Poniedziałek Wielkanocny, 2 kwietnia 2018 r. Dzisiejszy
dzień – spacer po śląskim parku. Pogoda słoneczna Dorze robi się zdjęcia. W
takich dniach pamięcią powracam do, kraju mojego dzieciństwa. Tak, drugi Dzień
Wielkanocy był najbardziej radosny dzień mojego dzieciństwa. Mogłem iść, czy
biec gdzie tylko chciałem. Trzeba tylko powiedzieć ojcu gdzie pójdę. Najbliższy
sąsiad mieszkał około dwóch kilometrów. Tego dnia gromadziliśmy się w grupę i przychodziliśmy
się do gospodarzy z okolic z życzeniami, aby w gospodarstwie się szczęściło. Gdy
się przychodziło do czyjegoś domu koniecznie trzeba było powiedzieć: – Chrystus
Zmartwychwstał! Gospodarz odpowiadał: - Prawdziwie powstał! Zawsze mówiło się
krótki wierszyk, jak np. „Jestem żaczek/ boży robaczek z Wialikim Dniom winszuję...”. Gospodarze zwykle obdarowywali dzieci
jajkiem, czasem cukierkami. Potem było stukanie się jajkami- czyja skorupka
mocniejsza, wygrywał, w nagrodę otrzymywał jajko z pękniętą skorupką. Niektórzy
chłopcy przynosili po kilkanaście jajek. Pod wieczór zbierali się młodzieńcy i
starsi mężczyźni w grupę i tak samo przychodzili do domów gospodarzy, jako tzw.
„wałaczeuniki”(włóczęgi) koniecznie pod oknem śpiewali pieśni wielkanocne – zawsze
zaczynali- „Wesoły nam dziś dzień nastał...”. Gospodarze czyś ugaszczali, obdarowywali
jajkami, czasem wędlinami. W tych okolicach dużo prawosławnych, ale to nie
czyniło różnicy. Prawosławni również
gościli serdecznie. W święta prawosławne zapraszali katolików w gościnę do
siebie. Wtedy mówiło się: „Christos Wosskres”.
Życie w kołchozach było bardzo trudne. Trud jednakowo
dźwigali tak prawosławni jak i katolicy. Starali się wzajemnie sobie pomagać. To
pomagało przetrwać trudne dni stlinowsczyzny, chruszczowczyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz