sobota, 28 września 2024

WYDOBYTE Z ARCHIWÓW -2005 rok.

 



Z NOTATNIKA PIELGRZYMA

Od 1991 do Kętrzyna- powiatowego miasta w województwie warmińsko - mazurskim z całej Polski przyjeżdżają 5 sierpnia przyjeżdżają pątnicy, którzy w sposób szczególny umiłowali pielgrzymowanie do Matki Miłosierdzia w Ostrej Bramie Wileńskiej.




W środę, 6 lipca po rannej Mszy świętej w kościele św. Jerzego o godz. 6,15 wyruszyła z Kętrzyna na szlak pielgrzymi XV Piesza Pielgrzymka Warmińska do Ostrej Bramy. Idzie ponad 300 osób. Pielgrzymkę prowadzi ks. Dyrektor Jan Szymko. Słoneczny poranek, rześki powiew wiatru zachęca wszystkich do radosnego śpiewu godzinek, modlitwy różańcowej. Po dwóch godzinach marszu zatrzymujemy się w małej miejscowości Różanka. Tutaj czekają na nas kanapki przygotowane przez życzliwych mieszkańców na drugie śniadanie, dla niektórych (co zbyt późno wstali) jako pierwsze. Pierwszy etap liczy 37km. podzielony na 5 odcinków po 7 - 8km. Tak będzie prawie na wszystkich etapach. Wieczorem , około godz. 19 dochodzimy do Węgorzewa. Pierwszy nocleg na trasie dziesięciodniowej pielgrzymki. Większość osób na nocleg zbierają gospodarze do swoich domów. Ci, którym nie starczyło miejsca udają się do miejscowej szkoły.

Następnego dnia, 7 lipca wstajemy wcześnie rano. Już o 5,15 jest sprawowana Msza św. Zaraz po Mszy św. wychodzimy na szlak pielgrzymi. Dziś do przejścia 39km. Etap, wiedzie polnymi drogami, między dojrzewającymi zbożami, łąkami, przez lasy.

(Foto: Daniel Kochanek)

Idziemy odmawiając pacierz, śpiewamy godzinki. W Baniach Mazurskich czeka na nas obfity obiad – rosół z wkładką – przygotowany przez mieszkańców. Trochę zaczęło padać. Po chwili deszcz ustał. Rozpogodziło się, rześkie, świeże powietrze. Po obfitym obiedzie, dwugodzinnym odpoczynku wyruszamy w dalszą drogę. .... Na wieczór dochodzimy do Grabowa, o 19,45. Tutaj kolejny nocleg- część pielgrzymów nocuje po domach, część w szkole. Grabowo leży w niedalekim sąsiedztwie Szeskich Wzgórz, które osiągają wysokość 308,9m n. p. m. okolice niezwykle malownicze.



Trzeci dzień naszego pielgrzymowania jest krótszy, tylko 30 km. Rozpoczynamy dzień Mszą św. o godz. 7. Wychodząc Podziwiamy piękne treny. Mijając okoliczne wioski pozdrawiamy wychodzących na spotkanie mieszkańców. Dochodzimy do Gołdapi- miasta liczącego 14 tys. mieszkańców. Tutaj, przy gotyckim kościele parafialnym NMP Matki Kościoła, który od 1992r. Pełni rolę Katedry diecezji ełckiej, jesteśmy częstowani bardzo smaczną grochówką przygotowaną przez wojskowych kucharzy dzięki staraniom ks. Prałata Aleksandra Smędzika. Chyba wszyscy poprosili dokładkę - grochówki nie zabrakło ( kucharze przewidzieli i ugotowali więcej). Idziemy dalej. Za miastem mijamy jezioro Gołdap o powierzchni 2,3km kw. Podczas drogi towarzyszy nam modlitwa różańcowa, konferencja w drodze, śpiew. Porządkowi dokonują liczenia ilu nas idzie dokładnie. Parę osób doszło po drodze. Jest nas 370 pielgrzymów, w tym: 7 księży; 1 diakon; 2 siostry zakonne; 7 lekarzy; 17 pielęgniarek; aż 52 nauczycieli; 2 kolejarzy; 74 pielgrzymów pochodzi z miejscowości wiejskich, tylko 190 osób pielgrzymuje pierwszy raz, reszta idzie już któryś kolejny raz. Trudno byłoby wyliczyć wszystkie miasta, z których przyjechali pątnicy aby iść do Matki w Ostrej Bramie. Utrudzeni ale radośni przychodzimy do Dubieninek. W kościele św. Andrzeja Boboli wita nas zespół folklorystyczny „Romaniczanie”.

Ksiądz proboszcz Gerard Śliwka zaprasza spora grupę pielgrzymów na swoje probostwo, na kolację i nocleg. Mieszkańcy okolicznych wiosek zabierają samochodami część pielgrzymów na nocleg do swoich domów oddalonych nawet około10km.


Z Dubieninek wyruszamy o godz.7 aby przejść trasę 36 km. Idziemy przez teren krajobrazowego Parku Puszczy Rumińskiej. Jest bardzo ciepło. Na niebie nie ma ani jednej chmurki. Idzie z nami, a raczej jedzie na wózku inwalidzkim Krystian, całkowicie sparaliżowany, jest niezwykle radosny, kontaktowy. Opiekują się Krystianem Dominika i Renata. Pomagają im wszyscy pielgrzymi – zwłaszcza w prowadzeniu wózka. Maryśka Nojek ma 9 lat, idzie z siostrą Julią -11 lat i ojcem Markiem.W domu na nich czekają jeszcze troje młodszych rodzeństwa. Brat Jan Gioslar z Kędzierzyna Koźla. Ma 83 lata, zliczył 18 pielgrzymek, część z Warszawy do Częstochowy. Zamierza przejść 20 pielgrzymek. Około20,30 dochodzimy do Rutki Tartak, wsi malowniczo położonej nad rzeką Szeszupą.



Niedziela, 10 lipca. Dziś wstajemy wyjątkowo wcześniej. O godz. 5,15 uczestniczymy we Mszy św. w kościele Matki Bożej Królowej Polski. Już o godz. 6,15 opuszczamy miejsce ostatniego noclegu po stronie polskiej. Na całej trasie naszego pielgrzymowania na spotkanie wychodzą ludzie, zwłaszcza dzieci, młodzież. Bliżej stojącym darujemy obrazki specjalnie przygotowane. Wiele osób prosi o modlitwę. Zatrzymujemy się w Becejłach. Ks. Proboszcz kanonik Wiesław Jan Bednarek i miejscowi gospodarze przygotowali dla nas śniadanie. Po obfitym poczęstunku idziemy do przejścia granicznego w Budziskach. Zatrzymujemy się na obiad. O godz. 13przekraczamy granicę z Litwą. Straże graniczne dla nas są życzliwe, nie hamują przemarszu przez punkt graniczny. Jest upalnie, na niebie nie ma ani jednej chmurki. Im jest trudniej iść w skwarze dnia tym bardziej każdy z pielgrzymów stara się okazywać większą życzliwość wobec brata. Jesteśmy wszyscy bracia i siostry. Zanikły jakiekolwiek podziały, wszyscy stanowimy jedną rodzinę. Zatrzymujemy się na krótki odpoczynek w lasku na zboczu drogi A 226. Do Kalwarii (Kalwarija) dochodzimy o godz. 20. Dziś większość pielgrzymów śpi w szkole. Teraz we wszystkie posiłki zaopatruje nas zaplecze gospodarcze-czyli tzw. kuchnia polowa i kwatermistrzowie.

Z Kalwarii wyruszamy już o godz. 5 wychodzimy na szlak. Szósty dzień pielgrzymowania jest zarazem najdłuższym etapem, liczy ponad 40km. Na godz. 11 dochodzimy do Mariampola liczącego 51 tys. mieszkańców. Zatrzymujemy się przy kościele św. Michała Archanioła, w którym jest kaplica z grobem błogosławionego Jerzego Matulewicza. Zmarł w 1927r. Beatyfikowany w 1987r. przez Papieża Jana Pawła II. Tutaj uczestniczymy we Mszy św. Spożywamy posiłek. Po odpoczynku idziemy do Iglawki. To nic, że jest gorąco, niebo bezchmurne, nikt nie narzeka, każdy liczył się z trudnościami. Ofiarował je w sobie wiadomej intencji. Ofiarowałem ten trud w intencji młodzieży, z którą nikt się nie liczy – tak bardzo zniewolona przez media, przez mających władzę. Idziemy w zwartej kolumnie, staramy się sobie wzajemnie pomagać. Na przedzie, tak jak wszystkie poprzednie etapy idzie ks. Jan, Dyrektor i organizator pielgrzymki. Pielgrzymuje już 15 raz. Zawsze na czole pielgrzymki, nadaje jednakowe tempo marszu. Wspólne pokonywanie trudu wyzwala w braciach, siostrach pragnienie czynienia dobra dla drugiego Dochodzimy do Iglawki około 20,30. Kościół św. Kazimierza powstał w 1783r., a jego fundatorem był książe Kazimierz Sapiecha. Wyjątkowo w związku z brakiem miejsc noclegowych część pielgrzymów nocuje w domu Caritas a część w kościele.


Z Iglawki zaraz po śniadaniu wyruszamy do Birsztan. Biorę krzyż do niesienia na czele pielgrzymki. Iść z krzyżem tylko na samym początku wydaje się trudne. Trzeba bowiem zachować równomierne tępo, nie można przyśpieszać ani zwalniać. Po pewnym czasie równomierny marsz dodaje nowych sił, krzyż przestaje być ciężarem, staje się umocnieniem – tajemnica krzyża. Na postoju krzyż przekazuję innym. Jest wielu chętnych do niesienia tego znaku.

Na obiad zatrzymujemy się w Prenach nad Niemnem. Jest tu kościół pochodzący z 1750r. p.w. Objawienia Pańskiego, którego fundatorem był król Michał Korybut Wiśniowiecki. Świątynia z małymi poprawkami w 1850r. przetrwała do naszych czasów. Kolejny obiad, jak zawsze smakowity przygotowywany przez nasze zaplecze gospodarcze. Wychodząc z miasta przekraczamy Niemen, zakolem dochodzimy do Birsztan, miasteczka liczącego około 4 tys. Mieszkańców, pięknie położonego na prawym brzegu Niemena, otoczonego sosnowymi lasami. Kiedyś były miejscem polowań książąt litewskich. Nocujemy w miejscowej szkole. Część pielgrzymów w zaprzyjaźnionych (z poprzednich pielgrzymek) rodzinach.


Po szybko spożytym śniadaniu na placu szkolnym o godz. 6,30 wyruszamy w drogę. Na odpoczynek zatrzymujemy się w przydrożnym lesie. Na obiad dochodzimy do Stakieliszek. Kościół murowany , trójnawowy p.w. św. Trójcy. Ks. Proboszcz Alfred Rukszta podczas powitania przedstawia bolesną sytuację parafii:- w bieżącym roku były tylko 3 chrzty, 1 ślub i 50 pogrzebów. Miejscowość liczy 1300 mieszkańców Wiele umiera śmiercią gwałtowną. Głosem błagającym prosi pielgrzymów o modlitwę. Po biedzie zdążamy do Wysokiego Dworu. Podczas drogi pielgrzymujący z nami ks. Marek Kotapko wygłasza konferencję o lekceważeniu, profanacji Przenajświętszego Sakramentu, podał drastyczne wypadki profanacji konsekrowanych hostii. Prosi wszystkich pielgrzymów o jak najczęstsze wynagradzanie Najświętszemu Sercu Jezusowemu za tak wielkie zniewagi, profanacje. Podobno jeszcze nigdy nie było tak upalnie jak w tym roku. Zmęczeni, ale bardzo wyciszeni po konferencji ks. Marka i relacji ks. proboszcza ze Stakieliszek dochodzimy do Wysokiego Dworu. Zatrzymujemy się w drewnianym, trójnawowym kościele p.w. Chrystusa Zbawiciela. Jest godz.18. . Ksiądz Proboszcz tutejszej parafii jakby w uzupełnieniu mówi, że do kościoła prawie wcale nie przychodzi młodzież. Gromadzą się prawie wyłącznie starsi ludzie. Prosi o modlitwę. Współpielgrzymujący księża koncelebrują Mszę świętą. Są bardzo ważne intencje, nie czekające zwłoki Tradycyjnie część pielgrzymów odpoczywa po zaprzyjaźnionych rodzinach , pozostali w szkole. Przyzwyczailiśmy się już do tych warunków „harcerskich” . Niektórzy celowo wybierają nocleg w szkole.

Czwartek 14 lipca jest 9 dniem naszego pielgrzymowania. Trasą bardzo malowniczą .. wśród jezior podążamy do pierwszej stolicy Litwy - Stare Troki. Około 1320 roku były siedzibą księcia Gedymina. W XV wieki książę Witold przenosi siedzibę do Nowych Trok. Na jednej z wysp na jeziorze Galwe zbudował potężny zamek obronny, w którym po odbudowie obecnie mieści się muzeum historyczne.


O godz. 17,30 gromadzimy się w pięknym gotyckim kościele. Dziś Mszę prymicyjną koncelebruje ks. Paweł Fiącek, Salwotarijanin, który razem z nami też pielgrzymuje do Wilna. W homilii nawiązuje do pielgrzymowania. Całe nasze życie jest wędrówka z łez padołu. Wierzący zawsze mają cel. Tym celem jest niebo, zbawienie. Codzienne zmaganie się z pokonywaniem trudności wyzwala w nas dobro. Na drodze zawsze ktoś poda pomocną dłoń. Idziemy do Pani w Ostrej Bramie aby doświadczyć pełni radości. Droga nasza wiedzie jednak dalej. Dążymy do celu, którym jest zbawienie. Po Eucharystii udziela błogosławieństwa prymicyjnego. Dziś większość osób nocuje u tutejszych rodzin. Tylko kilkanaście osób nocuje tradycyjnie ( z przyzwyczajenia?)w szkole.

Nie jest to jedyna pielgrzymka do Matki Miłosierdzia w Ostrej Bramie. Pielgrzymują pątnicy z Białegostoku, Suwałk. Wiele jest pielgrzymek do Częstochowy. Każda ma swój specyficzny charakter, charyzmat. Błędem byłoby porównywać. Wszystkie jednak mają wspólną cechę- uczą miłości Boga, bliźniego. Przez Serce Maryi do Jezusa. Często to co nierealne staje się wykonalne. Cudem jest w naszych oczach.


Ostatni etap z Troki do Wilna jest najkrótszy (24km) ale jednocześnie bardzo uciążliwy. Idziemy cały czas bardzo ruchliwą drogą w nieustannym towarzystwie samochodów dojeżdżających do Wilna. Na odpoczynek zatrzymujemy się w przydrożnym lesie. Dla bezpieczeństwa idziemy wyjątkowo zwartą kolumną. Pomaga to nie tylko porządkowym ale i nam samym podczas odmawiania różańca, śpiewu. Tuż przed godz.17 dochodzimy do Ostrej Bramy.

Radość i wzruszenie jak fala oceanu ogarnia wszystkich. Jakże opisać tę chwilę? ... Rozpoczyna się Uroczysta Msza święta przed cudownym obrazem.

Dla tej chwili warto było znosić wszelkie trudy, niewygody, słońca gorące, poty, pokonać 350 km. Ta pielgrzymka coś w nas zmieniła. Jesteśmy ci sami, ale już nie tacy sami.






 Panno święta, co Jasnej bronisz Częstochowy

I w Ostrej świecisz Bramie...” (A. Mickiewicz )



Oto jesteśmy, u Twoich stóp

Dzieci Twoje

Wstaw się za nami u Syna

Niech w nasze serca

Miłością rozpali

Prawdziwą i wielką

Jak prawdziwa jest ziemia

Jak wielkie jest niebo.

Będziemy szczęśliwi

Trwając wierni przy Tobie

Czyniąc wszystko

Co powie Twój Syn.


Chrzów25 lipca 2005

Jan Mieńciuk


e-mail: janekm2@tlen.pl














































czwartek, 26 września 2024

WIEŻA BABEL

 


JEDNO Z OPOWIADAŃ NA DOBRANOC- WYDOBYTE Z ARCHIWUM, 2001r. 


Jan Mieńciuk

Historia wieży Babel


Opowiedziana Rafałkowi Kocie Oczko — przyszłemu literatowi.


Pewnego dnia Rafałek wraca ze szkoły i pyta:

— Tato, powiedz, co to znaczy wieża Babel?


— Widzisz, synu, dawno temu nasi przodkowie próbowali wybudować bardzo wysoką wieżę, ale nie udało im się.


— Tato, mówią, że Bóg pomieszał im języki, żeby nie mogli się porozumieć. Czy to prawda? Opowiedz, dlaczego nie mogli dokończyć budowy?


— To nie Bóg pomieszał im języki, synu. Ludzie sami sobie to zrobili, przez pychę.


— Tato, opowiedz, jak to było?


— W starożytnym Babilonie pewnego dnia ludzie dowiedzieli się, że grozi im wielki potop. Widzieli Noego, który właśnie rozpoczął budowę arki ze swoimi synami. Głośno szydzili z niego, okazywali pogardę, ale w skrytości zastanawiali się, jak zabezpieczyć się przed przepowiadanym kataklizmem. W końcu uzgodnili, że wszyscy mieszkańcy Babilonu wspólnymi siłami wybudują bardzo wysoką wieżę, która sięgnie nieba. Babilończycy byli pracowici i zdolni, więc szybko zorganizowali się w grupy odpowiedzialne za różne etapy prac.


Jedna grupa zajęła się przygotowywaniem gliny na cegły, inna ich wypalaniem, kolejna transportem materiałów na budowę, a jeszcze inna układaniem cegieł. Wszyscy chętnie pracowali, a wieża szybko rosła i wkrótce była widoczna z każdego miejsca w Babilonie jako największa budowla.


Pewnego dnia jeden z murarzy, Warszoł, zawołał:

— Wiecie co, chłopcy? My to jesteśmy najlepsi! Gdyby nie nasze mistrzowskie murowanie, wieża nie wzniosłaby się tak wysoko i nie byłaby taka wspaniała. Na nic zdałyby się najlepsze cegły i piasek, gdyby nie nasza praca.


— Prawdę mówisz, Warszoł! Powinniśmy być lepiej traktowani, skoro jesteśmy najlepsi — przytaknęli inni murarze.


Zdecydowali więc założyć związek i wybrali Warszoła, mistrza gadki, na swojego przedstawiciela. Wiadomość o tym, że murarze chcą większej zapłaty, szybko rozeszła się po innych grupach. Najbardziej oburzeni byli woźnicy, którzy dostarczali budulec. Byli to ludzie o wielkiej sile, więc postanowili zrobić przerwę w pracy na naradę.


Jednakże każdy z woźniców miał inne zdanie, więc narada przedłużyła się o dwa dni. W tym czasie nikt nie dostarczał materiałów na wieżę, więc murarzom zaczęło brakować nie tylko cegieł, ale też wody i żywności, które również woźnicy dostarczali.


Na szczęście po trzech dniach woźnicy wrócili do pracy. Ale w tym czasie wyrabiacze cegieł narobili ich tak dużo, że nie mieli gdzie ich składować. Zdziwieni, że nikt po nie nie przychodzi, dowiedzieli się, że zarówno murarze, jak i woźnicy żądają większej zapłaty i przywilejów.


— Co to ma znaczyć? — oburzył się Pan Gzyms, mistrz wyrabiaczy cegieł. — Gdyby nie nasze umiejętności, nigdy nie powstałyby takie wytrzymałe cegły. Nie mieliby czym budować murarze ani co wozić woźnicy. Powinniśmy być lepiej wynagradzani!


Czeladnicy zgodzili się z Panem Gzymsem. Od tej pory każdy zaczął liczyć, ile cegieł wyprodukował, a jakość produkcji spadła. Nikt już nie dbał o to, by robić dobre cegły, tylko by było ich jak najwięcej. Murarze zatrudnili buchaltera, który liczył za nich ilość ułożonych cegieł. Woźnicy zrobili to samo, wyliczając, ile przejechali kilometrów, co dodatkowo podniosło koszty pracy.


Cegły stawały się coraz gorszej jakości, a zapłata nie nadchodziła na czas. Murarze zaczęli narzekać, a tempo budowy spadło, aż w końcu prace całkowicie ustały.


Niedługo potem nadciągnęły ciemne chmury i zaczęło padać. Ludzie, którzy byli w pobliżu, rzucili się na wieżę, szukając schronienia przed potopem. Jednak górne warstwy wieży, zrobione z niskiej jakości cegieł, zaczęły się kruszyć i rozmakać. Wieża nie wytrzymała naporu deszczu, a ludzi, którzy na nią uciekali, pochłonęło błoto.


Deszcz na chwilę ustał, a na wodach dryfowała arka Noego. W oddali widać było rozmyty szczyt wieży. Po czterdziestu dniach deszcz przestał padać, a siedem dni później gołąb przyniósł Noemu gałązkę oliwną.


— Tato, ale Pismo Święte mówi, że to Bóg pomieszał języki Babilończykom?


— Tak, synu, Pismo Święte tak mówi. Ale pamiętaj, że po latach, gdyby nie udały się przemiany społeczne w Polsce, kronikarz mógłby napisać, że to Bóg zabrał Polakom zdolność trzeźwego myślenia. Zamiast się zjednoczyć, zaczęliby się wzajemnie oskarżać, kłócić o to, kto jest lepszy, kto ma rację. I powiedzieliby, że Bóg pomieszał Polakom języki.


— Czy dlatego mówi się o polskiej wieży Babel? Dlaczego jedni oskarżają drugich?


— Widzisz, synu, przed laty Polaków jednoczył jeden cel — wyzwolić się od komunizmu. Wszyscy dążyli w jednym kierunku, tworząc ruch „Solidarność”. Ludzi tego ruchu łączyła wzajemna życzliwość i bezinteresowna pomoc. Byli tak zjednoczeni, że żadna siła nie mogła tej jedności zburzyć. Totalitarny system upadł, ale niektórzy przywódcy uwierzyli, że zwycięstwo było ich zasługą. Każdy chciał pokazać, że wie najlepiej, co jest dobre dla Polski, i zaczęły powstawać różne ugrupowania.


— Tato... a dlaczego ludzie nie słuchają?


— Bo powstało wiele partii, a każda mówi coś innego, przekonując, że tylko ona ma rację. Ludzie nie wiedzą, kogo słuchać. Wszyscy mówią o wolności, ale jednocześnie narzucają swój sposób myślenia i postępowania.


— Nic z tego nie rozumiem.


— Dopóki Polacy nie zjednoczą się, tak jak wtedy, gdy powstawała „Solidarność”, w Polsce nie będzie jedności.


— A czy jest szansa, że Polacy się zjednoczą? Co trzeba zrobić?


— Jest taka szansa, synu, ale to już opowiem ci innym razem. Jest późno, pora spać.


— Dobranoc, tatko. Nie zapomnij mi opowiedzieć jutro...


Chorzów, 18 marca 2001 roku


sobota, 14 września 2024

KONWALIA

 

Jestem jestem

dobre ziółko

przyleć proszę

miła pszczółko

nektarem słodkim

się pożywisz

na kwiatku ukołyszesz

błogość wielka cię ogarnie

aż sen spadnie

bo ja jestem konwalia

wszelkie nerwy

serca twego rany ukoi

ukołysze i przytuli