poniedziałek, 12 sierpnia 2013

KRONIKI ŚLĄSKIE 15


KRONIKI ŚLĄSKIE 15 
czyli kartki z kalendarza

Wtorek 21 maja - restauracji "Skałaka"  wieczorne spotkanie z jednym z najbardziej wybitnych poetów, kapłanem, profesorem nauk teologicznych, pracownikiem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego ks. Jerzym  Szymikiem. Spotkanie z ks. profesorem
 i poetą poprowadził Mirosław Badura- również poeta, które obok czytanych wierszy było dialogiem o poezji, twórczości, ona jakby egzystuje wśród nas, dotyka codziennych spraw.  Spotkanie  urozmaicili śpiewem i grą na gitarach Michał Pastuchow i Paweł Banik, między innymi utwory ks. Jerzego.
Witając licznie zgromadzonych słuchaczy ksiądz przypomniał, że był tutaj przed trzydziestu laty kiedy posługiwał jako wikary w kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie Batorym (dekanat świętochłowicki).  Opowiedział niezwykłą historię o swojej babci Luizie, która będąc chorą na gruźlicę po zajściu w ciążę zaprzestała przyjmowania lekarstw aby urodzić zdrowe dziecko mimo ostrzeżenia lekarza, że nie przeżyje  wysiłku związanego  z donoszeniem ciąży i porodem. 23 czerwca 1931r. urodziła się córeczka, którą ochrzczono jako Salomea. Jest matką ks. Jerzego. Babcia księdza zaraziła się gruźlicą opiekując się chorą koleżanką w końcu lat 20 ubiegłego wieku (w owym czasie ta choroba była nieuleczalna). Miała 26 lat kiedy umierała. Z wielkich ofiar zawsze rodzi się wielkie, potężne dobro. Mówiąc o Śląsku stwierdził, że obecnie ten temat został strasznie się upolityczniony. Ta przestrzeń jest jakby podminowana. -Szkoda, ale nie mogę swobodnie poruszać się w tej przestrzeni- powiedział ksiądz gość.
Bóg Jest Miłością- powiedział Mirosław wracając się do ks. Jerzego - miłości nie da się przetłumaczyć na traktat, zasady schematy bycia, miłość bowiem stroni od średnich temperatur i od właściwego miejsca, jest szalona, niebezpieczna, jedyna. Tryska jakby ropa- krew z wnętrza Boga, z Jego ran. Miłość jest zadana każdemu z nas. Jak księdzu udaje się w tej, szarej codzienności gdzie miłość często jest kojarzona raczej z towarem na sprzedaż niż z kościołem - łączyć Boga i miłość w poezji? 
 

- Temat bardzo ważny.  W swoim życiu doświadczyłem dużo miłości poczynając od babci, która oddała życie za moją matkę a tym samym za mnie. Mogła przecież uratować swoje życie nie pozwalając na zajście w ciążę bądź poranienie. Z badań wynika, że z tego pokolenia co trzecia, czwarta polka dokonała aborcji. Ktokolwiek żył w promieniowaniu tego rodzaju zbrodni, jego miłość pozostaje zraniona do samej śmierci. Miałem ogromne szczęście, że byłem kochany przez moich bliskich, to nie jest żadna moja zasługa- wyznał. Obecnie pewnym rodzajem bezpieczeństwa wewnętrznego, pokoju jako ksiądz mogę obdarzać innych. To jest dar, który otrzymałem, który nie jest jakąś moją zasługą, on został mi dany. Jestem winien przekazywania. Gdy człowiek jest świadomy, że jest kochany, jest wewnętrznie spokojny. Nie ma niczego ważniejszego w życiu niż miłość, dla każdego człowieka, bez względu na wiek, na pochodzenie, stan, powołanie. Tak mężczyzna jak i kobieta poziom gęstości(wartości) życia tym mierzy- żeby mógł kochać i żeby był kochany. Kiedyś ks. Jan Twardowski powiedział: "Jak człowiek zapomina, że najpierw należy do Boga a potem do człowieka, to potem już są ze wszystkim kłopoty".  Ta właśnie zasada rządzi miłością w najwyższym stopniu. Kiedy nasze serce jest skierowane we właściwą stronę to wszystkie inne relacje stają się cudowne, pożyteczne.
Słowo stało się ciałem -  W religiach przed narodzeniem Chrystusa relacja pomiędzy człowiekiem, pomyślnością jego losu a religią były proste, to znaczy - komu Bóg błogosławił, ten był zdrowy, powodziło mu się. Przeklęty był niewolnikiem, chorym, krótko żyjącym wygnańcem. Natomiast wcielenie Jezusa Chrystusa poddało nasze życie błogosławionej komplikacji. Przesłanie, które Chrystus miał dla nas po dziś dzień nazywa się DOBRĄ NOWINĄ - to znaczy, że ani niewola, żadne choroby, niedole, poronienia, ani jakakolwiek życiowa klęska nie są odrzuceniem od Boga. Okazuje się, że ludzkie życie można wygrać  w paradoksalny sposób, nieznany przed Chrystusem. Nie ma bowiem takiego grzechu, klęski gdzie człowiek nie byłoby do uratowania. To się nazywa błogosławioną komplikacją. Każdy z nas ma szansę, każdy jest kochany- to jest istota chrześcijaństwa.

Środa 22 maja - nareszcie sprzyjająca pogoda aby z synem Pawłem wyskoczyć na krótką wędrówkę po górach. Najbliżej oczywiście w Beskid Śląski.  Juz o 10 wyruszamy ze Szczyrku na Klimczok. Po drodze koniecznie nawiedzić  Sanktuarium Matki Bożej Królowej Polski "Na Górce" (670 m n.p.m.) przy szlaku turystycznym ze Szczyrku na Klimczok (1117 m n.p.m.). Obok Sanktuarium znajduje się kapliczka z drzewem buku na tle którego 25 lipca 1894r. 12 letniej Juliannie ukazała się  Matka Boża - Piękna Pani. Zatrzymujemy się na chwilę modlitwy w pięknym Sanktuarium.  Za kościołem  jest źródełko z uzdrawiającą wodą. Po napiciu się orzeźwiającej, zdrowej wody, napełniamy butelkę po cocacoli -wierzymy, że uzdrowi z naszych chorób, słabości. Idziemy dalej. Klimczok jest najpopularniejszym szczytem w tej części Beskidu Śląskiego. Dożo turystów, szczególnie młodzieży z klas szkół podstawowych, gimnazjalnych. Mijając się mówimy do siebie dzień dobry, bo na szlaku górskim turyści zawsze się pozdrawiają. To nic, że pozdrowienie trzeba powtórzyć kilkanaście razy, bo szła bardzo duża grupa młodzieży, ale warto, tyle radości na ich twarzach. Ciekawostką było spotkać na szlaku "turystę" ciągnącego za sobą walizkę na kółkach. Szlak z Klimczoka do Szyndzielni po kamieniach, trochę z górki. Temu turyście natomiast cały czas pod górkę. Przydałyby się większe kółka do  tej walizy.

Niedziela 19 maja- Uroczystość Zesłania Ducha świętego- W  Archidiecezji katowickiej VI Metropolitalne Święto rodziny. Szczególnie uroczyście świętuje  chorzowska Parafia św. Jadwigi. Na wszystkich mszach świętych uroczyste odnowienie przyrzeczeń małżeńskich. Po południu organizuje się festyn rodzinny. Jest scena koncertowa, kiełbaski z rożna, ciastka, kawa, herbata. Szczególną uwagę poświęca się dzieciom. Organizowane są gry, konkursy wiedzy, malowania. Starsi mają możliwość odpoczynku na ławkach w ogrodzie biblijnym, który w ubiegłym roku wybudował ks. proboszcz Emanuel Pietryga. Wyjątkowo dużo przybyło dziś gości
Festyn  rodzinny rozpoczęła Młodzieżowa  Orkiestra Dęta, która istnieje dopiero od dwóch lat przy parafii św. Floriana, a która pod dyrekcją Stanisława Skrabla wspaniale się rozwinęła i daje piękne koncerty wzbudzając zachwyt wśród słuchaczy.
Uroczystość rodzinnego świętowania zaszczycił swoją obecnością ks. Abp senior Damian Zimoń -emerytowany metropolita katowicki, który po koncercie wspaniałej, młodzieżowej orkiestry, o godz. 15 przeszedł do ogrodu aby pobłogosławić i poświęcić ten piękny ogród. Niechaj każdy w tym ogrodzie błogiego dozna  odpoczynku,  zregeneruje swoje siły.



Jan Mieńciuk








                                                              Wiersze ks. JERZEGO  SZYMIKA




* * * (Kochać)
Ojcu


Kochać
znaczyło najpierw
pisać na skrawkach papieru:
"Lilko, najdroższa,
nie mogę uwierzyć,
 że urodzi nam się syn".

Kochać
znaczyło potem
pisać w małych notesach:
"naprawić rynnę,
pomalować płot,
kupić kurczęta".

Kochać
znaczyło jeszcze później
wyciągać zabandażowane ręce
wołać "Słoneczko!"
 i pytać "dlaczego?"

Kochać
znaczy teraz
doczekać się ciszy,
w której
już tylko
Miłość


















Eva Cassidy

     Witkowi W.

 Zmarła na raka krtani kilka lat temu.
 Witek przysłał mi jej płytę na początku
 czerwca. Obaj płakaliśmy, słuchając jej
 gitary i modulacji głosu; jeden w Sewilli,
 drugi w Lublinie. Dwaj księża rzymskokatoliccy.

 Ale na samym dnie łez nasz płacz dotyczył Śląska.
 Płakaliśmy za jego szorstkością słynną, za naszym
 utraconym Wszystkim. W Sewilli i w Lublinie.
 Bywają chwile, o których się nie śni twardzielom.
 Bywają chwile, które tylko szloch unieśmiertelnia:

 wzruszenie nocne nad stronicą Hrabala;
 aksamit jej głosu, rzadko, w słuchawce;
 jaśniejąca delikatnie w stronę różu ciemność nieba czerwcowym świtem
 (Boże, Boże, Boże - móc to widzieć i zapamiętać...);
 piąty utwór na płycie Evy Cassidy;

 miłość życia.

 Jest od Boga. Na pewno



























Dziewczynka w żółtych rajstopach, w śląskim kościele

 Nie widziałem jej nigdy wcześniej ani później,
 tylko wówczas, ten jeden jedyny raz: w sobotę, 8 września, między
 12.00 a 13.00, na mszy w pszowskiej bazylice. Siedziała w pierwszej ławce.
 Rajstopy żółte, w ładnym odcieniu (między cytryną a kanarkiem),
 szczupłe nogi, seledynowa minispódniczka, czarne lakierki,
 brązowy kapelusik. Filuterne błyski w kącikach ust.
 Miała jakieś dziesięć lat i braciszka pod opieką.

 Nie umiałem oderwać od niej myśli. Wyobrażałem ją sobie za trzy
 lata, za trzynaście, trzydzieści, trzysta. Jak przemienia się w gazelę,
 w upragnioną, w rodzącą, w odchodzącą. W proch. W anioła.
 Widziałem jej portret w siatce zmarszczek i pajęczyn,
 pod warstwą emalii na przecięciu ramion
 nagrobnego krzyża.

 Nie przypuszczała zapewne, że moje trudności z płynnym odprawianiem
 mszy płyną z jej powodu. Wszystko jest w jej życiu możliwe, myślałem z trwogą i zachwytem:
obcięta pierś, syn alkoholik, chwile szczęścia o świcie,
 w czerwcu, w ogrodzie. Pożywałem Ciało, piłem Krew do ostatniej kropli.
 Rozumiałem, wierzyłem, że wszystko w niej jest objęte, wybaczone, święte.

 I olśnienie, kiedy czyściłem kielich, kiedy wertowałem mszał:
 najpiękniejsze, co mogło się przydarzyć tej ziemi, to chrześcijaństwo.

     Pszów, 9 września 2001 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz