czwartek, 26 września 2024

WIEŻA BABEL

 


JEDNO Z OPOWIADAŃ NA DOBRANOC- WYDOBYTE Z ARCHIWUM, 2001r. 


Jan Mieńciuk

Historia wieży Babel


Opowiedziana Rafałkowi Kocie Oczko — przyszłemu literatowi.


Pewnego dnia Rafałek wraca ze szkoły i pyta:

— Tato, powiedz, co to znaczy wieża Babel?


— Widzisz, synu, dawno temu nasi przodkowie próbowali wybudować bardzo wysoką wieżę, ale nie udało im się.


— Tato, mówią, że Bóg pomieszał im języki, żeby nie mogli się porozumieć. Czy to prawda? Opowiedz, dlaczego nie mogli dokończyć budowy?


— To nie Bóg pomieszał im języki, synu. Ludzie sami sobie to zrobili, przez pychę.


— Tato, opowiedz, jak to było?


— W starożytnym Babilonie pewnego dnia ludzie dowiedzieli się, że grozi im wielki potop. Widzieli Noego, który właśnie rozpoczął budowę arki ze swoimi synami. Głośno szydzili z niego, okazywali pogardę, ale w skrytości zastanawiali się, jak zabezpieczyć się przed przepowiadanym kataklizmem. W końcu uzgodnili, że wszyscy mieszkańcy Babilonu wspólnymi siłami wybudują bardzo wysoką wieżę, która sięgnie nieba. Babilończycy byli pracowici i zdolni, więc szybko zorganizowali się w grupy odpowiedzialne za różne etapy prac.


Jedna grupa zajęła się przygotowywaniem gliny na cegły, inna ich wypalaniem, kolejna transportem materiałów na budowę, a jeszcze inna układaniem cegieł. Wszyscy chętnie pracowali, a wieża szybko rosła i wkrótce była widoczna z każdego miejsca w Babilonie jako największa budowla.


Pewnego dnia jeden z murarzy, Warszoł, zawołał:

— Wiecie co, chłopcy? My to jesteśmy najlepsi! Gdyby nie nasze mistrzowskie murowanie, wieża nie wzniosłaby się tak wysoko i nie byłaby taka wspaniała. Na nic zdałyby się najlepsze cegły i piasek, gdyby nie nasza praca.


— Prawdę mówisz, Warszoł! Powinniśmy być lepiej traktowani, skoro jesteśmy najlepsi — przytaknęli inni murarze.


Zdecydowali więc założyć związek i wybrali Warszoła, mistrza gadki, na swojego przedstawiciela. Wiadomość o tym, że murarze chcą większej zapłaty, szybko rozeszła się po innych grupach. Najbardziej oburzeni byli woźnicy, którzy dostarczali budulec. Byli to ludzie o wielkiej sile, więc postanowili zrobić przerwę w pracy na naradę.


Jednakże każdy z woźniców miał inne zdanie, więc narada przedłużyła się o dwa dni. W tym czasie nikt nie dostarczał materiałów na wieżę, więc murarzom zaczęło brakować nie tylko cegieł, ale też wody i żywności, które również woźnicy dostarczali.


Na szczęście po trzech dniach woźnicy wrócili do pracy. Ale w tym czasie wyrabiacze cegieł narobili ich tak dużo, że nie mieli gdzie ich składować. Zdziwieni, że nikt po nie nie przychodzi, dowiedzieli się, że zarówno murarze, jak i woźnicy żądają większej zapłaty i przywilejów.


— Co to ma znaczyć? — oburzył się Pan Gzyms, mistrz wyrabiaczy cegieł. — Gdyby nie nasze umiejętności, nigdy nie powstałyby takie wytrzymałe cegły. Nie mieliby czym budować murarze ani co wozić woźnicy. Powinniśmy być lepiej wynagradzani!


Czeladnicy zgodzili się z Panem Gzymsem. Od tej pory każdy zaczął liczyć, ile cegieł wyprodukował, a jakość produkcji spadła. Nikt już nie dbał o to, by robić dobre cegły, tylko by było ich jak najwięcej. Murarze zatrudnili buchaltera, który liczył za nich ilość ułożonych cegieł. Woźnicy zrobili to samo, wyliczając, ile przejechali kilometrów, co dodatkowo podniosło koszty pracy.


Cegły stawały się coraz gorszej jakości, a zapłata nie nadchodziła na czas. Murarze zaczęli narzekać, a tempo budowy spadło, aż w końcu prace całkowicie ustały.


Niedługo potem nadciągnęły ciemne chmury i zaczęło padać. Ludzie, którzy byli w pobliżu, rzucili się na wieżę, szukając schronienia przed potopem. Jednak górne warstwy wieży, zrobione z niskiej jakości cegieł, zaczęły się kruszyć i rozmakać. Wieża nie wytrzymała naporu deszczu, a ludzi, którzy na nią uciekali, pochłonęło błoto.


Deszcz na chwilę ustał, a na wodach dryfowała arka Noego. W oddali widać było rozmyty szczyt wieży. Po czterdziestu dniach deszcz przestał padać, a siedem dni później gołąb przyniósł Noemu gałązkę oliwną.


— Tato, ale Pismo Święte mówi, że to Bóg pomieszał języki Babilończykom?


— Tak, synu, Pismo Święte tak mówi. Ale pamiętaj, że po latach, gdyby nie udały się przemiany społeczne w Polsce, kronikarz mógłby napisać, że to Bóg zabrał Polakom zdolność trzeźwego myślenia. Zamiast się zjednoczyć, zaczęliby się wzajemnie oskarżać, kłócić o to, kto jest lepszy, kto ma rację. I powiedzieliby, że Bóg pomieszał Polakom języki.


— Czy dlatego mówi się o polskiej wieży Babel? Dlaczego jedni oskarżają drugich?


— Widzisz, synu, przed laty Polaków jednoczył jeden cel — wyzwolić się od komunizmu. Wszyscy dążyli w jednym kierunku, tworząc ruch „Solidarność”. Ludzi tego ruchu łączyła wzajemna życzliwość i bezinteresowna pomoc. Byli tak zjednoczeni, że żadna siła nie mogła tej jedności zburzyć. Totalitarny system upadł, ale niektórzy przywódcy uwierzyli, że zwycięstwo było ich zasługą. Każdy chciał pokazać, że wie najlepiej, co jest dobre dla Polski, i zaczęły powstawać różne ugrupowania.


— Tato... a dlaczego ludzie nie słuchają?


— Bo powstało wiele partii, a każda mówi coś innego, przekonując, że tylko ona ma rację. Ludzie nie wiedzą, kogo słuchać. Wszyscy mówią o wolności, ale jednocześnie narzucają swój sposób myślenia i postępowania.


— Nic z tego nie rozumiem.


— Dopóki Polacy nie zjednoczą się, tak jak wtedy, gdy powstawała „Solidarność”, w Polsce nie będzie jedności.


— A czy jest szansa, że Polacy się zjednoczą? Co trzeba zrobić?


— Jest taka szansa, synu, ale to już opowiem ci innym razem. Jest późno, pora spać.


— Dobranoc, tatko. Nie zapomnij mi opowiedzieć jutro...


Chorzów, 18 marca 2001 roku


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz