet okruszyny chleba. Przez cały dzień
nie wolno było nic robić, nawet patyka strugać, tylko czytać książkę. Jedyna obowiązkowa robota to obrządek trzody chlewnej już przygotowanym obrokiem. Mieszkaliśmy na kolonii, do najbliższego sąsiada
około 2 kilometrów .
Przed wkroczeniem Armii Czerwonej posiadaliśmy 40 ha ziemi. Każdy rolnik budował swój Dom w centrum swojej posiadłości.
Po zajęciu przez Związek
Radziecki zostawili nam 100 arów. Wszystko zabrali do kołchozu.
Miałem 7 lat. To były trudne czasy, a jednak wspominam z największą nostalgią. „ Kraj lat
dziecinnych...”. Dziś Bogu dziękuję za ten czas. Wiem, że to nie był czas stracony.
Niejednokrotnie to co jest szczególnie trudne staje się wielką łaską -DAREM.
Trzeba tylko pozwolić, aby Chrystus Zmartwychwstały działał.
Życzyć bliźniemu DOBRA I POKOJU.
BŁOGOSŁAWI POKOJEM I MIŁOŚCIĄ
NIECH ZWYCIĘŻA
W NASZYCH SERCACH
TYLKO MIŁOŚĆ
MA SENS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz